Porto: Bezwarunkowa kapitulacja

Barco rabelo na nabrzeżu pod mostem Ponte de Dom Luis I

Pełne jest tajemniczych zakamarków, smaków i życia, choć na dobrą sprawę pośpiech bywa tu rzadkim gościem. Czasami przywodzi na myśl dekorację filmową z plenerami długo zostającymi w pamięci. Porto i porto potrafią zaczarować, wciągnąć każdego, aż po uszy.

Już po pierwszym dniu wizyty tutaj wiem, że aby czuć się naprawdę dobrze, wcale nie trzeba zbytniego nakładu sił. Wystarczy coś dobrego do jedzenia i wino, którego akurat tutaj nie brakuje. Klimat miasta i ludzie tworzą atmosferę nie do podrobienia. Dziwi mnie jednak, że Porto jest tak bardzo kameralne, uciekające wręcz od wielkomiejskiego zgiełku. Przecież to drugie co do wielkości miasto Portugalii. Rozłożone malowniczo na wzgórzach przy ujściu rzeki Douro do Oceanu Atlantyckiego, dumnie prezentuje ślady dawnej potęgi Portugalii.

SYMBOL MIASTA

Spacer po najstarszej części miasta wymaga ode mnie niezłej kondycji. Chodzenie w szpilkach nie wchodzi w grę, bowiem ciężko tu znaleźć ulicę, która nie wiedzie pod górę lub nie opada w dół. Gdzie nie spojrzysz, tam wzniesienia. Część z nich kończy się stromymi schodami, zza rogów innych wyłaniają się rozłożyste place, na których roi się od zabytków. Zaliczone przez UNESCO do światowego dziedzictwa kulturowego, stare miasto w Porto może się pochwalić kilkoma perełkami, które nierozłącznie związane są z okresem jego handlowego prosperity. 

Weźmy na przykład symbol miasta, Ponte de Dom Luis I. Od razu widać, że to solidna, inżynierska robota. W 1886 roku zaprojektował go asystent Gustawa Eiffla, tego od paryskiej wieży. Dla części miejscowych to nic innego jak wieża Eiffla, tyle że położona poziomo między brzegami rzeki. Po moście można swobodnie spacerować, choć od czasu do czasu, pomiędzy turystami, przejeżdża tramwaj. Naprawdę trzeba się dobrze pilnować, żeby nie stać się jednym z jego wagoników, tym bardziej, że panorama jest stąd przepiękna. 

PONAD CZERWONYMI DACHAMI

Jeszcze lepiej i jeszcze więcej widać z punktów widokowych tuż nad mostem. Zewsząd wyrastają jeden nad drugim domy albo spływają po zboczu kaskady czerwonych dachów. Kolorowe kamienice wyglądają trochę nierealnie. W oknach pranie, jak to w Portugalii. Na krętych, często stromych uliczkach, gubią się turyści. Inni zwiedzają miasto od strony wody, pływając tradycyjnymi łodziami barco rabelo, które służyły kiedyś do transportowania beczek z winem ze słynnej doliny Douro. Kipi też życiem promenada. Przyjezdni oblegają przyklejone do siebie knajpki, a mieszkańcy z właściwą sobie klasą, życzliwie ich tolerują.

Zanim usiądę w jednej w kawiarni przy promenadzie, by zrelaksować się w towarzystwie kieliszka porto, postanawiam zobaczyć to, czym szczyci się miasto. W historycznej dzielnicy znajduję  Igreja de Sao Francisco - kościół świętego Franciszka, najpiękniejszą świątynię w Porto, a może nawet w całej Portugalii. Misterne, drewniane zdobienia na kolumnach, ołtarzu, w nawach i na suficie bogato pozłocono. Podobno wykorzystano do tego celu ponad 200 kg złota. Wzbogacony o tą wiedzę człowiek, oglądając wnętrze, w końcu wydusza z siebie krótkie "łał". Kościół pełni dziś funkcję muzeum. 

SZLAKIEM NIEBIESKICH KAFELKÓW

Niedaleko znajduje się Casa do Infante, dom, w którym prawdopodobnie urodził się Henryk Żeglarz, oraz Palacio da Bolsa, neoklasyczny budynek dawnej giełdy towarowej, w której również kapie od przepychu. W romańskiej katedrze Se odbył się ślub króla Jana I z Phillipą Lancaster, co zapoczątkowało długotrwały sojusz portugalsko - angielski i między innymi dzięki tej koligacji, wino porto (o którym za chwilę) mogło podbić angielskie stoły. Wspomniany ślub oraz inne, ważne wydarzenia z historii Portugalii można podziwiać na pięknych azulejos znajdujących się na dworcu kolejowym Estacao de Sao Bento. Są tacy, którzy twierdzą, że to najpiękniejszy dworzec na świecie. 

