Otwarta, ambitna i - jak mówi o sobie - na co dzień trochę roztrzepana, ale jak trzeba bardzo dobrze zorganizowana. Marta Pałucka, Miss World Poland 2015 i finalistka wyborów Miss Świata w rozmowie z Prestiżem o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości przez pryzmat swoich pasji, życiowych wyborów i sukcesów, a także o darciu sukienek, łamaniu obcasów i innych stereotypach, z którymi muszą mierzyć się posiadaczki korony Miss.  

Na pewno odpowiadałaś już na wiele ciekawych pytań. Do wielu z nich z chęcią powracasz, jednak spotkanie z tobą to okazja, żeby dowiedzieć czegoś, czego jeszcze nie wiemy o naszej Miss?

Myślę, że dużo osób nie wie, że jestem po prostu normalną dziewczyną z trochę większymi ambicjami. Zauważyłam, że odkąd zdobyłam tytuł Miss niektórzy ludzie zaczęli postrzegać mnie inaczej, że to zwycięstwo ma duży wpływ na moją osobowość, a tak naprawdę u mnie dużo się nie zmieniło - codziennie budzę się, patrzę na siebie i cieszę się, że to właśnie mi się udało. Po prostu miałam trochę więcej szczęścia i trochę więcej samozaparcia. Chciałabym, żeby ludzie zapamiętali, że nadal jestem tą samą Martą i absolutnie nic się nie zmieniło, oprócz tego, że teraz jestem trochę bardziej zajęta.

Myślisz, że twoim przekleństwem jest perfekcjonizm?

(śmiech)… nie, daleko mi do tego. Może i jestem ambitna, ale potrafię odpuścić. Nigdy nie jest tak, że jak coś mi nie pójdzie, to siedzę załamana, bo szkoda mi na to czasu i z reguły biorę się już za coś innego albo próbuję jeszcze raz. 

Pójdźmy może trochę wstecz. Jakim dzieckiem była mała Marta? Pamiętasz, o czym wtedy marzyłaś?

Przez wiele lat byłam jedynaczką. Rodzice od samego początku namawiali mnie dosłownie do wszystkiego -  zabierali na koncerty, wystawy, przedstawienia. Mieszkamy w Sopocie, więc miałam tutaj naprawdę duże możliwości rozwoju artystycznego. Mój tata jest po ASP, ja chodziłam do szkoły muzycznej, jesteśmy taką artystyczną rodziną. W zasadzie wychowałam się w środowisku artystów, więc dużo rzeczy było dla mnie naturalnych - obycie ze sceną, znanymi ludźmi… i wtedy zaczęłam sobie myśleć, że ja też chciałabym być w przyszłości trochę bardziej rozpoznawalna. Chciałam być lekarzem, potem prawnikiem, weterynarzem, a skończyło się na tym, że jestem instruktorem jazdy konnej i przy okazji Miss World Poland i finalistką światowych wyborów Miss World (śmiech).

Czyli marzenia o sławie i popularności kiełkowały już w głowie nastoletniej Marty. Co zatem wpłynęło na decyzję o uczestnictwie w konkursach piękności?

Gdy miałam 15 lat moja mama wpadła na pomysł, żebym poszła na casting Miss Nastolatek. Zaryzykowałam i stwierdziłam - dlaczego nie? Od tego wszystko się zaczęło. Był to tylko i wyłącznie pomysł mojej mamy, ja byłam bardziej skupiona na zajęciach muzycznych, plastycznych, jeździe konnej, a modeling i cała historia z wyborami Miss przyszła zupełnie niespodziewanie. Najpierw dostałam się do wyborów Miss Nastolatek, potem do Elite Model Look i podpisałam umowę ze swoją pierwszą agencją. Przez ostatnie 8 lat pracuję jako modelka – byłam związana z jedną z najlepszych w Polsce agencji – D’Vision, a obecnie współpracuję z agencją w Berlinie. Dwa lata temu uświadomiłam sobie, że kariera modelki, kończy się szybko i może wybory miss pozwolą mi trochę przedłużyć ten okres kiedy będę mogła pracować w tej branży. Chociaż bycie miss to są trochę inne zlecenia, bardziej komercyjne, bardziej społeczne.

Opowiedz trochę o założeniach i kulisach Miss World w Chinach.

