Życie pisze najlepsze historie. Choćby o tym, że chemik, naukowiec stał się najbardziej poczytnym pisarzem. Uwielbiany przez Polki, doceniany w Rosji, tłumaczony na wiele języków rozgryzł samotność w sieci. Empatyczny melancholik nie wstydzi się płaczu w kinie. Z precyzją doktora habilitowanego przygotowuje kolejne powieści wiedząc, że prócz nastroju do pisania potrzebuje prawdy w każdym szczególe. Po to by uczciwie postawić kropkę w ostatnim zdaniu. Taki jest Janusz Leon Wiśniewski, mistrz bestsellerów i kwiatów na specjalną okazję. W październiku krakowskie wydawnictwo ZNAK wyda jego najnowszą powieść pt. „Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie”.

Przeżył Pan internetowy romans? Tak trafił Pan w punkt pokolenia związków w sieci?

W moim debiucie literackim jakim jest „S@motność w Sieci”, ja - nieznany nikomu chemik z Niemiec - pochylam się nad miłością, która dzieje się w cyberprzestrzeni. Tu nie ma wątków autobiograficznych, nie przeżyłem podobnego romansu w sieci. Były fascynacje, ale cała historia kręci się wokół dwójki osób, które znam. Te historie w powieści zawierały emocje, jakie wtedy były mi bardzo potrzebne. Wydawało mi się, że ta opowieść pozwoli mi dokładniej spojrzeć w głąb siebie. W tamtym czasie było mi to bardzo potrzebne...

Pozwoliła?

Tak mi się wydawało. Była pewnego rodzaju psychoterapią. Spojrzenie w siebie sprowokowane przez osobę z zewnątrz. Pisząc książkę użyłem emocji bohaterów do przedstawienia moich. To był czas, gdy uważałem się za złego mężczyznę – myślałem, że zaniedbałem rodzinę, zajmowałem się karierą w swoim mniemaniu dla jej dobra. Zarabianymi pieniędzmi i możliwościami próbowałem się rozgrzeszać podczas wycieczek, wyjazdów, dostatniego życia. Nie darowałem im najważniejszej rzeczy – należnego im czasu.

Wtedy postanowił Pan zgłębić psychikę kobiet?

Nigdy tego nie próbowałem zrobić. Wbrew pozorom z wiedzą, którą mam, nigdy nie powinno się rozpaść moje małżeństwo. 

To jakim cudem domyśla się Pan czego pragną kobiety?

Próbuję. Nigdy nie miałem planu, aby stać się pisarzem czy ekspertem od kobiecej duszy. Byłem spełnionym naukowcem, pieniędzy też nie potrzebowałem. Za swoją pracę naukową jestem godnie wynagradzany. Po namowach jednego z krytyków literackich, który przekonywał, że to się może przydać, postanowiłem te zapiski do elektronicznej szuflady opublikować. W nocy, po pracy, drukowałem manuskrypty, bindowałem i szykowałem do wysyłki.

Ekranizacja S@motności w Sieci wielu czytelników rozczarowała. Cielecka i Chyra nie pasowali, a film ciągnie się gubiąc wątki bez cienia emocji. Jak Pan to przeżył?

To powszechna opinia. Ale istnieją ludzie, którzy są tym filmem urzeczeni. Znam tylko trzy filmy, które oddają to, co chciała przekazać książka. „Co się wydarzyło w Madison County” z Meryl Streep i Clintem Eastwoodem, „Lot nad kukułczym gniazdem” z Jackiem Nicholsonem oraz „Wybór Zofii” znów z Meryl Streep. Filmy zazwyczaj są gorsze. Gdy doszło do ekranizacji, książka była już bestsellerem, do dnia premiery w kinie przeczytało ją kilka milionów ludzi. Ludzie czytając książkę, budują w sobie obraz bohatera i nagle to co stworzyli w wyobraźni, konfrontują z wizją garstki, która ten film stworzyła. Zwyczajowo nie może się to udać. W filmie nie ma tego, co jest najważniejsze – emocji. Są za to przepiękne obrazy. I cudowna muzyka.

Trudno jest się ścigać z bestsellerem?

S@motność w Sieci” jest rodzajem tatuażu na moim czole, który próbuję zdrapać każdą kolejną książką. Znika na miesiąc i znowu wychodzi, wiem to po spotkaniach. Faktycznie trudno mi się z nią ścigać...

To będzie druga część?

