PAULINA KASZUBA ŚMIERĆ ROZBUDZA APETYT NA ŻYCIE

Można próbować oszukać przeznaczenie. Oswoić się z myślą, że to co nam pisane, znajduje się w gwiazdach. Każdego ranka spoglądać na nieboskłon i zabierać jeden punkt – kolejne zrealizowane marzenie z listy, która wydaje się nie mieć końca. Stale głodna życia Paulina Kaszuba opowiada ile czasu potrzeba by zrozumieć, że mieć nie zawsze znaczy być. O życiu ze stomią przeplataną akrobacjami w astandze, o świecie który uwrażliwia otwierając oczy na prawdę i płomienną miłość rozmawiamy pomiędzy kolejnymi podróżami do bezgranicznie egzotycznych i dzikich miejsc.

Podróżniczka, projektantka wnętrz. Dziewczyna, która bez oporów pokazała, że można żyć ze stomią, a świat nie musi kręcić się wokół szpitalnego łóżka. Korzystasz z kontrowersji związanych z Twoją chorobą?

Choroba Leśniowskiego – Crohna nie daje o sobie zapomnieć. Każe pamiętać, bo muszę być bardzo uważna przede wszystkim z tym co jem. Są chwile kiedy czuję się gorzej, słabnę. Szpital na stałe wpisał się w moje życie, ale mimo, że powodował wiele trudnych chwil zawsze wiedziałam, że dookoła dzieją się rzeczy, w których wezmę udział. Choroba ich nie przekreśli.

Podróże stały się receptą na zdrowie?

Pewnie tak, ale w gruncie rzeczy to mój ojciec zaraził mnie pasją. Pokazał drogę, która szalenie mi się spodobała. Moje życie to od zawsze podróże. Urodziłam się w Londynie. Przeprowadzki były wpisane w moje dzieciństwo. Teraz wybieram się na dłuższy czas na Bali. 

W roli turystki, która w bikini pojawi się na rajskiej plaży?

Nie! Chciałabym tam posiedzieć, pomedytować, wtopić się w lokalną kulturę i społeczność. Jestem otwarta na świat, nie rządzą mną uprzedzenia, stereotypy a jedynie ciekawość. I lubię ludzi, a to z pewnością jest wyczuwalne. Kocham Azję i jej kontrasty. Azjaci mają specyficzne podejście do życia, tak jak każda religia wiąże się z innym patrzeniem na świat. Widać u nich więcej pokory, mniej egocentryzmu. Są mniej zestresowani, bardziej wyciszeni, za niczym nie biegną. Europejski konsumpcjonizm jest zupełnie niespotykanym zjawiskiem w Azji. Da się tam żyć tanim kosztem. Oczywiście, nie możemy uogólniać, bo każdy kraj się różni. Mnie wciągnął spokój i podejście do życia, ich filozofia szczęścia. To minimalizuje moje spojrzenie na swoje problemy, na zdystansowanie się do tego co mnie otacza.

Przełamałaś tabu mówiąc otwarcie o chorobie, której konsekwencje całkowicie zmieniają życie. Odważnie przyznałaś się, że pod ubraniem masz stomijny worek. Łatwo Ci to przyszło?

To nie było tak do końca. Przygotowywałam się z psychologiem. Nastawiłam się na krytykę, negatywne opinie, hejty w internecie. Stwierdziłam, że nic się nie wydarzy bo moje bliskie otoczenie nie odrzuciło mnie, wiedząc o chorobie. Mam wielu przyjaciół i mam za sobą satysfakcjonujące związki, to podniosło pewność siebie.

Jak jest z tymi związkami? Jesteś atrakcyjna, wchodzisz w nową relację i mówisz: - nim pójdziemy do łóżka chciałabym Ci powiedzieć że… Jak na tym panujesz?

Na facebooku mam zdjęcie, na którym jestem z workiem stomijnym i w płatkach róż. Już nic nie muszę tłumaczyć. To mi skraca drogę. Czasem mówię zgoogluj mnie, to mi ułatwia. Przez 2 lata nie byłam w stałym związku, a w tej chwili moim partnerem jest lekarz, więc słowa wyjaśnienia nie są potrzebne.

Dał ktoś radę nadążyć za Tobą? Ciągłe podróże nie budują mocnej relacji.

Bardzo trudno jest mi zbudować relacje takie jak bym chciała. Byłam w związku przez dwa lata i poczułam, że się duszę. Brakowało mi podróży, mojego stylu życia.

