Wystarczyło mi niewiele ponad dziesięć godzin, bym pokonała niespełna dziesięć tysięcy kilometrów i dostała się z Warszawy do Tokio. Nie zdawałam sobie sprawy, że na miejscu czeka mnie szok kulturowy związany z mnogością wszystkiego i wszędzie. Na szczęście stolica Japonii jest wyjątkowo przyjazna Europejczykowi.

Zaraz po wystawieniu nogi z hotelu wpadłam w morze ludzi, choć na dobrą sprawę trudno powiedzieć, w której części miasta jest najtłoczniej. Może jest to skrzyżowanie Shibuya, jedno z najbardziej ruchliwych na świecie? A może ciaśniej jest w metrze, w którym ludzie do wagonów są wtłaczani przez specjalnych upychaczy? Wydaje się, że sardynki w puszce mają więcej miejsca. 

METROPOLIA DO POTĘGI

Już przyglądając się mapie linii metra można dostać oczopląsu. Jednak tylko na pozór kolorowe nitki niczym spaghetti plączą się ze sobą bez ładu. W Japonii wszystko jest poukładane, a samo metro stanowi najlepiej rozwinięty system komunikacji miejskiej na świecie. Jest punktualne, nowoczesne, czyste i bezpieczne. Jest też duże, bo takiego potrzebuje tokijska aglomeracja. 23 specjalne okręgi (dzielnice) tworzące miasto liczą 8,5 mln mieszkańców. 

Jednak to nie wszystko. Tokio jest częścią megalopolis, największego zespołu miejskiego świata. Wraz z Jokohamą, Kawasaki, Osaką, Kioto i innymi miastami nad zatoką, skupia około 38 mln mieszkańców. To mniej więcej tyle, ile liczy cała Polska. Na pierwszy rzut oka widać, że tu każdy skrawek ziemi jest na wagę złota. W silnie zurbanizowanym mieście trudno o otwarte zielone przestrzenie. Wśród drapaczy chmur oazą wydaje się otoczenie cesarskiego pałacu usytuowanego w dzielnicy Chiyoda. 

Wielkie zielone połacie oglądam z mojego pokoju na czternastym piętrze pobliskiego Palace Hotel Tokyo. Z góry wyglądają trochę jak nowojorski Central Park. Nie ma w tym porównaniu odrobiny przesady, oba parki osiągają zbliżoną powierzchnię - 341 hektarów. Z tą tylko różnicą, że Central Park rocznie odwiedza 20 mln ludzi, a na teren głównej rezydencji cesarza Japonii na co dzień nikt się nie dostanie. 

CENTRUM. JEDNO Z WIELU

Wokół odciętej od reszty świata siedziby rodziny cesarskiej tętni wielkomiejskie życie. Koniuszków chmur dotykają dachy smukłych wieżowców. Wiele tu banków i siedzib poważnych firm. Znajduje się tu też gmach parlamentu, siedziba premiera, gmach Sądu Najwyższego, Teatr Narodowy, są siedziby partii politycznych. Nie jest to jednak centrum miasta, bo jak mówi mi mieszkający tu od dwudziestu lat Michał, mój przewodnik, Tokio nie ma jednego centrum. Ma ich wiele. 

Wystarczy zajrzeć do Shibuya czy Ginzy, eleganckich dzielnic, wizytówek nowoczesności i stylu. Ta druga to odpowiednik paryskich Pól Elizejskich, czy 5 Alei w Nowym Jorku. Usadowiły się tu siedziby najbardziej ekskluzywnych marek i domów towarowych. Hermes ma tu także swoje biura, Shiseido z kolei nawet własną galerię sztuki. W dzielnicy można zostawić fortunę... albo zginąć na przejściu dla pieszych. Z poruszaniem się po ogromnym przejściu problem mają szczególnie przyjezdni. Przechodzi się na nim także w poprzek. 

ROZRYWKA PO GODZINACH

Nic jednak nie przebije znajdującego się w Shibuya najsłynniejszego skrzyżowania świata i bodaj najruchliwszego przejścia na całym globie. Bywa, że podczas jednej zmiany świateł przechodzi przez nie 2,5 tys. osób. Ludzie potykają się o siebie, obijają. Jak w mrowisku. Skrzyżowanie jest na tyle wyjątkowe, że umieszczane jest na większości list typu „10 rzeczy, które trzeba zobaczyć w Tokio”. W Shibuya warto zatrzymać się na dłużej. W ostatnich latach dzielnica stała się ulubionym miejscem rozrywki tokijskiej młodzieży. Była nią już w latach 30. XX wieku, ale na dobre zaczęła się rozwijać po olimpiadzie w 1964 roku. Jest tu wszystko, czego młoda dusza zapragnie - modne sklepy, bary, knajpy i sklepy muzyczne. 