Tak, to jest ta nowa wiadomość! Przez wiele lat, 20 od napisania, 16 od wydania, broniłem się przed wydawnictwami. Namawiano mnie wielokrotnie. Zawsze odmawiałem. Miałem inne książki do napisania. I je pisałem. Szczególnie natrętne były wydawnictwa rosyjskie, bo tam „Samotność” sprzedała się w liczbie ponad miliona egzemplarzy.

Rosja? Jak to możliwe?

Rosjanie to bardziej smutni Słowianie niż my. Spójrzmy na klasykę – Dostojewski, Tołstoj, Lermontow, Jesenin. Całkowicie literatura smutku. Taka zawsze przemawiała. Romantyzm fascynuje głównie smutkiem i nieszczęściem. Zna pani jakąś książkę o szczęśliwej miłości? Ludzie chcą czytać o tej nieszczęśliwej, bo ze swojej są z reguły niezadowoleni. Poza tym Rosja to literacka pierwsza liga, to naród wyrafinowany literacko i czytający. Bardziej niż Polacy. Pisarz w Rosji to człowiek dotknięty palcem Boga, opiniotwórczy autorytet. Dlatego tam próbuje pisać każdy. Tomiki poezji często dostaję podczas moich spotkań w Rosji. Od Petersburga po Władywostok.

Rozumie Pan poezję?

Lubię i czasami zdarza mi się, że chyba rozumiem. Chociaż nigdy nie napisałem żadnego wiersza. Wiersze są mi jednak potrzebne, aby pisać prozę. Do pisania potrzebuję wygenerować w sobie melancholię i smutek. Robię to na trojaki sposób. Popijam wino i słucham muzyki. Na smutek najlepszy jest Schumann. Mozart już nie za bardzo. Dobry też jest Cohen. Potem czytam poezję – najlepiej pasuje Poświatowska, Leśmian, Tuwim. A rosyjski Siergiej Jesienin doprowadza do absolutnych łez. To artysta smutku. Podczas pobytu w Sankt Petersburgu miałem okazję być w pokoju, w którym się powiesił. Ostatni list napisał własną krwią. Mnie zastanawiają i zatrzymują smutne i wstrząsające historie. Jestem ich mozolnym  zbieraczem.

Uważny obserwator?

Zdarza się, że podsłuchuję. W samolotach i pociągach ludzie opowiadają najpiękniejsze historie, wiedząc, że pierwsze spotkanie jest zazwyczaj ostatnim, a ja potrafię umiejętnie prowokować zwierzenia. 18 tysięcy maili, które dostałem po S@motności potwierdza to, że ludzie potrzebują opowiadać. Wielu wierzyło, że to mój romans, a inni, że ukradłem ich historię i zrobiłem z niej bestsellera. W moim pojęciu napisałem opowieść niezwykłą, a okazało się, że ta zdarzyła się już tysiącom ludzi. Pisanie książki to poddanie się atakowi i ekshibicjonizm. Moja własna żona nie chciała uwierzyć, że ja tego romansu nie miałem. 

Był Pan kobieciarzem?

Straszne pytanie! Wypraszam sobie! Co to znaczy kobieciarz. Kobiety atencją darzyłem zawsze. Nie w tym sensie kobieciarskim, w którym facet igra z emocjami kobiety po to, by ją wykorzystać. Tacy mężczyźni kobiet nie szanują za grosz. A ja przecież, w życiu i w większości moich książek stawiam je na piedestał. 

Uważa się Pan za przystojnego mężczyznę? Kobiety wzdychają?

Nie lubię oglądać siebie na zdjęciach. Ponadto nie potrafię zdefiniować co znaczy „przystojny”. Pytam niekiedy o to kobiety. Jak to możliwe, że łysy też może być przystojny? Jak widzę gęstowłosego, szczupłego modela to wiem, że jego uroda jest wyraźna. Ale pomimo to ciągle nie wiem, czy on jest przystojny. Uważałem i uważam do dzisiaj że mną kobieta zainteresuje się nie poprzez przystojność, tylko to, co jej będę mówił.

Złotousty czaruś?

Miłość wyraża się  słowami. To prawda. Ale samo słowo nie jest sednem tego uczucia. Bardziej wyraża się je wydarzeniami, uczynkami. Kwiaty swoim najważniejszym kobietom, bo córkom także, kupuję częściej niż statystyczny polski mężczyzna. To także prawda.

