Pierwszy krawiec RP

Garnitury zamawiają u niego prezydenci, premierzy, aktorzy, sportowcy, biznesmeni. On sam jest bywalcem salonów i bacznym obserwatorem rzeczywistości. I jednym z ostatnich krawców z prawdziwego zdarzenia. Janusza Wiśniewskiego dziennikarka magazynu „Prestiż“ odwiedziła w jego pracowni od wielu lat mieszczącej się przy ulicy Starowiejskiej w Gdyni.

oda nie zna granic, mody nie można zatrzymać - takie motto wyznaje jeden z najsłynniejszych polskich krawców. Trudno się z tym nie zgodzić, szczególnie, gdy przekracza się próg jego pracowni.

Z pokolenia na pokolenie

Na półkach bele z materiałami, krawieckie przyrządy, gotowe garnitury, płaszcze i marynarki na manekinach, wszędzie katalogi z kolekcjami zarówno w stylu retro, jak i nowoczesnymi. Połączenie tradycyjnej elegancji z nowoczesnością.

- Trendy trzeba cały czas obserwować. I reagować. elegancja jest jednak ponadczasowa - mówi Janusz Wiśniewski.

A raczej Janusz „Krawiec” Wiśniewski. Ten „Krawiec”. Persona niezwykła, bo to krawiec – pisarz, krawiec – poeta. Ma na swoim koncie dwie książki, kolejna czeka na wydanie, tak jak tomik wierszy. Po szyciu garniturów dla takich ludzi, jak prezydenci, premierzy, ministrowie, czy znani aktorzy i dziennikarze, przychodzi czas gdy siada w swoim saloniku poprzedzającym pracownię i oddaje się pasji pisania.

Zakład w Gdyni przy ulicy Starowiejskiej to ostatni jaki się ostał. Jeszcze kilka dekad temu było tutaj ponad dziesięciu krawców. Dzisiaj pracownię Janusza Wiśniewskiego otaczają banki, butiki i restauracje. Ale do jego drzwi wciąż pukają nowe pokolenia klientów. Początki były trudne. Najpierw nauki u stryja, podpatrywanie ojca przy pracy, następnie egzaminy czeladniczo – mistrzowskie, a także praca w Paryżu. I tak minęło prawie 50 lat. To już trzecie pokolenie Wiśniewskich, które tworzy historię i ubiera najważniejsze osoby w kraju.

Poszukiwacze zaginionego stylu

Bywały trudniejsze momenty zwłaszcza, w nieprzychylnych czasach.

- W czasach szarej komuny większość mężczyzn chodziła w szaroburych garniturach. Ludzie wyglądali smutno i przygnębiająco. Wtedy o materiał i dodatki takie jak guziki, czy podszewki nie było łatwo. Trzeba było dobrze kombinować. Ja miałem materiał z polskiego Bielska, które, wbrew pozorom, produkowało bardzo dobre tkaniny, o zróżnicowanym kolorze i fakturze. Dzięki temu moi klienci od zawsze wyróżniali się stylem - wspomina „Krawiec”.

Podczas rozmowy przez pracownię przewija się kilku klientów. Każdy inny. Opalony mężczyzna w popielatej marynarce, umawia się na przymiarkę. Kolejną, bo na dobry garnitur trzeba czekać około dwóch tygodni i przygotować się nawet na pięć wizyt. Jest też młody chłopak, który wpada nieco zdezorientowany. Ma na sobie krótkie spodnie, japonki i koszulkę z nadrukiem. Wyraźnie sportowy styl. Jakby nie do końca chce poddać się wizji kłucia szpilką. Jednak po przekroczeniu progu zdaje sobie sprawę, że już nie ma odwrotu. Szczery uśmiech witający każdego gościa odwiedzającego zakład, zachęca do pozostania tam chociaż na chwilę. Tak jest z listonoszem, który przynosi plik kopert i gdyby nie nasza rozmowa zapewne zostałby o wiele dłużej.

Politycy i gwiazdy Hollywood

Wiśniewski ma osobowość, która wzbudza zaufanie. Zapewne było tak samo wtedy, gdy szył garnitur dla świętej pamięci prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. W 2005 roku, przed debatą prezydencką Wiśniewski miał naglące zadanie uszycia kilku garniturów. Udało się. Są osoby, które twierdzą, że prezencja podczas debaty przyszłego prezydenta, pomogła mu w wygranej.

