BLANKA TURSKA. ŻELAZNA DAMA NA PEŁNYM DRIFCIE

Za kierownicą śpiewa, choć jak sama mówi, śpiewaczką nie zostanie. Lata spędzone w siodle ukształtowały ją na tyle, że potrafi dzielić życie na etapy. Na pozór mimoza, którą kopniaki od losu nauczyły wstawać z kolan. Za każdym razem z większą pewnością siebie. Zna smak poświęcenia i gorycz porażki – po swój życiowy sukces kroczy twardo, bez łez, śmiało patrząc przed siebie, bo to co w tyle, staje się historią, która pozwala jej otworzyć kolejne drzwi. Twarda jak skała i piękna jak diabli – Blanka Turska, mistrzyni driftu, kobieta dla której adrenalina to tlen.

Ile czasu potrzebujesz, aby zmienić koło w samochodzie?

Zmieniam na czas (śmiech). Poważnie to zmieniam tak szybko na ile się da. Wiem co robię, co do czego służy, lewarek nie zabija więc dla mnie to zero paniki. Koło jak koło i już. 

Co Ty w ogóle robisz na torze?

Drifting, czyli kontrolowana jazda w poślizgu, to jest moja zajawka od zawsze. Od dziecka byłam skazana na rajdy – wujek, który przyjeżdżał z Włoch zawsze mówił – Ty będziesz rajdowcem!

Drifting to rajdy?

Nie, zupełnie nie. Historia wydarzyła się dawno. Na Hipodromie jeździłam konno z kolegą, który pewnego dnia sprzedał konia i kupił sobie auto. Ja miałam być  pilotem, ale stwierdziłam, że nie, na pilota nie chcę. Nie miałam jednak możliwości aby kupić sobie auto i jeździć wyścigi. W skarbonce było za mało! 

Ile takie auto kosztuje?

Pytasz o jego auto? Kupił sobie Golfa, przerobił, wybebeszył całkowicie i przygotował do rajdów. Wiesz, klatka te sprawy, czyli full dłubania. Mnie nie było na to stać, więc w międzyczasie jeździłam z nim na tzw. pojeżdżawki coraz bardziej zafascynowana. Po kilku latach wreszcie kupiłam własne auto i postanowiłam driftować spełniając przepowiednię wujka (śmiech).

Jak wygląda Twój trening?

Przyjeżdżam, zjeżdżam z lawety, zmieniam koła, sprawdzam oleje, rozgrzewam auto i driftuje. 

Nie możesz jeździć tym autem po ulicach? Co jest w nim innego?

Po ulicach raczej nie jeżdżę tym autem. Samochód ma wszystko wyciągnięte ze środka. Zostają fotele, kierownica, klatka, hamulec ręczny i tyle.

Klatka ma rozmiar, po co Ci ona?

Klatka jest przede wszystkim dla bezpieczeństwa. Dzięki niej auto prowadzi się lepiej, jest bardziej sztywne, ale faktycznie najbardziej chodzi o bezpieczeństwo.

Jak to co robisz na torze przekłada się na jazdę cywilnym autem po normalnych ulicach?

Lewarkiem operuję po mistrzowsku (śmiech). Olej zmieniam, o opony dbam. Mam zimówki kiedy trzeba, bo zdaję sobie sprawę, że ulica to nie tor. Często jeżdżę z synem i musisz uwierzyć mi na słowo, że jestem czujna jak ważka i ostrożna jak mało kto. Faktycznie, może ciut lepiej przewiduję i w trudnych sytuacjach jestem w stanie poskromić emocje, ale nigdy, przenigdy adrenalina nie udziela mi się poza torem. Czasem jeszcze w siodle, ale to osobna historia.

Tak z dnia na dzień rzuciłaś to, czemu poświęciłaś większość życia?

Jeździectwo było jakimś etapem w moim życiu, który został zakończony. Zakończona została moja kariera sportowa, jeździecka oczywiście, niektórzy mogą powiedzieć, że traciłam czas, ale uważam że były to owocne lata i wiem, że dzięki poświęceniu, dzięki wszystkim treningom, zawodom, przygotowaniu psychicznemu mogę robić to co jest tu i teraz. Wiesz jak jest w sporcie, im śmielej zaczynasz marzyć to dookoła Ciebie znajduje się coraz więcej osób, którym to przeszkadza i za wszelką cenę chcą Ci podciąć skrzydła. Wszystkie przeciwności losu i ludzie źle życzący sprawili, że stałam się mocniejsza.

Startowałaś z powodzeniem w ujeżdżeniu, dyscyplinie określanej jako najpiękniejsza w sportach konnych. Szyk, gracja i elegancja. Gdzie takiej damie w białych rękawiczkach do smaru i targania kompletu opon?