Kiedy Polak idzie po bukiet?

Obligatoryjnie w Walentynki, chociaż teraz podobno to straszny obciach to święto obchodzić. Ja jestem stary. Taki z pokolenia Dnia Kobiet. Klasyk, który powodował szok i reakcje u moich koleżanek w instytucie tutaj we Frankfurcie. Nie rozumiały okazji i mojej „dżentelemerii” absolutnej. Jednak były oczarowane! Kwiaty ode mnie są z okazji i bez okazji. Bukiet dostały córki podczas pierwszej menstruacji. Pierwsza przyjęła to z rozczuleniem, druga z kolei uważała, że „no co ty Paps”. Urodzinowo tradycyjnie wręczam książki zamiast kwiatów

Jakie kryteria wyboru?

To się zmieniało w moim życiu. Unikam ostatnio powieści, bo sam ich nie czytam. Czas znajduję na książki popularno – naukowe, z których mogę się czegoś nauczyć. Obecne są pisane jak najlepsze kryminały. Na przykład Frans De Waal, holenderski prymatolog, genialny znawca małp, jak nikt inny potrafi związać filozofię, etykę, teologię z obserwacjami zachować małp. Polecam szczególnie książkę pt. „Bonobo i ateista”. Książki staram się czytać w oryginałach, znając 4 języki jestem to w stanie robić równolegle. 

Zmieńmy temat. Co to jest miłość?

Najsłynniejsza polska biochemik, profesor Magdalena Fikus swój wywiad dla „Wysokich Obcasów” zaczęła od informacji, że dowiedziała się od takiego Wiśniewskiego prawdy o miłości. Miłość to miliony emocji przynależne poszczególnym ludziom. Różne oblicza, każde oblicze jest inne. 

Jak tu się ścigać z 50 twarzami Greya? Grey zdeklasował resztę stawki?

Nie, bo popularność to wynik oczekiwań. Marzeń i fantazji, które dzieją się pod każdą strzechą. Trochę pornografia dla mamusiek. Ale fenomen był. Na listach bestsellerów głównie. 

Przecież mamuśka też ma prawo!

Ma prawo. Grey nie wymaga intelektualnego wysiłku, mówi o fantazjach seksualnych, o których wiem dużo. Wspólnie ze Zbyszkiem Izdebskim, moim przyjacielem i znakomitym seksuologiem, który zarejestrował dzięki swoim mozolnym badaniom  listę 2500 fantazji, napisaliśmy książkę „Intymnie. Rozmowy nie tylko o miłości”. Bardzo ją polecam.

Nic nowego, co z listy Pana zaskoczyło?

Marzenie seksualne pewnej żony, która napisała, że chciałaby, aby choć jeden raz jej mąż nie był pijany, gdy idzie z nią do łóżka.

Spodziewałam się perwersji.

W seksualności nie ma pojęcia perwersji, jeśli dwie osoby akceptują to co się dzieje i nie jest to wbrew czyjejś woli. Zdaniem Izdebskiego i moim także jest tylko jedna perwersja – nazywa się celibat (śmiech).

Pan jest tolerancyjny?

Nie tylko tolerancyjny, ja na swój sposób walczę z nietolerancją. W imieniu mniejszości. W naszej epistolograficzej  książce „188 dni i nocy” z Małgorzatą Domagalik piszemy mnóstwo o polskiej homofobii. Jeśli mer Berlina oficjalnie mówił, że jest gejem, to jest jego prywatna sprawa. Nikt w Niemczech nie zagląda nikomu pod kołdrę szukając argumentów. Nie oceniam żadnego człowieka po tym, czy jako partnera seksualnego wybiera osobę tej samej płci, czy przeciwnej. Statystycznie rzecz ujmując, 7 procent populacji Homo Sapiens to osoby homoseksualne i jest to, do dzisiaj, mechanizm niezrozumiały z punktu widzenia ewolucji, bo zadaniem każdego biologicznego istnienia jest przedłużenie gatunku. Genetyka też nadal nie zna odpowiedzi na to pytanie. 

Wielka tajemnica?

Świat w części jest tajemnicą. Także pod tym względem. U bardzo promiskuistycznych  małpek Bonobo akt seksualny jest, na przykład, metodą na rozwiązanie problemów. Samica jest w stanie przerwać akt, gdy na horyzoncie pojawia się samiec, który przynosi większego kokosa. Ta samica pociesza tą, której odebrała partnera aktem seksualnym i to oralnie. Wiedząc, że jest ona smutna z samotności, najpierw ją iska, by w finale seksualnie zadowolić. Proste. 