Rzeczywiście jest wyjątkowy. Na 20 tysiącach biało - niebieskich i kolorowych płytek przedstawiono choćby księcia Henryka Żeglarza podbijającego Ceutę w Maroku oraz bitwę pod Arcos de Valdevez. Obrazy są realistyczne i ogromne. Podróżując po Portugalii trudno nie zauważyć, że do twarzy jej z niebieskimi kaflami, które są tu wszechobecne. Charakterystyczne płytki wyniesiono tu do rangi prawdziwych dzieł sztuki. Sceny historyczne splatają się z religijnymi, martwa natura z echami codzienności. Azulejos można czytać jak podręcznik historii sztuki. Poza krużgankami katedry oraz dworcem Sao Bento, za galerię niebieskich płytek można też uznać zewnętrzną ścianę kościoła Igreja do Carmo, czy salę VIP Casa da Musica, nowoczesnego gmachu filharmonii. 

ZACZAROWANA KSIĘGARNIA

Kiedy usłyszałam, że warto tu odwiedzić pewną księgarnię, mocno się zdziwiłam. Nie dlatego, że książek nie warto czytać, wręcz przeciwnie. Dlatego jednak, że tego typu miejsca rzadko znajdują się na turystycznych mapach z oznaczeniem "must see". Tłum, jaki kłębił się przed wejściem do Livraria Lello e Irmao rozwiał moje wszelkie wątpliwości. Co więcej, przed księgarnią zastałam dwóch ochroniarzy, którzy… sprawdzali bilety. Wejście kosztuje 3 euro. Kiedy coś kupimy, kwota ta jest zwracana. Jedni kupują książki, inni piją kawę. Wewnątrz wiją się misternie zdobione, drewniane schody z czerwonymi stopniami, a nad nimi, na suficie, znajduje się ogromny witraż z napisem „decus in labore” („honor jest w pracy”). 

W Porto znajduje się też punkt obowiązkowy dla każdego fana Harrego Pottera. Cafe Majestic to jedna z najstarszych w Europie kawiarni, w której Kathleen Rowling spędziła wiele dni opisując przygody młodego czarodzieja. Wnętrze też wygląda na nieco zaczarowane, zachwyca ogromnymi, kryształowymi lustrami, skórzanymi krzesłami, drewnianymi dekoracjami, stylowymi żyrandolami oraz wszechobecnym marmurem. 

KRÓLEWSKIE WINO

Kiedy już zobaczymy wszystko, czym chce się pochwalić Porto, przychodzi czas na relaks. Najlepiej przy winie, bo to ono sprawiło, że rybacko - handlowe centrum nad rzeką Douro nabrało znanego nam dziś charakteru. Właśnie tu, na północy Portugalii, gdzie prawie 40 tysięcy plantatorów uprawia winorośle, powstaje wino portwein, bardziej rozpoznawalne pod uproszczoną nazwą porto. Kto o nim nie słyszał?! Wszystko zaczęło się na dobre w 1703 roku, po podpisaniu brytyjsko - portugalskiej umowy handlowej. Nad Tamizą portugalskie wina znane były już wcześniej, jednak często pozostawiały wiele do życzenia. Podczas morskiego transportu zwyczajnie się psuło. Potrzebny był sposób na powstrzymanie procesu fermentacji. Jako środka konserwującego do wina zaczęto dolewać brandy. To był strzał w dziesiątkę. Tak narodziło się porto, znane nam jako Taylor’s, Offley, Fonseca, Graham’s, Ferreira, Croft... 

W Porto - mieście od porto - od tych nazw nie ma ucieczki. Nawet ci, którzy na co dzień wzdrygają się na myśl o słodkich trunkach, tutaj kapitulują. Bezwarunkowo. Przekonałam się o tym podczas wizyty w jednej z piwnic zastawionych po sufit pękatymi beczkami. Wybrałam Graham’s. To właśnie z tego miejsca na ostatnie urodziny dotarło do królowej Elżbiety 25 butelek dziewięćdziesięcioletniego porto. Każda kosztowała 900 euro. Kto chce, może tu kupić identyczny trunek. Cena za butelkę wynosi obecnie 1200 euro. 

ŚWIATOWE DZIEDZICTWO

Co ciekawe, obszar uprawy i produkcji porto jest pierwszym w historii chronionym prawnie miejscem winiarskim na świecie. Urokliwe tarasy z winnicami, otaczającymi duże gospodarstwa rolne, w których produkuje się wino oraz urocze wioski tego regionu, znalazły się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Wystarczy oddalić się od miasta zaledwie kilka kilometrów, by trafić do świata, w którym króluje winorośl, albo popłynąć w dół rzeki Douro jedną z barco rabelo, które niegdyś transportowały wino do Porto, wprost na nabrzeże Vila Nova de Gaia. I dziś właśnie w tutejszych magazynach i piwnicach leżakuje porto. Wracałam tu wielokrotnie, by spróbować soczystych krewetek, grillowanych sardynek, zupy caldo verde. W Porto inaczej się nie da.