Mi się marzyło WKKW (wszechstronny konkurs konia wierzchowego), ale na tamten moment nie wystarczyło mi odwagi, aby zmagać się ze stałymi przeszkodami skakanymi w szalonym tempie. Wybrałam ujeżdżenie, które tylko na pozór jest miłą, łatwą i przyjemną dyscypliną. Sama wiesz, że konie bywają różne. Te łatwe zazwyczaj nie mają ducha walki. Fighterem jest najczęściej największy hardcorowiec w stajni. I to trzeba ogarnąć, z tym trzeba się zmierzyć. Konie, na których miałam przyjemność startować to partnerzy, to przyjaciele. Zdarza się pokłócić, obrazić, zniechęcić. Ja dla mojej pasji byłam gotowa na wszystko. Zamieszkałam w prowadzonym przeze mnie ośrodku, wychowanie synka godziłam z treningami i studiami. Doba musiała się rozciągnąć, ale to jest trochę tak, że jeśli to co robisz inspiruje, to zmęczenie nie istnieje. Idziesz swoją drogą, choćby nie wiem co.

Jesteś jedyna na torze? Sami faceci dookoła?

Startuję w kategorii open, w której kobieta za kierownicą to nic zaskakującego. Dziewczyny jeżdżą dobrze. Wiedzą, że to w sumie męski świat i nie chcą w nim taryfy ulgowej.

Takie trochę męskie typy?

Nie! Jakby się zastanowić, to na torze nie ma żadnej „dużej” babki. Same przede wszystkim bardzo atrakcyjne dziewczyny. Wojowniczki.

Na dobre i na złe z jeźdźcem czy drifterem?

W driftingu, jak to się mówi jest na czym oko zawiesić. Jeździectwo, szczególnie ujeżdżenie to mocno sfeminizowany sport. Mocno też specyficzny, więc jeśli potrzebne jest silne męskie ramię, sporo hardcoru i mniej konwenansów to chyba drifter. To dla mnie środowisko, w którym super się czuję. Poznaję je dopiero, ale już wiem, że chcę tam być. Wciąga jak magnes.

Mówi się, że jeździectwo to elitarna dyscyplina. Taki przeskok z elity do sportu, który w Polsce jest niszowy?

Niekoniecznie. Drifting na świecie rozwija się bardzo mocno i my w kraju staramy się ten świat gonić. Konie są cholernie drogie. Ścigać się z czołówką jest zupełnie poza zasięgiem, bo klasowe konie osiągają astronomiczne kwoty, które nawet dla bogatego rodaka są szokiem.

Podobno Ty sprzedałaś super konie, aby driftować?

To się działo powoli. Gdzieś zgasła ta chęć, która napędzała mnie do codziennych treningów. Być może zmęczyły mnie każdego dnia te same obrazki. Plac treningowy, dom, hala, padok. I tak w kółko. Zdecydowałam o sprzedaży cudnej kobyły. Siwa Erutona była tak piękna, jak waleczna i trudna. Wiązałam z nią ogromne nadzieje. Potem sprzedaż mojego najlepszego konia Discovery. Czas jednak pokazał, że muszę zmienić tor. Zawodów jest niewiele, przygotowania są często katorżnicze i zabierają wiele fajnych chwil z życia. Ten brak czasu i to ograniczenie spowodowały, że pożegnałam się pewnego dnia ze sportem jeździeckim. Podziękowałam szkoleniowcom, podziękowałam koniom i zamknęłam ten etap życia.

Nigdy więcej Twoja noga nie stanęła w stajni?

Zawodowo przez cały czas jestem w koniach. Prowadzę ośrodek jeździecki w Sławutówku, szkolę konie przygotowując je do sprzedaży, bawię się z kucykami, które kupiłam dla syna. Uczę je sztuczek i wyobraź sobie, że mam ogromną radość z tego. Bez presji, bez ciśnienia, bez spiny. Sportowe siodło i ostrogi na kołku pozwoliły mi pójść dalej w rozwoju. Rozpoczęłam podyplomowe studia, zaczynam specjalizować się w coachingu, realizuję świetne pro społeczne projekty i ogólnie dobrze się bawię, dobrze się mam z tym moim poza profi jeździeckim życiem.

To gdzie miejsce na treningi?

Czas na trening jest zawsze. To nie tak jak z końmi, nie muszę codziennie wsiadać za kierownicę. Jeżdżę raz w tygodniu, około od 5 do 7 godzin z przerwą na zjedzenie czegoś i zmianę kół jeśli potrzeba. Zdarzają mi  się treningi 2-3 godzinne w tygodniu. Uwielbiam je!

Po co zmieniasz koła?

Jak driftujemy to koła się palą. To znaczy ścierają się i w końcu zostają łyse opony. Wtedy nie ma tak dobrej kontroli, przyczepności.

Klasyczne palenie gumy? Ile kompletów opon zabierasz na trening?

Wiadomo! Zabieram zawsze osiem kompletów.

Jakaś ulubiona firma?