Znaczy, że meritum sprawy jest seks?

Nie! Co Pani opowiada?! Istnieje wiele rzeczy o wiele ważniejszych niż seks. Ale homoseksualność często wykorzystywana jest jako argument do dyskredytowania ludzi. Ja uważam, że nie wolno atakować kogoś z tego powodu. Dlatego moje „przeciw” wtrącam do książek. W „Scenach życia za ścianą” opisuję przepiękną, pełną zabiegania o siebie miłość. Dopiero na końcu czytelnik dowiaduje się, że przez cały czas śledził historię dwójki mężczyzn. Historia pięknej miłości moich sąsiadów. Takiej, której mogą pozazdrościć liczne mężatki z „zaparowanej kuchni i lodowatej sypialni”.

Mówienie i pisanie o miłości przychodzi Panu z łatwością...

Miłość ma wiele faz, jest związana z libido, pożądaniem, przyjaźnią, poświęceniem. Te fazy się mieszają ze sobą. Każda na swój sposób jest ważna. Byłem pierwszym, który pokazał taki obraz miłości w internecie. W 2001 roku z internetem łączyło za się za pośrednictwem modemu telefonicznego, był jeden portal Wirtualna Polska, a na jeden gif (wtedy format jpg jeszcze nie istniał) czekało się dziesięć minut. Jednak już wtedy ludzie wymieniali emocje w internecie.

W Panu jest łatwo wzbudzić emocje?

We mnie? Łatwo, chociaż nie powinienem się do tego przyznawać (śmiech). Wzruszam się często, niekiedy ukradkiem płaczę w kinie. Kiedyś, jako nastolatek, się tego wstydziłem, bo jako marynarz powinienem być twardy. Skończyłem szkołę morską. Technikum rybołówstwa morskiego, będąc 300 km od mojego rodzinnego Torunia. I to w wieku 15 lat. Wtedy jedyną komunikacją były listy. Tęskniłem za domem, za rodzicami. Nie chciałem łowić ryb. Chciałem podróżować. To była jedyna droga w PRL-u, bez paszportu, bez wiz, w latach 70. Chłopak z biednego robotniczego domu, z matką sprzedawczynią w sklepie i ojcem kierowcą w pogotowiu ratunkowym. Książeczka żeglarska i marzenia, gdy siedząc na Westerplatte rozmarzałam się, gdzie ja to nie popłynę. Ta szkoła była jedną z piękniejszych przygód w moim życiu. Męska, surowa, uczyła odpowiedzialności za innych. Wytatuowała moją psychikę.

W ilu portach Pan cumował?

W kilkunastu, ale jedynie podczas rejsów szkolnych. Nigdy nie zarabiałem na życie jako rybak lub marynarz. Po technikum poszedłem na fizykę, która mnie zafascynowała. Dostałem się tam pewnie tylko dlatego, że była kierunkiem deficytowym i przyjmowali na nią bez egzaminów (śmiech). To przywiązanie mi pozostało. Po 30 latach życia w Niemczech wracam do Polski. Od lipca mam meldunek w Gdańsku. Będę tutaj mieszkał. Blisko morza...

 

WSZYSTKIE MOJE KOBIETY.  PRZEBUDZENIE

Milena, niesforna, uderzająco piękna i wyuzdana femme fatale. Daria, jego była studentka, „kruche, naiwne dziewczę w wieku jego córki”, o oczach jak niezapominajki. Tajemnicza Ludmiła, z którą rzekomo łączył go tylko seks. Natalia, fascynująca, bezpruderyjna artystka, niezastąpiona partnerka do filozoficznych dysput. Justyna - miała być jedynie lekiem na jego depresję po rozstaniu z żoną. Ewa, tak samo charyzmatyczna, jak eteryczna, zachwycająco mądra nauczycielka, która na nowo buduje jego świat...

Kim był dla nich? Kim one były dla niego? Której był coś winien, której kiedyś podarował za mało, a która była mu wdzięczna? „Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie” to najbardziej przejmująca i osobista powieść Janusza L. Wiśniewskiego. Hołd złożony kobiecości i hymn pochwalny ku czci miłości, która bywa potężna jak śmierć. Dlatego warto dla niej żyć.