Miss World bardzo koncentruje się na tym co robimy w życiu, jakie mamy plany. Decyzja nie zapada wyłącznie na finale, tylko przez cały miesiąc kolekcjonujemy punkty za różne wydarzenia. Rzeczywiście, kiedy były ogłaszane wyniki to było kilka niespodzianek, bo przeszły dziewczyny, które może nie były najpiękniejsze, ale wyróżniły się właśnie albo w działalności charytatywnej albo miały wielki talent, czego niektórzy nie są w stanie zrozumieć.

W takim razie rozumiem, że na sukces składa się kilka rzeczy, nie tylko wygląd zewnętrzny?

Zdecydowanie. Najważniejszą częścią punktacji jest wywiad z jury, potem video o działalności charytatywnej. To nie musi być nic ogromnego, wystarczy, że wykaże się chęć zmiany rzeczywistości wokół siebie. Następnie są zawody sportowe, najpierw eliminacje, czyli tzw. Beep test, który w największym skrócie polegał na bieganiu pomiędzy dwoma liniami, oddalonymi od siebie o 20 metrów, dopóki starczyło sił. Dziewczyny, które przeszły eliminacje na drugi dzień spotykały się na stadionie, gdzie odbywały się już normalne zawody – sztafeta, bieg na 100 m czy skok w dal. W skład oceny wchodzi też konkurs na najlepszą modelkę i tam byłam miło zaskoczona, bo znalazłam się w top 30. Generalnie oceniany jest również całokształt naszego zachowania, to jak współpracujemy w grupie, czy się spóźniamy, jak się malujemy, cały czas jesteśmy obserwowane. Trzeba mieć się na baczności i zawsze być gotowym na wszystko. 

Ile trwało to całe przygotowanie?

Cztery tygodnie - w tym wypadku czas to pojęcie względne. Co prawda pierwszy tydzień nie był zbytnio pracowity, miałyśmy ceremonię otwarcia, paradę przez miasto oraz osobną ceremonię z władzami miasta. Kolejne tygodnie zajęły mini konkursy, a ostatnie dni to próby na głównej scenie, ciężkie próby, bo temperatura przekraczała 30 stopni…

Miałyście tam ludzi odpowiedzialnych za make-up czy fryzury?

Podczas zgrupowania cały make-up i włosy to było nasze zadanie. Wszystkim się wydaje, że pojechałam tam z całą świtą – fryzjerem, stylistką itd. – nie, pojechałam sama z 50 kilogramami bagażu. Pomagałyśmy sobie nawzajem, więc mam też na koncie dużo zrobionych makijaży, a sztukę doklejania rzęs opanowałam niemal do perfekcji (śmiech).

To co, w przyszłości branża kosmetyczna? 

Nie (śmiech), jednak na własne potrzeby to bardzo praktyczna umiejętność.

Bezsprzecznie jesteś piękną kobietą, chciałabym się dowiedzieć jednak co drzemie w środku? Jaką jesteś osobą?

W środku na pewno jest sto pomysłów na minutę, w cokolwiek mogę włożyć ręce, w to się angażuję. Jestem przede wszystkim bardzo ambitna, nie lubię marnować czasu, lubię wykorzystywać każdą okazję, którą dostaję, stąd też taki rozstrzał w rzeczach, które robię – pracuję jako modelka, staram się skończyć studia, współpracuję z Yacht Clubem Sopot, uczę jazdy konnej oraz jestem szczęśliwą posiadaczką korony Miss World Poland.

Co dalej?

Wszystko dopiero się kształtuje i nie zależy do końca ode mnie. Jestem związana kontraktem z organizacją Miss World Poland, więc kolejny rok pokaże, co tak naprawdę będę robić, czy bardziej zaangażuję się w działalność charytatywną i społeczną, czy zostanę w sporcie i dalej będę realizować się jako zawodniczka i instruktor jazdy konnej. 

Jak rozpoczęła się twoja przygoda z jeździectwem?

