Jeśli nie dotkniesz tu Morza Martwego, nie opowiadaj o tym nikomu. Nie potraktują cię poważnie. Zaraz potem stań przed czymś, co na pocztówkach wydaje się jakąś przedziwną komputerową symulacją. Bo Petra jest jakby nie z tego świata. Stwierdził to sam Indiana Jones. 

Miejsc wpisywanych na listę "must-see" jest w Jordanii cała masa. Jest też święty spokój, o który w codziennej pogoni zabija się coraz większa grupa moich znajomych. Można tu zapomnieć o istnieniu całego świata, o e-mailach, portalach społecznościowych, telefonach. W zamian rozkoszować się widokiem bezkresnych pustyń i magicznych budowli.   

DOBRE WIDOKI  

Swą wędrówkę zaczynam od Akaby, która czaruje przyjezdnych swą własną magią okraszoną niezwykłą gościnnością. Porywa widokiem koralowców tańczących w cieple przenikliwego słońca. Poszukiwacz zaginionej rafy i mieszczański wczasowicz odnajdą się tu bez większego problemu. Ciekawostka jest taka, że można stąd dostrzec trzy inne kraje – Egipt, Arabię Saudyjską i Izrael.  

Dawniej szlaki handlowe i pielgrzymkowe na lądzie i na morzu prowadziły tu z Egiptu, Arabii i północy. Dziś Akaba jest tętniącym życiem kurortem, krainą wiecznego słońca rozpieszczającą turystów spektakularnym krajobrazem i łagodną pogodą. Jest miło, ale po większe emocje trzeba się ruszyć z leżaka - na wielbłądzie albo autobusem. 

Docieram do miejsca, w którym wręcz trzeba się zatrzymać, a przed zwiedzaniem wziąć głęboki oddech. W 1812 roku niespełna 30-letni Szwajcar Johann Ludwig Burckhardt, idąc tropem pogłosek o istnieniu opuszczonego starożytnego miasta, stanął naprzeciw jednego z największych dzieł sztuki Bliskiego Wschodu. Zobaczył Petrę. 

CUD ŚWIATA

Magiczne miasto wyrzeźbione w skale kilka lat temu zostało uznane za jeden z nowych siedmiu cudów świata. I trudno się dziwić - jest jednym z największych i najważniejszych stanowisk archeologicznych na globie, ale też najcenniejszym skarbem Jordanii i największą tutejszą atrakcją turystyczną. Do miasta wchodzi się przez Sik, wąski wąwóz. Przejście między skałami o ciepłych kolorach raczej nie sprawia trudności, choć gdy wysokie na ponad sto metrów ściany schodzą się tak blisko, że zasłaniają niebo, można zapomnieć o oddychaniu. 

Kiedy nie ma jeszcze ludzi, panuje tu swoista cisza. W jej towarzystwie drepcze się krok za krokiem, by u wylotu kanionu zobaczyć najsłynniejszy budynek Petry, skarbiec Al-Khaznah. Potężna 43-metrowa fasada przywodzi na myśl i Akropol, i budowle starożytnego Rzymu czy Egiptu równocześnie. Tyle tylko, że tu wszystko wykute jest w skale. Ten sam obrazek oglądali zadziwieni Harrison Ford i Sean Connery, poszukiwacze Świętego Graala w filmie "Indiana Jones i ostania krucjata". 

800 SCHODÓW

Skarbiec to tylko jeden z wielu cudów znajdujących się w Petrze. Żeby dobrze zwiedzić całość, potrzeba czterech-pięciu dni. Wciąż widać setki ciętych w skale grobowców o misternych rzeźbieniach – w przeciwieństwie do domów zniszczonych przez trzęsienia ziemi, wyrzeźbiono je tak, by trwały przez wieki. Tak się stało - 500 z nich przetrwało do naszych czasów. Są puste, ale i tak oczarowują zwiedzających. Znajduje się tu także ogromny, zbudowany przez Nabatejczyków teatr rzymski na 3000 miejsc. Są świątynie, ołtarze ofiarne i ulice z kolumnadami. 

NA KONIU LUB POWOZEM

Nad całością góruje robiący ogromne wrażenie klasztor Ad-Deir, do którego można dotrzeć pokonując 800 stopni schodów. U ich stóp kilku rzemieślników sprzedaje lokalne rękodzieła. Każdego dnia rozkładają swe kramy z fikuśnymi wyrobami garncarskimi, biżuterią i żłobionymi butelkami z wielobarwnego piasku pozyskiwanego z regionu. 

