Mała małpka, a tyle jej zawdzięczamy. Rezusy ze względu na podobieństwo genetyczne i fizjologiczne do człowieka są obiektami wielu badań i doświadczeń. Co ciekawe, w latach 50. ubiegłego wieku były też pierwszymi małpami wykorzystywanymi do badania możliwości przeżycia w czasie lotu kosmicznego. W oliwskim Zoo ich hodowla powoli dobiega końca, jednak zasłynęły tu bardzo specyficznym zachowaniem. 

Coś się zaczyna, trwa, aż wreszcie kończy się bezpowrotnie. Czy rzeczywiście zbliża się koniec hodowli rezusów w oliwskim Zoo?

Tak, pozostała nam już jedna, leciwa samiczka. Warto wspomnieć, że rezusy mają ogromne znaczenie w nauce. To najbardziej popularna małpka, która wykorzystywana jest do celów doświadczalnych. Przede wszystkim do badań krwi. Czynnik Rh, który jest wykładnią wiedzy o naszym zdrowiu, życiu i genetyce, został odkryty właśnie dzięki tym małpom. Stąd zresztą pochodzi jego nazwa – od rhesus.

Jak zaczęła się przygoda rezusów w gdańskim ogrodzie zoologicznym?

W latach 90. otrzymaliśmy zapytanie od ośrodka doświadczalnego pod Wiedniem, czy nie przyjęlibyśmy grupy rezusów. Żyły tam w osobnych klatkach i każda stanowiła bazę doświadczalną. Nigdy nie były ze sobą razem, obserwowały się jedynie na odległość. Były w różnym wieku. Zdecydowaliśmy, że skoro nie mamy takich małpek, to weźmiemy je do siebie. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę z tego, że taka grupa może być dla nas bardzo trudna do utrzymania. 

Jak wyglądały trudne, jak się domyślam, początki?

Przede wszystkim wyzwaniem było to, że zwierzęta te nigdy nie widziały światła dziennego. Cały czas żyły w pomieszczeniach laboratoryjnych i były z nich wyciągane tylko do różnych zabiegów, potem wracały do klatek. Problemem było też utworzenie grupy. Rezus bowiem jest małpą stadną, a w stadzie panują typowe zależności hierarchiczne. One nie znały tych powiązań socjalnych, bo żyły indywidualnie. Pierwsze tygodnie były niebezpieczne i trudne, bo obdarzały siebie ogromną nieufnością. Z czasem zaobserwowaliśmy jednak, że próbują ustalić miedzy sobą pewne zależności hierarchiczne i oczywiście były one przewidywalne. 

To najstarsze samce zaczęły rządzić resztą? 

Tak. Zaczęły się też walki wśród średniaków, bo każdy chciał być ważniejszy. Pozycje społeczne zostały dość szybko ustalone i powstała grupA socjalna, taka, jak na wolności. Instynkt wziął górę. W pewnym momencie zauważyliśmy też, że małpki skupiają się w krąg i tulą się do siebie, a potem zaczęły się iskać, co było wyrazem najwyższego oddania i zaufania. Kolejnym efektem takiej „współpracy międzyosobniczej” było to, że trzy samice zaszły w ciążę, rodziły dzieci i wychowywały je. Czas robił jednak swoje. Najstarsze rezusy kończyły żywot. Zostały jednak dobrze zapamiętane przez zwiedzających...

Dlaczego?

Otóż wyspecjalizowały się w zabieraniu gościom telefonów komórkowych. Jak to zwykle bywa, to, czego nie wolno robić, to najbardziej kusi. Zwiedzający podchodzili bezpośrednio do ogrodzeń i chcieli zrobić jak najlepsze zdjęcie. Małpki niby powolne, flegmatyczne, a tak naprawdę jednym ruchem potrafiły zabrać telefon. Co więcej, nauczyły się rozbierać taki sprzęt na czynniki pierwsze. Wyciągały karty sim, skakały, gryzły telefon. Nic z niego nie zostawało. Niektórzy z „okradzionych” denerwowali się, przychodzili do nas i prosili o pomoc. Nic nie dawały nawet tabliczki ostrzegawcze: Uwaga! Rezus zabiera telefony! To chyba jeszcze bardziej fascynowało ludzi – zabiera telefony? To tym bardziej muszę mu zrobić zdjęcie! 

A co dzieje się teraz z samiczką, która pozostała sama?

Trzy tygodnie temu odszedł ostatni samczyk. Samotna małpka teraz cały czas praktycznie śpi na konarach. Nie możemy jej nigdzie przekazać, bo niestety jej szanse w jakimkolwiek stadzie byłyby dość marne. Mieliśmy pewien ciekawy przypadek takiego odrzucenia przez stado u mandryli. Gdy urodził się u nas mandrylek, jego matka nie chciała go karmić, więc my go odchowaliśmy. To trudna do oswojenia małpa, a jednak nam się udało. Potem jednak mieliśmy nieudane próby łączenia go ze stadem. Grupa traktowała tego samca okropnie. Był izolowany, popadał w depresję. Oddaliśmy go więc do ogrodu w Chorzowie, licząc, że tam, na innym terytorium i z innymi osobnikami „dogada się”. Nic z tego. Był piętnowany i niestety długo nie pożył. To kolejny dowód na to, że dzikich zwierząt nie należy oswajać. A wracając do rezusów, to ich przygoda w naszym ogrodzie zoologicznym powoli dobiega końca. W ich wolierze zamieszka inny gatunek, na pewno nie małp, prawdopodobnie pojawią się tam małe ptaki drapieżne, które świetnie będą się czuć na takim obszarze.