Zaczęłam jeździć jak miałam 7 lat. Nikt z mojej rodziny nigdy nie jeździł konno, jestem taką czarną owcą, która nieco odbiega od reszty (śmiech). Jak byłam młodsza, moja babcia zabierała mnie na Hipodrom na spacery, potem pojechałam na obóz tańca towarzyskiego, gdzie można też było wykupić dodatkowo lekcje jazdy konnej. Wykupiłam i jak spróbowałam, to szybko zapomniałam o wszystkim innym. Przez pierwsze lata rodzice niechętnie we mnie inwestowali, nie chcieli mi kupić sprzętu, bo myśleli, że pewnie zaraz mi się znudzi. Jednak okazało się, że jest zupełnie inaczej. Zaczęłam startować w zawodach, potem kupiliśmy pierwszego konia i właśnie z nim udało mi się uzyskać pierwsze uprawnienia. Zaczęłam uczyć i stwierdziłam, że to jest właśnie to, co najbardziej chciałabym w życiu robić. Jeździectwo to przede wszystkim siła spokoju i cierpliwości, ciężka nieustanna praca, szukanie nowych rozwiązań, czyli w skrócie klucz do sukcesu. Teraz mam małą przerwę ze względu na wybory, ale już kombinuję, żeby jak najszybciej do tego wrócić. 

Czyli to twoje największe hobby?

Zdecydowanie! Ogólnie sport. Uważam, że Sopot ma genialne warunki do uprawiania wszelkich sportów i kształtowania przyszłych mistrzów. Coś, co na pewno chciałabym robić, to zachęcać młodzież nie tylko do koni, ale też do korzystania z tego co mamy, a mamy piękne stadiony – rugby, lekkoatletyczny, czy Sopocki Klub Żeglarski. 

Skoro interesujesz się sportem, to pewnie duch sportowy jest obecny w twoim życiu. Lubisz rywalizację?

Nie do końca. Jest ona na pewno obecna w moim życiu, ale staram się podchodzić do tego z dystansem. Rywalizacji też nie było na wyborach…

Jest szansa na przyjaźń w takim świecie czy raczej dominuje słynne „po trupach do celu”?

Darcie sukienek i łamanie szpilek... hmmm... może tak jest, ale na pewno nie na Miss World. Wbrew pozorom narodziło się sporo przyjaźni. Jest taki stereotyp o konkursach piękności, że biorą w nich udział dzieci trenowane wręcz do tego, żeby być miss, a zaledwie kilka z dziewczyn zajmowało się wyłącznie dążeniem do zdobycia tytułu. Wszystkie pozostałe, podobnie jak ja, prowadzą swoje życie i dodatkowo próbują swoich sił w konkursie. Były tam naprawdę różne dziewczyny – koszykarki, rugbystki, piosenkarki, prezenterki telewizyjne. Każda z tych dziewczyn miała swoją pasję, każda była takim kolorowym ptakiem, który ma swoją historię i swoje plany. 

Jak odnalazłaś się w tym środowisku?

Dla mnie to było też nowe doświadczenie, bo na co dzień mam zdecydowanie więcej kolegów niż koleżanek, a zamknięcie w jednym hotelu ze 100 dziewczynami na miesiąc… byłam przerażona. Okazało się jednak, że nie było żadnych problemów, bariery komunikacyjne zniknęły. Nie jest ważne jak daleko od siebie mieszkamy, jesteśmy bardzo podobne, mamy takie same problemy z chłopakami, z życiem, różni nas od siebie kolor skóry i język, nic poza tym. W zasadzie myślę, że to jest jedyne tego typu wydarzenie na świecie, które jest taką platformą wymiany wiedzy o ludziach i o świecie. Są olimpiady, jakieś polityczne szczyty, ale nie ma chyba drugiego takiego eventu na świecie, gdzie 120 krajów ma szansę wymienić się informacjami na swój temat.

Wykorzystałaś tą możliwość?

Codziennie starałam się dowiedzieć czegoś nowego. Pokazywałyśmy sobie zdjęcia, opowiadałyśmy o poszczególnych regionach kraju. Starałam się jak najlepiej przekazywać polską kulturę i tradycje, bo w zasadzie to był mój główny cel. 

Jak to jest dźwigać takie brzemię? Bądź co bądź reprezentowanie Polski na arenie międzynarodowej to duże wyzwanie.

Wszystkim wydaje się, że pojechałam tam na wakacje, tymczasem wakacje okazują się ciężką pracą. Jest się częścią dużej produkcji telewizyjnej, trzeba się odpowiednio zachowywać, dbać o każdy szczegół, a przy tym wszystkim starać się jak najlepiej zaprezentować kraj poprzez pryzmat swojej osoby.  