Na niewielkim placyku, dziś najbardziej popularnym miejscem umówionych spotkań, stoi rzeźba psa Hachiko, najbardziej znanego czworonoga w Japonii. Przekazywana z ust do ust historia mówi, że każdego dnia odprowadzał swojego pana na stację, a wieczorami czekał na jego powrót. Kiedy właściciel zmarł nagle w 1925 roku, pies przez kolejne 10 lat przychodził na stację. Wiernemu Hachiko w pobliżu dworca postawiono pomnik, a jedno z wyjść stacji metra nazwano jego imieniem. Spreparowane szczątki psa przechowywane są w National Science Museum w Ueno w Tokio. 

Shibuya tętni życiem w dzień, jednak na dobre ożywa nocą. Szczególnie piątkową nocą. Trudno w to uwierzyć, ale tokijscy pracoholicy, którzy na imprezę przychodzą prosto z pracy, w garniturach, o pozwolenie pójścia na kilka drinków muszą prosić szefa. Później grupami zasiedlają nocne lokale i popularne kluby karaoke. 

MISTERNY PORZĄDEK

Z wielkimi drapaczami chmur sąsiaduje niska, gęsta zabudowa małych domków i wąskich uliczek. Poza typowymi centrami biznesowymi można poczuć się bardziej swojsko, bliżej zwykłych mieszkańców. I choć na pierwszy rzut oka ich życia nie cechuje tak duży pośpiech, jak w Ginzie czy Shibuya, wydaje się, że niemal wszędzie ludzi jest cała masa. Co ważne, wszyscy mają wspólny mianownik - cechują ich dobre maniery i wysoka kultura osobista.

- Zwykłych ludzi lepiej nie pytaj o drogę - radzi mi Michał - Dlaczego? Każdy Japończyk będzie chciał ci pomóc. Jeśli będzie szedł w lewo, a ty w prawo, pójdzie z tobą i będzie szedł tak długo, aż nie uzyska pewności, że trafisz w odpowiednie miejsce. Lepiej więc nie burzyć im ich misternego porządku, a o drogę zapytać policjanta.

Jeśli chodzi o kontakt z Japończykami, nie bez znaczenie jest fakt, iż większość z nich boryka się z problemami językowymi. Angielskiego uczą się od dziecka, jednak nie władają nim nawet na poziomie podstawowym. Na szczęście, nawet pomimo zupełniej nieznajomości angielskiego, za wszelką cenę starają się pomóc. 

KULT TRADYCJI

Stara część Tokio to Asakusa i Ueno. W pierwszej znajduje się najstarsza i najczęściej odwiedzana tutejsza świątynia - Senso-ji. Przyjeżdżają tu turyści i wierni. Liczącą prawie 1400 lat świątynię porównać można z naszą Częstochową. Aby dotrzeć do celu, z głównej ulicy przecisnąć się trzeba najpierw przez Bramę Gromów, jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Tokio. Brama nie jest wąska, wręcz przeciwnie. Jest jednak tak słynna, że wszyscy chcą zrobić sobie z nią zdjęcie, dlatego lepiej uważać na zgniecenie przez tłum, a stopy chronić przed zmiażdżeniem.

Tuż za bramą otwiera się zadziwiający świat, w którym prym wiodą sklepikarze i straganiarze, oferujący całą gamę upominków. Są też drobni restauratorzy sprzedający niewielkie przekąski i słodycze. Nie są nachalni. Cierpliwie czekają, aż klienci odnajdą ich w wielkim gąszczu na 200-metrowej drodze, zwanej Nakamise. Przez liczącą setki lat uliczkę przelewają się tłumy ludzi. 

Na jej końcu usytuowana jest czerwono - czarno - złota budowla, w której wnętrzu palą się kadzidła, szemrze fontanna i dzwonią dzwonki. Dla wielu to najważniejsze miejsce kultu buddyjskiego w Tokio. Bez wątpienia Senso-ji stanowi testament przeszłości i atrakcję dla współczesnych zwiedzających, miejsce w którym kultywuje się dawne tradycje. Wśród nich jest ceremonia parzenia herbaty, ale to temat na inną opowieść.