Małgorzata Rakowiec

Po kontroli Najwyższej Izby Kontroli okazało się coś, co pacjenci wiedzą od dawna: chociaż na rożnego rodzaju zabiegi i operacje kolejki są, to po pierwsze czeka się w nich bardzo długo (szpital z Kościerzyny zajął rekordowe miejsce, bo wg NIK na pewien rodzaj zabiegu czeka się ponad cztery lata), a po drugie zasady tworzenia takich kolejek nie są do końca przejrzyste.

Miałam okazję rozmawiać na ten temat z dyrektorem jednego z większych na Pomorzu szpitali. Powiedział mi, że prace nad ujednoliceniem zasad kolejki trwają od dawien dawna, ale choć nie jest to proste (no bo na przykład, jak ktoś z kolejki zrezygnuje, trzeba  byłoby o przesunięciu terminu powiadomić wszystkich znajdujących sie za nim pacjentów - i tak za każdym razem), to jakoś tak się dzieje, że nie udaje sie takich klarownych i jednoznacznych kryteriów ustalić. Jakoś tak zawsze jest, że komuś nie zależy.

A ostatnio w radiu słyszę o najnowszej kampanii edukacyjnej „TIR-y na tory” - cel szczytny, bo jak zrozumiałam, mamy się podpisywać pod rozporządzeniem, które miałoby doprowadzić do tego, żeby transport samochodowy zamienić na kolejowy. I faktycznie jestem jak najbardziej za, gdyby nie fakt, że to kampania m.in. Ministerstwa Infrastruktury - i tak się zastanawiam, dlaczego to ministerstwo samo nie przygotuje rozporządzenia, które zachęcałoby firmy transportowe do wykorzystywania transportu kolejowego? Dlaczego mamy się fatygować my, obywatele?! Nie wiem.

Wiem natomiast o tym, o czym mnie ta kampania mocno informuje, ze TIRy są  niebezpieczne, że powodują groźne wypadki, a osobiście odczuwam jak mocno niszczą drogi,
za każdym razem, gdy samochodem wyjeżdżam trasą z Gdańska w kierunku Warszawy.

W takiej na przykład Jordanii z obciążonymi TIR-ami, których jeździ pełno poradzono sobie tak: w pewnym momencie trasy muszą wjechać na specjalny pas, tam znajduje się waga i jeśli któryś ją przekroczy, to od razu wiadomo. I pewnie takie i jeszcze co najmniej kilka innych rozwiązań są świetnie znane naszym specjalistom od budownictwa drogowego i transportu. Ale jakoś tak u nas się nie udaje.

No i może jeszcze jeden przykład. Ostatnio zainteresowałam się pewną malutką działką, jaką chce sprzedać Miasto Gdańsk. Teren objęty jest opieką konserwatorską. No to sobie myślę, pójdę do odpowiedzialnego za teren pracownika podległego Konserwatorowi i poproszę o wytyczne dla tego terenu. Oglądam namiętnie programy o tym, jak budują Brytyjczycy i pomyślałam, że tak, jak w Zjednoczonym Królestwie otrzymam informacje np. o rodzaju dachu, jego nachyleniu, ewentualnie rodzaju okien i wysokości zabudowy. Ale nie, nic z tego. Usłyszałam, że... z powodu tego, iż ten teren nie jest objęty planami (teren w centrum Gdańska, pod konserwatorskim nadzorem, więc wydawać by się mogło, że ważny), to na miejsce uda się pracownik Urzędu Miejskiego w Gdańsku i  zobaczy co tam 
można postawić. Jasne, prawda? I oczywiste. No bo po co ma być z góry wiadomo, co można?