Stereotypy są głęboko zakorzenione w naszej kulturze – pragną pokoju na świecie a rywalkom połamałyby nogi – niestety tak myśli większość społeczeństwa. Masz jakiś pomysł jak walczyć z tak kreowanym przez opinię publiczną wizerunkiem?

Wydaje mi się, że razem z organizacją Miss World Poland rozpoczęłyśmy taką walkę. Zaczynając od tego, że finał tych krajowych wyborów odbył się podczas gali Innowatory Wprost, czyli podczas gali biznesowej. Chcieliśmy w ten sposób pokazać, że to nie jest konkurs, gdzie dziewczynki tańczą w kostiumach kąpielowych, tylko wydarzenie towarzyszące gali biznesu. Przykro mi, że taki stereotyp istnieje. Trzeba włożyć naprawdę sporo wysiłku żeby go zmienić. Mam nadzieję, że moja następczyni też będzie próbowała swoją osobą pokazać, że liczy się głównie charakter, nie tylko ładne ciało.

Startując w wyborach na pewno wyobrażałaś sobie jak to by było zostać Miss. Jak wygląda konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością?

Zawsze chciałam tylko żeby ludzie widząc mnie byli szczęśliwi. Zauważyłam, że tytuł Miss jest trochę dla mnie, jednak przede wszystkim dla tych, których ucieszy twój widok. Cieszę się, że mogę pokazać swoją postawą komuś innemu, że wszystko jest możliwe. 

Wizerunek stanowi w tych czasach swoistą wizytówkę człowieka. Czasem pojawiają się hejty. Czytasz, przeżywasz, czy raczej je bagatelizujesz?

Przez pierwszy tydzień czytałam komentarze w internecie, a potem stwierdziłam, że to tak idiotyczne wypowiedzi, że odpuszczę. Chyba zawsze będą pojawiały się hejty, pomimo tego, że ludzie nas nie znają. Co gorsza nie rozumieją też, że tu nie chodzi o buzię, tylko o to, że trzeba być kompletną. Nie przejmuję się, teraz już bardziej mnie to śmieszy. 

Czy masz jakieś marzenie, które chcesz spełnić korzystając ze statusu miss?

To jest moje 5 minut i będę starała się wykorzystać każdą okazję. Chciałabym też, żeby ta rozpoznawalność rosła. Jeżeli chcę pomagać ludziom, to im bardziej będą mnie rozpoznawali, tym większą uwagę przyciągnę do różnych problemów. Na pewno nie odpuszczę, dam z siebie 100 %, żeby ta przygoda nie skończyła się wraz z oddaniem korony, ale miała znaczny wpływ na najbliższe parę lat. Sama jestem ciekawa co będzie dalej, bo póki co moje życie to jedna wielka niewiadoma. 

Czyli bardziej optymistka - realistka niż marzyciel?

Tak, mam szczęśliwe życie, realizuję swoje pasje, jestem zdrowa, mam gdzie mieszkać. Marzenia staram się spełniać na co dzień, dążąc do nich krok po kroku poprzez realizację wyznaczonych sobie celów. Ważne w tym wszystkim jest to, aby pozostać sobą, nie zapomnieć kim się jest, żeby być szczęśliwą, a to wbrew pozorom jest prostsze niż się wydaje.

Podsumowując… jak opiszesz siebie w trzech słowach?

Otwartość – mam otwarty umysł, otwarte serce, jestem otwarta do ludzi i nowych doświadczeń. Oczywiście ambitna, ale nie jakoś chorobliwie. Moje życie nie jest super zorganizowane, ale potrafię tak balansować, żeby utrzymać to wszystko w ryzach. Wydaje mi się, że jestem ciekawym przypadkiem, na co dzień chwilami lekko roztrzepana, ale jak trzeba to bardzo dobrze zorganizowana i pracowita. Czasami zadziwiam samą siebie.

 
 

Zdjęcia: Bartosz Modelski/www.modelski.eu
Make up: Anna Żywiecka
Stylizacja: byCabo/www.bycabo.com
Miejsce sesji: Hodowla Koni Czarna Huta