Tylko podróże, czy jest coś jeszcze? Mówisz styl życia, o co z tym chodzi?

Zawodowo jestem architektem wnętrz. Swego czasu prowadziłam firmę i projektowałam w Nowym Yorku. Studia skończyłam we Włoszech. Pasją jest też wizaż.

Co się stało, że z dnia na dzień to zostawiłaś?

Miałam kolejną operację. Tym razem kręgosłup. Przez rok byłam prawie sparaliżowana. Wystraszyłam się i przekonałam, ze muszę coś zmienić. Moja praca była dla mnie za bardzo stresująca – nie byłabym w stanie godzinami siedzieć przy komputerze. Ten rok dał mi czas na myślenie. Poznałam mojego chłopaka i czas upływał mi na lekcjach rysunku, podróżach oraz przemyśleniach, co faktycznie chciałabym w życiu robić. Wtedy wpadłam na pomysł, aby zrobić kolorowe worki.

Kolorowe worki stomijne? Poważnie?

Pomysł był tak abstrakcyjny, jak i mało realny. Firmy farmaceutyczne redukują koszty produkcji. Worki to przecież produkt medyczny objęty restrykcjami.

Chciałaś tymi workami kolorować świat przesycony chorobą?

Trochę tak. Jako projektantka wnętrz mam poczucie estetyki i ten worek mi przeszkadzał w kwestii wyglądu. Jeśli mamy się akceptować wraz z plastikiem, który jest częścią naszego ciała to powinien być czymś, co jest ładne. Estetyka, jak w architekturze. Przecież znacznie lepiej czujemy się w atrakcyjnym pomieszczeniu niż w slumsach. Aczkolwiek to ludzie tworzą miejsca.

Podróże to terapia?

Autoterapia jak najbardziej. Nigdy nie czułam się pogodzona ze stomią. Potrafiłam ją tylko w sobie zakopać. Mam mechanizm obronny, potrafię ją włączyć i wyłączyć. Jak wielu artystów, wchodzę w świat fantazji, aby ulżyć sobie w szarej rzeczywistości. Jestem tego świadoma, choć kiedyś nie wiedziałam jak wrócić z tej krainy fantazji. Dzisiaj już wiem. Gdy dotyka Cię choroba przewartościowujesz życie, uczysz się zmieniać kaliber problemów, zaczynasz wiedzieć czego chcesz. Wokół siebie pragnę porządku, relacji które są dla mnie dobre. Wyczuwam je automatycznie. Spotykam ludzi, którzy mnie w cudowny sposób podnoszą. W najbliższym czasie chciałabym napisać książkę, do której od dawna się przymierzam, wrócić na studia. Mam nowe pomysły, bo w moim życiu pojawił się ktoś ogromnie ważny. Chcę sobie wszystko poukładać – miłość, bloga, książkę. Pisanie jest dla mnie wyjątkowym procesem. To również terapia, gdzie uzewnętrzniam emocje. 

Interesujesz się medycyną, psychologią i naukami, do których raczej skłania się  dojrzały człowiek. Trochę brzmi to jak podsumowywanie wielu rzeczy. Tak mocno świadomie składasz ten swój świat nastawiona na naukę i ukierunkowana na rozwój. Mentalnie wyprzedzałaś metrykę?

Musiałam szybko dorosnąć. Moja choroba, dzieci grały w piłkę, w kosza, a ja gdzieś tam rozmawiałam w szpitalu z ludźmi zmagającymi się ze śmiercią. Pożegnałam wielu znajomych. Rozmawialiśmy, ocieraliśmy łzy, byłam gdy zbliżała się operacja, oswajaliśmy chorobę i szukaliśmy dobrego oblicza w tym, co nieuniknione. Nie da się oszukać przeznaczenia, można jedynie nauczyć się, że coś jest nam pisane i każda rzecz, sytuacja dzieją się w naszym życiu po coś. Życie, jak widzisz wrzuciło mnie w pasję, którą jest psychologia. Dlatego fascynuje mnie wiedza naukowa, każda medycyna. 

Ostatnia Twoja podróż trwała 8 miesięcy…

8 miesięcy podróży było odcięciem się od problemów. Było pode mnie. Tylko branie. Medytacje, pobyt w klasztorze przez 10 dni w milczeniu, zostałam instruktorką jogi. Mało kto wie, że joga została zaprojektowana przez lekarzy, każda pozycja jest nieprzypadkowa. Praktykując przez 3 lata zapomniałam o problemach z kręgosłupem.

