Przyjęcia, które dają szczęście

W dobrym przyjęciu chodzi o emocje. O duszę, jaką włożymy w jego organizację. Nie jest to zadanie proste, ale wykonalne, zwłaszcza jeśli mamy do tego pasję. Tak jak Nela Andrzejczak, właścicielka firmy Nell Court z Chwaszczyna. Poznajcie kobietę-orkiestrę, która zadba o każdy detal przyjęcia, a jej motto przewodnie brzmi – chcę dawać ludziom szczęście. 

Jaki jest sekret udanego przyjęcia?

Dusza i serce. Sama bywam gościem przyjęć. Lubię wracać tam, gdzie czułam doskonałą atmosferę, gdzie dopracowany był każdy detal, począwszy od znakomitego jedzenia, poprzez wystrój i dekorację, aż po rodzinną atmosferę. 

Czy to oznacza, że przyjęcie jak z bajki naprawdę istnieje?

Oczywiście! Wszystko zależy od naszej fantazji. 

Motto firmy Nell Court brzmi – ogranicza cię jedynie wyobraźnia. Jakie były najbardziej fantazyjne przyjęcia, które pani organizowała?

Każda impreza, którą organizuję jest fantazyjna. Nawet, gdy klient przychodzi z bardzo standardowym pomysłem, zawsze pytam o jego marzenia, proponuję więcej. Organizowałam już imprezę w stylu gwiazd Hollywood, white party, gdzie wszyscy goście przyszli w białych ubraniach. Latem zrobiliśmy pidżama party dla kobiet. Najciekawsza była jednak impreza kosmiczna, pełna elelemntów science-fiction. Cały teren ozdobiliśmy postaciami kosmonautów, a w ogrodzie lewitował podświetlany spodek kosmiczny. Za pomocą projektora wyświetliliśmy gwiazdy na ścianach naszego sferycznego namiotu. 

Organizujecie również przyjęcia ślubne.

Tak, bardzo lubię je organizować. Zazwyczaj, gdy młodzi przychodzą na pierwsze spotkanie, chcą zorganizować klasyczne przyjęcie. W takich sytuacjach mówię – drodzy państwo, to ma być najpiękniejsza impreza w waszym życiu. Zróbmy bajkę, a nie standard. Wtedy młodzi zaczynają się otwierać. Okazuje się, że zawsze marzyli np. o różowym dywanie i wielkim wejściu przy muzyce The Beatles. Zgodnie z naszym hasłem przewodnim, co klient wymyśli, to zrobimy. A im bardziej jest wymagający, tym lepiej dla mnie. Uwielbiam wyzwania. 

Wiele osób marzy o eleganckim przyjęciu ogrodowym, ale tu pojawia się problem, bo chociaż większość sytuacji można zaplanować, to jednak nie mamy wpływu na pogodę. 

Dla nas to nie problem. Zawsze mamy plan „B”, który wygląda równie zjawiskowo, co przyjęcie ogrodowe. Nawet jeżeli pogoda zapowiada się znakomicie, wiemy co robić w razie jej załamania. Nasze sferyczne namioty wyglądają bardzo elegancko. Wewnątrz mieści się 150 osób. Możemy rozstawić okrągłe stoły albo bawić się w entourage'u imprezy klubowej. Gdy robi się chłodno, namioty są ogrzewane. 

Kuliste namioty faktycznie prezentują się bardzo elegancko. Jakie są inne zalety ich sferycznych kształtów?

Przede wszystkim bezpieczeństwo. Nie są narażone na silny wiatr. Ponadto, wyglądają magicznie. 

Magiczne są również dekoracje, które robi pani własnoręcznie. 

Tak, razem z moją sześcioosobową ekipą twórczą. Mam duszę artysty, to moja pasja. Widzi pani te palmy wokół nas? Zrobiliśmy je sami. 

Naprawdę? Wyglądają bardzo profesjonalnie. 

Dziękuję, to wystrój na imprezę hawajską. Staramy się, żeby ludzie czuli się dobrze na własnej imprezie. Muszę jeszcze dodać, że nie bierzemy za to dodatkowych pieniędzy. Klient płaci za organizację przyjęcia, a my z pasji dokładamy wszelkich starań, aby wystrój był jej dopełnieniem.

Skąd u pani zamiłowanie do organizowania przyjęć?

Od kiedy pamiętam, zawsze miałam duszę artysty. To zabawne, ale wszystko zaczęło się od decoupage'u. Na osiedlu Dąbrowa mam swój sklep artystyczny, gdzie zajmowałam się tą techniką. Szybko zgromadziłam wokół siebie społeczność kobiet, które chciały tworzyć razem ze mną. Gdy ktoś przy mnie mówił o organizacji przyjęcia, zaczęłam proponować dekoracje. Tak to się zaczęło. 

Od decoupage'u do Chwaszczyna...

Tak, zaczęliśmy zapraszać ludzi do siebie. Zakupiliśmy w tym celu specjalny namiot sferyczny. Zaczęliśmy od małych eventów, na kilkanaście, a później na kilkadziesiąt osób. Zapraszaliśmy głównie znajomych, którzy zapraszali swoich znajomych. Zainteresowanie szybko wzrosło, więc kupiliśmy większy namiot, w którym mieści się około 150 osób. To dopiero początek naszego biznesu. Powoli rozbudowujemy się w Chwaszczynie. Chcemy stworzyć klimat śródziemnomorski. W naszym ogrodzie stoją palmy, a każde drzewko jest podświetlane. Niektórzy mówią, że latem czują się tutaj jak w Cannes. 

Teren jest dość duży, więc można tutaj organizować zarówno imprezy prywatne, jak i otwarte, np. pokazy mody.

Tak, mamy za sobą organizację pokazu mody. Włożyliśmy w to całe serce. Jeden z projektantów powiedział, że dłuższego wybiegu w życiu nie widział (śmiech). Teren jest ogrodzony, więc w przypadku imprez prywatnych, mamy pewność, że nikt postronny nie zjawi się na przyjęciu. Naszym celem jest stworzyć taką atmosferę, aby każdy gość czuł się dobrze. Dbamy o dzieci, dorosłych i osoby starsze. Można się tutaj poczuć, jak na dużej, eleganckiej domówce. Z dobrym towarzystwem i wykwintnym jedzeniem. Ponadto, nasza ekipa stwarza rodzinną atmosferę. Kiedyś, podeszła do mnie mała dziewczynka podczas imprezy i powiedziała, że chciałaby zjeść pierożki. Klient nie zamówił tego dnia pierogów w cateringu, ale dla chcącego nic trudnego. Zmobilizowałam szybko kucharza i lepiliśmy wspólnie z dziećmi pierożki podczas imprezy. To jest właśnie magia tego miejsca.