Pojazdy silnikowe nie mają tu wjazdu, jednak kto nie ma ochoty na spacer, może wynająć konia lub powóz, który zabiera podróżników do Sik. Wewnątrz można przesiąść się na osła lub – w przypadku poszukiwaczy większych przygód – wielbłąda, rzecz jasna towarzyszem wyprawy jest przewodnik.  

JAK LAWRENCE Z ARABII  

Nie ma nic piękniejszego niż ostry kontrast między lśniącymi błękitnymi wodami Akaby, a pustynnym krajobrazem Wadi Rum, bowiem Wadi Rum jest wszystkim, czego można oczekiwać od istoty pustyni. To zdumiewające miejsce, nietknięte niszczycielskim działaniem człowieka. Wieki temu czas zupełnie tu zapomniał o tym, że powinien gnać do przodu.  

Pustynię Wadi Rum rozsławił Thomas Edward Lawrence, który tu trafił w okresie antytureckiego powstania arabskiego w latach 1917-18, a jeszcze bardziej film „Lawrence z Arabii”, powstały na podstawie jego autobiograficznej powieści „Siedem filarów mądrości”. Ci, którzy tu przybywają chcą poczuć, jak miejsce to przeistacza się bez przerwy wykorzystując formy terenu, gigantyczne piaskowe góry, płaskowyże, strome kaniony, grzybowe skały i wiecznie ruchome wydmy. 

PRZEZ PUSTYNIĘ NA WIELBŁĄDZIE 

Labirynt monolitycznego pejzażu skalnego tworzy naturalne wyzwanie dla miłośników górskich wypraw. Wyrastający wprost z piaszczystej pustyni labirynt skalnych gór, z których Dżabal Ramm (1754 m n.p.m.) jest najwyższym szczytem Jordanii, po prostu wymusza kosmiczne skojarzenia. Bez wątpienia to jedna z piękniejszych pustyni świata, na której można się cieszyć się spokojem niezmierzonych przestrzeni, jeździć na wielbłądzie przez wąskie kaniony i oazy, albo odkryć malowidła skalne liczące ponad 4000 lat. 

Istnieje kilka możliwości zwiedzania Wadi Rum. Sporą dawkę emocji dostarcza jazda wynajętym samochodem z napędem na cztery koła. Kierowca, będący zwykle też przewodnikiem, z pewnością nie ominie najbardziej znanych miejsc Wadi. Można też wynająć wielbłąda (również z przewodnikiem). Istnieje także możliwość spędzenia nocy pod gwiazdami w namiocie Beduinów. Od wieków kultywują pół-koczowniczy styl życia. Nie jest jednak tajemnicą, iż romantyczni władcy pustyni na wielbłądy przesiadają się jedynie w godzinach pracy, a później można ich spotkać raczej w dobrej klasy autach. 

Środek lokomocji nie ma jednak znaczenia. Dla przybywających dużo bardziej istotne jest to, że są ludem gościnnym i chętnie przyjmują gości, zapraszając ich często na kawę, nawet na posiłek. Dla turystów stawiają namioty wyposażone w ciepłą i zimną wodę oraz elektryczność. Zapewniają przy tym, że od ich pustynnego obejścia skorpiony i węże trzymają się z daleka. Trzeba w to wierzyć. 

ZDROWIE Z MORZA MARTWEGO

Morze Martwe ze wschodu ograniczają góry, a od zachodu wzgórza Jerozolimy, tworząc razem krajobraz nieziemskiej wręcz urody. Choć obecnie jest to rzadko zaludniony i spokojny teren, podobno kiedyś znajdowało się tu pięć biblijnych miast: Sodoma, Gomora, Adma, Zeboim i Zoar. Uznawany za jeden z najbardziej niezwykłych pejzaży na świecie, wschodni brzeg Morza Martwego w okolicach rzeki Jordan stał się ważnym ośrodkiem turystyki religijnej i zdrowotnej w regionie. 

Najważniejszą atrakcją Morza Martwego jest sama woda – ciepła, kojąca, bardzo słona – dziesięciokrotnie bardziej słona niż zwykła woda morska – bogata w chlorki magnezu, sodu, potasu, bromu i kilka innych. W starożytności uwielbiali je król Herod Wielki i Kleopatra. Dziś kto może, korzysta z luksusu wymazania się ciemnym błotem Morza Martwego i unosili się bez wysiłku na falach, wdychając zdrowe minerały i wystawiając się na działanie łagodnych promieni
jordańskiego słońca.