Dotychczas jeździłam na oponach tak zwanych śmietnikach, które wyszukiwałam na wulkanizacji i jeszcze nadawały się do jazdy, natomiast teraz będę jeździć na jednych – colway.

Twoja siostra Paulina jest świetną, znaną tancerką. Nie kusiła Cię nigdy parkietem? Nie wolałaś być sexy w skąpych ciuchach niż ubrudzona smarem, czy wyperfumowana stajennym zapachem? Skąd taka skrajność u sióstr?

Moja siostra poszła w ślady rodziców, ja poszłam w trochę inna stronę. Jasne, kusiła i oczywiście chodziłam na tańce, ale w tym przypadku był to słomiany zapał. Wolę bardziej ekstremalne zajęcia.

Sama zajmujesz się autem? Czy zleciłaś to profesjonalistom? Słyszałam, że wreszcie spełniłaś marzenie i w święta pod choinką znalazł się pojazd ze znów. Czym teraz jeździsz?

Rzeczy, które mogę zrobić sama, robię, czyli malowanie elementów, itp. Natomiast autem zajmują się chłopaki, Jaś i Kuba z Fabryki Mechanika, a także mój partner, gdy tylko jest na to czas. Trochę przed Gwiazdką pojawił się w naszym garażu Skyline r33. Teraz trzeba kilka rzeczy w nim pozmieniać, dostosować go, dlatego póki co jeżdżę bmw e36. W marcu przesiądę się wreszcie do Skyline! Mój samochód jest dla mnie jak narkotyk. Wysiadam z niego i już chcę wsiadać z powrotem. 

Jakieś znaki rozpoznawcze? Czy tylko naklejka B. Turska na szybie? Może kolor?

Kolor fioletowy zawsze był moim ulubionym dlatego oba auta będą tak pomalowane. Na pewno fiolet jest szalenie kobiecy!

Boisz się za kierownicą? Masz zawsze takie poczucie, że poradzisz sobie niezależnie od tarapatów, w które wpadniesz na torze? Silna psychika a potem głośne bicie serca?

Nie boję się. Nieuniknione jest popełnianie błędów, ale mimo kilku usterek i drobnych wypadków na torze jeżdżę dalej i szybko zapominam o tym co się stało. 

Zdarzało się, że życie stawało Ci przed oczami? Nie masz poczucia, że jako mama ryzykujesz za bardzo? Może to ujeżdżenie było bardziej bezpieczne?

O nie. Myślę, że to bardzo bezpieczny sport. Auto jest bardziej przewidywalne. Ujeżdżenie... hmmm... nie powiem, trochę zabrakło mi adrenaliny, gdy sprzedałam najbardziej szalonego konia – Siwą.

Miała Siwka moc? Ile koni pod maską, tyle co Skyline?

Hahaha… nie wiem czy nie więcej, ciężko powiedzieć co miała w głowie!

Pomalowane paznokcie pod rękawiczkami? Nie brakuje Ci tego jeździeckiego stylu? We fraku wyglądasz pięknie!

Paznokcie koniecznie i przełamuję się coraz bardziej do różowego koloru, także paznokcie są zwykle różowe. Nie brakuje mi tego choć wszystko musiało być poukładane i perfekcyjne co bardzo lubiłam i przydaje mi się to także dzisiaj.

Czyli perfekcjonistka?

Tak! Jeśli chodzi o sport wszystko zawsze musi być poukładane.

Córeczka tatusia często płacze jak wyścig nie wyjdzie? Płakała, gdy koń na nogę nadepnął? Chodzisz w szpilkach?

Rzadko płaczę jak coś nie wyjdzie. Raczej mnie to tak mocno wkurza, że poziom motywacji szaleńczo rośnie! Ja umiem i lubię ciężko pracować, pokonywać przeszkody i mierzyć się ze słabościami. W szpilkach? Oczywiście, w końcu każda kobieta lubi dobrze wyglądać a w szpilkach zawsze jest gwarancja. Jestem kobietą, to że zakładam kask do jazdy konnej czy zamykam się w klatce w moim aucie nie oznacza, że unikam tych małych, ale jakże cudownie przyziemnych przyjemności. Kobietą da się być na całego nawet w gnojochodach, mówię Ci!

Gdzie w najbliższym czasie wystartujesz? Trenujesz cały rok czy chwilowo przerwa z uwagi na pogodę?

Pierwsze zawody w tym sezonie są w kwietniu, Drift Open w Toruniu. Niby sezon już się skończył, ale ja trenuję również zimą. Pogoda jest zawsze dobra i jak to często mówi się w jeździectwie, kto zimą nie jeździ to sezonowiec albo słaby charakter. Jak coś się kocha, to każdy dzień szarpiesz, aby znaleźć czas na pasje. To mój film, to moja zajawka, to jest coś co pozwala mi nazywać każdy dzień super nową przygodą. Takie życie lubię. Na adrenalinie i na pełnym drifcie!