- Lech Kaczyński wygrałby wybory prezydenckie bez mojej pomocy. Na pewno jednak wyglądałby znacznie gorzej - mówi Janusz Wiśniewski.

Janusz Wiśniewski niejednokrotnie poddawał się trudniejszym zadaniom. Niechętnie zdradza nazwiska swoich klientów. Wiadomo jedynie, że jego garnitury noszone są w Mediolanie, Paryżu i Brukseli. Do kolejnych znanych osób obszytych przez Wiśniewskiego należą między innymi były premier, obecny prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka, były minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz, były wicepremier Jarosław Kalinowski, a także znany amerykański aktor Steven Seagal.

– Uszyłem aktorowi trzy garnitury do filmu, który był kręcony w Polsce. Termin - trzy dni. Od piątku do poniedziałku, szyliśmy garnitury po nocach. Następnie okazało się, że musimy uszyć jeszcze trzy, dla dublera Stevena Seagala. To było dla nas trzęsienie ziemi, ale daliśmy radę. Zdaliśmy egzamin - wspomina.

„Krawiec” wspomina też nieżyjącego już prałata Henryka Jankowskiego. Uszył dla niego męską pelisę, czyli płaszcz na futrzanym podbiciu.

Polskie spojrzenie na modę

Jacy są klienci „Krawca” Wiśniewskiego?

- Są różni. Potrafię ich rozróżnić w momencie gdy wchodzą do mojej pracowni. Łatwiej pracuje mi się z takimi, którzy zdają się na moją wiedzę i praktykę. Dobrzy są również Ci, którzy znają sie na modzie, krawiectwie i wiedzą czego chcą. Najwięcej problemu sprawiają Ci, którzy przychodzą ze swoimi „doradcami” - matkami, teściowymi, żonami i to one wiedzą najlepiej, czego chce mój klient. Z nimi pracuje się dość trudno - tłumaczy Janusz Wiśniewski.

Są też tacy, którzy przyprowadzają kolejne pokolenia.

- Mam także klientów, których pamiętam z czasów, gdy szyłem im garnitur do komunii, a teraz sami przychodzą ze swoimi wnukami - mówi. I tacy, którzy bez względu na odległość i czasy są wierni krawcowi.

- Kiedyś za czasów komuny, miałem klienta z Londynu, który prywatnym samolotem przylatywał do Polski i obszywałem go. Dzisiaj niewielu mężczyzn przywiązuje tak dużą wagę do ubioru, wyglądu. Większość z nich nawet nie potrafi zawiązać krawata, nie zwraca uwagi na proporcje, na długości rękawów i spodni. Przecież rękaw nie może zakrywać połowy dłoni, a spodnie nie mogą się zawijać na butach – podsumowuje.

Nawet najbardziej oporni po przekroczeniu progu jego pracowni wyglądają jak z żurnala. Mistrz tworzy garnitury z wyjątkową precyzją. Nawet te szyte w filii w Warszawie muszą przejść przez jego ręce. To zapewne jest tajemnicą sukcesu „Krawca”.

Krawiec na szklanym ekranie

Teraz Janusz Wiśniewski chciałby się głównie oddać pisarstwu. Jego lekko autobiograficzna powieść „Życie skrojone na miarę” zebrała na prawdę znakomite recenzje. Wiele osób ma jednak za złe Januszowi Wiśniewskiemu obnażanie ich na kartach powieści. Nie omieszkały powiedzieć mu tego wprost, a nieprzychylnych komentarzy autor zupełnie nie wstydzi się umieszczać na swoim blogu. Nie wiedział, że odbije się to takim echem. Nie taki był zamysł autora. Możliwe jednak, że sukces powieści przekuje się W scenariusz filmowy.

- Z recenzji napisanej przez reżysera Janusza Majewskiego, dowiedziałem się, że moja książka to dobre „mięso” na materiał filmowy - mówi „Krawiec”.

Janusz Wiśniewski to z pewnością wyjątkowa osobowość i symbol Gdyni - tak jak Dar Pomorza, pomnik Josepha Conrada, czy Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, na którym być może już niedługo będzie można zobaczyć premierę „Życia skrojonego na miarę”.

Dorota Patzer