Niektóre powstają w mgnieniu oka, inne komponowane są miesiącami. Tworzone pod wpływem chwili, impulsu lub też inspirowane różnymi, często bardzo osobistymi wydarzeniami. Zrodzone z instrumentalnego, improwizacyjnego chaosu lub w wyniku dokładnie zaplanowanego, muzycznego scenariusza. Piosenki, które stają się hitami. O takich utworach piszemy w naszym cyklu "Historia jednej piosenki", a wspólnym mianownikiem są historie związane z Trójmiastem. Opowiada je Czesław Romanowski.

Historia jednej znajomości to wielki hit Czerwonych Gitar. Ten utwór spokojnie mieści się w dziesiątce najbardziej znanych polskich piosenek wszech czasów. tekst: 

Morza szum, ptaków śpiew / Złota plaża pośród drzew. / Wszystko to w letnie dni / Przypomina ciebie mi. 

Ten tekst potrafi zanucić każdy, kto choć trochę interesuje się muzyką. W połowie lat 60 ubiegłego wieku zachwycała się nią zaś cała nastoletnia Polska. Założone w 1965 roku Czerwone Gitary szybko zdobyły wielką popularność, stając się rodzimymi Beatlesami, czemu sprzyjały i muzyka, i wygląd, a nawet postaci głównych muzyków grupy: wokalisty i gitarzysty basowego Seweryna Krajewskiego (naszego odpowiednika Paula McCartneya) oraz także wokalisty i gitarzysty Krzysztofa Klenczona, który nawet fizycznie podobny był do Johna Lennona. 

To właśnie Klenczon napisał muzykę do „Historii jednej znajomości”. Autorem niezapomnianego tekstu był zaś jego ówczesny kolega z zespołu Jerzy Kossela. 

Szłaś przez skwer, z tyłu pies /„Głos Wybrzeża” w pysku niósł. / Wtedy to pierwszy raz / Uśmiechnęłaś do mnie się.

- Mieszkam w Gdyni, więc nietrudno tam o widok dziewczyny spacerującej nad morzem, a ja akurat zobaczyłem taką. Nie dość, że była bardzo ładna, to jeszcze biegł za nią pies i trzymał w pysku gazetę. Jaką, nie wiem. To mógł być tylko „Głos Wybrzeża”, albo „Gazeta Bałtycka”. Jak się później okazało, „Głos Wybrzeża” lepiej pasował do muzyki - wspominał jakiś czas temu Kossela.

To „później” nastąpiło w 1965 roku przed pierwszą sesją nagraniową zespołu w Warszawie. Okazało się, że zespołowi brakuje dwóch utworów. Gdy muzycy zakwaterowali się w Domu Chłopa, Kossela i Klenczon zamknęli się w swoim pokoju i zaczęli pracować nad brakującymi piosenkami. 

- On miał jakieś gotowe muzyki, więc wieczorami przy gitarze próbowaliśmy zrobić z tego piosenki. Wyciągnąłem ten mój notes z pomysłami i wydało mi się, że dobrze byłoby tę dziewczynę z psem i gazetą wmontować w jakąś historię, przecież typową dla wakacji, młodzieńczych uczuć. No i jakoś tak wyszło. W ciągu jednej nocy powstały dwie piosenki - wspomina Jerzy Kossela. 

Odtąd już dzień po dniu / Upływały razem nam. / Rano skwer, plaża lub / Molo, gdy zapadał zmierzch.

Kossela nie do końca był zadowolony z ostatecznego kształtu swego tekstu.

 - Po pierwsze mieliśmy bardzo mało czasu, po drugie kłóciłem się z Krzyśkiem o końcówki. Ja chciałem dwusylabowe, bo są bardziej „muzyczne”, on upierał się przy jednosylabowych. Stąd ten „pies”, „szła”, „znów”, „dni”, „mi” - tłumaczył swe wątpliwości muzyk. 

Piosenka utrzymana jest w stylu rzewnych, beatlesowskich (w szczególności lennonowskich) ballad - jak chociażby „If I Feel”, czy „It's Only Love” - na których wzorował się Klenczon.

Płynął czas, letni czas, / Aż wakacji nadszedł kres. / Przyszedł dzień, w którym już / Rozstać musieliśmy się.

Oto, która z żon czy dziewczyn muzyków Czerwonych Gitar miała być podmiotem lirycznym tej piosenki, toczył się między nimi spór. Żona Jerzego Kosseli, Jana Kras-Kossela opowiadała, iż każda z nich uważała, że to piosenka specjalnie dla niej napisana, a już na pewno śpiewana. Jednak według Alicji „Bibi” Klenczon - Corony, żony Krzysztofa Klenczona, to piosenka o niej, skoro kompozytorem był jej mąż. 

- Ja się droczę, że tekst napisał Jurek, więc to nasza historia, chociaż wcale tak nie było i mogę z całą pewnością powiedzieć, że ta dziewczyna z psem to nie ja. Myślę, że po prostu takie lub podobne przygody zdarzały się, zdarzają i będą zdarzać każdych wakacji, że coś zaiskrzy, żeby opaść wraz z jesiennymi liśćmi – wspominała Kras - Kossela.

„Historia jednej znajomości” zamyka pierwszą stronę debiutanckiej, analogowej płyty Czerwonych Gitar „To właśnie my” wydanej w grudniu 1966 roku, która sprzedała się w nakładzie 160 tysięcy egzemplarzy i zapoczątkowała długoletnią karierę zespołu. Dokładnie trzydzieści lat później po tę piosenkę sięgnęli muzycy zespołu Myslovitz umieszczając jej własną wersję na swej drugiej płycie „Sun Machine”.