Medytowałaś i 11 dnia już wolna ciałem i słowem czułaś, że wiesz o sobie wszystko? Co Ci to dało?

Niezupełnie, ale wyszłam stamtąd z dużą świadomością siebie. My zagadujemy problemy, uciekamy w pracę, w podróże, w problemy innych. W medytacji nie ma miejsca na ucieczkę. 

Ty żyjesz jak normalna 30 latka? Czy cień choroby pozwolił Ci tylko na jeden kierunek, którym wielu może wydawać się trochę sekciarski i dziwny.

Ja żyję i żyłam jak normalna nastolatka, teraz kobieta. Paliłam papierosy, szalałam w klubach. Gdy mam ochotę to piję alkohol, bywam na imprezach. Wyciszenie wewnętrzne, które daje mi joga kierunkuje mnie bardziej na podróże, nie mam potrzeby robienia wielu rzeczy, z których nie czerpałabym satysfakcji. 

Jesteś wierząca?

Wierzę, że coś jest. Jakaś energia, siła, dusza. Chodzę czasem do kościoła czy do innej instytucji, bo lubię duchowość. Kłóciłam się kiedyś z Bogiem, mimo że jako dziecko uwielbiałam chodzić do jego domu. Był żal, była złość, była nienawiść do czegoś co niezrozumiałe. Będąc bardzo poukładanym dzieckiem imponowały mi wartości – dobroć i miłość, które znajdowałam w misterium mszy.

Masz swoje miejsce na ziemi?

Włochy. Mimo, że moje pierwsze podróże były do Polski. (śmiech)

Iloma językami mówisz?

Czterema. Najpierw studiowałam języki angielski i hiszpański. Potem Włochy. Polski znam całkiem nieźle. 

Mówiłaś, że chcesz napisać książkę. To będzie książka o podróżach?

W dużej mierze tak. Będzie z przesłaniem jak wydostać się problemów, z otaczającej śmierci. Będzie też o niesamowitych historiach, których doświadczałam podróżując. O telepatii, która podnosi na duchu i spotkaniach, które mnie zmieniły podczas dzikiej podróży, w którą rzuciłam się nie znając jutra. Za każdym razem w nowym kraju czułam się jak małe dziecko, które uczy się chodzić. Nepal, Sri Lanka, Indie, Korea, Tajwan, Hong Kong, Tajlandia, Wietnam, Kambodża, Pekin to cegiełki świata jaki buduję.

Jak jest u Ciebie z działaniem? Od pomysłu do realizacji droga daleka?

Pomysły rodziły się w szpitalu. To taka lista rzeczy i marzeń jakie realizuję. Zawsze chciałam pojechać do Tybetu. Miałam łzy w oczach gdy trafiłam do cichej buddyjskiej wioski. Buddyzm zawsze mnie fascynował. Z Chinami to inna historia. Zainspirowała mnie książka, stary kontynent, piękne filmy, cesarstwo… 

Widzisz siebie w roli żony i matki? To odległa przyszłość?

Nie znamy przyszłości. Mam to w tyle głowy, bo zakochałam się. Układam swoje sprawy tak, aby temu sprzyjać. Nie zdecyduję się na wielodzietną rodzinę, moje zdrowie jest słabe, więc kilka porodów jest mało realnych. Wierzę, że jedno dziecko będzie mi dane. Nie chcę narażać i ryzykować swojego zdrowia. To też marzenie i dlatego właśnie skupiam się na sobie, na swoim zdrowiu. 

Pogodzisz macierzyństwo z pędem do podróży?

Myślę, że tak. Śmierć powoduje apetyt na życie. Zdajemy sobie sprawę jakie jest ono kruche i że każda minuta jest cenna. Mam pokorę wobec życia, Azja dała mi poczucie zmniejszenia mojego ego. Egocentryzmu i arogancji panującej w Europie, zaburzonych wartości, z którymi idziemy przez życie. 

Jesteś z siebie zadowolona?

Odnajduję moje szczęście w więziach. Podróże to ludzie, to budowane po drodze relacje. Ta moja spirytystyczna podróż i połączenie się z innymi ludźmi, którzy często mnie podnoszą to jest właśnie moja siła, szczęście i zadowolenie. Reszta to tylko otoczka szczególnie, że cały świat jest piękny i równocześnie brzydki. Ja chcę się delektować.