Wspomnienia w autografach - Andrzej Gojke

Andrzej Gojke

Jadwiga Barańska, Jerzy Antczak, Andrzej Wajda czy Janusz „Kuba” Morgenstern to tylko kilku wielkich artystów, których zdjęcia goszczą w zbiorze fotografa Andrzeja Gojke. Fotografie o tyle cenne, gdyż każdej z nich towarzyszy dedykacja związana z Gdynią. Kolekcja z czasem z mieniła się w wieloletni projekt pod hasłem „Autografy Gdyńskie”. 

Przygotowując się do naszego spotkania zapoznałam się z publikacjami dotyczącymi zarówno pana, jak i pana pracy. Kim byłby pan gdyby nie został fotografem? 

Nie mam zielonego pojęcia! Fotografia wpisała się w moje życie od samego początku. Wychowywałem się w ciemni fotograficznej, więc musiałem iść w tym kierunku (uśmiech). Mój stryj -  Janusz Gojke - był fotografem w Wojewódzkim Zarządzie Kin. Dorastałem w jego obecności i nasiąkałem jego pracą i pasją. Podziwiałem jego artystyczną nonszalancję. Stryj miał mnóstwo znajomych, którzy byli powszechnie znani i lubiani. Do tego grona należał m.in. Bohdan Łazuka, który bywał gościem stryja. Młodemu chłopakowi takie sytuacje bardzo imponują. Chce się być częścią tego świata. Często też towarzyszyłem stryjowi podczas premier filmowych. Pokazywał mi miejsca w kinie, które dla innych były niedostępne. Dorastałem w tej atmosferze. 

Jednym słowem był pan skazany na ten artystyczny świat.

W pewnym sensie tak, ale wybrałem nieco inną drogę. Mnie nie pociągają sesje zdjęciowe, sztuczne pozowanie, krajobrazy, czy budynki. Uwielbiam chwile uwiecznione w kadrze, kogoś w biegu. W fotografii najbardziej fascynuje mnie człowiek, to jest właśnie życie zdjęcia! Fotografie muszą przedstawiać historię.

Pana historia jest w pewnym sensie związana z Gdynią i Festiwalem Filmowym. Czy utkwiło panu w pamięci pierwsze zdjęcie zrobione znanej osobie?

Nie wiem czy było to pierwsze zdjęcie, ale bardzo dokładnie pamiętam zdjęcie Radosława Piwowarskiego z Anią Przybylską i Agnieszką Wagner. Cała trójka podpisała to zdjęcie, z czego byłem bardzo dumny, ale to nie była jeszcze „gdyńska” dedykacja.

Kiedy zatem zrodził się pomysł na „Gdyńskie Autografy”?

Idea autografów „z myślą” weszła w życie bodajże na moim trzecim festiwalu, czyli 24. w kolejności. Poprosiłem o autograf Małgorzatę Pieczyńską, która na zdjęciu była ze swoim mężem Gabrielem Wróblewskim. Zaznaczyłem, aby nie dedykowała autografu bezpośrednio mnie, ale podzieliła się myślą związaną z festiwalem. Małgosia napisała : „A my ciągle razem w Gdyni już 24 raz.” Wydaje mi się, że  autograf Małgorzaty Pieczyńskiej dał początek kolekcji, która zyskała nazwę „Autografy Gdyńskie.”

Czy jest w kolekcji zdjęcie dla pana szczególne? 

Tak, to zdjęcie Ireny Kwiatkowskiej, która zmarła w 2011 roku. Sfotografowałem ją podczas jej 96 urodzin w Gdyni. Dzień później spotkaliśmy się w hotelu. Po krótkiej rozmowie napisała kilka słów od siebie… Do samego końca nie opuszczało jej poczucie humoru. 

„Autografy Gdyńskie” mają już 17-letnią tradycję. W zbiorze są zdjęcia zabawne, poważne, ale przy tym towarzyszą im ważne historie…

Jedno z nich pochodzi z wykładu, podczas którego Andrzej Wajda i Janusz „Kuba” Morgenstern opowiadali o swojej wspólnej pracy. Odrobinę rywalizowali i sprzeczali się. Udało mi się złapać to w kadrze, a zdjęcie nie tylko trafiło do mojej kolekcji, ale także znalazło się w książce poświęconej życiu i karierze Kuby Morgensterna. To zaszczyt uwiecznić dwóch wielkich ludzi na jednym zdjęciu. 

Czy w związku z projektem zdarzają się także zabawne historie? Takie, które do dziś wspomina pan z rozbawieniem?

O, tak! (śmiech). Zawsze w takich sytuacjach przypomina mi się anegdota związana z Michałem Kwiecińskim, jednym z najbardziej cenionych reżyserów i producentów w naszym kraju. Chciałem zrobić mu zdjęcie i opowiedzieć o projekcie Gdyńskich Autografów. Biegałem za nim dziwiąc się, że przez cały ten czas mnie ignoruje. Kiedy po raz kolejny krzyknąłem „Panie Grzegorzu!” odwrócił się i w bardzo grzeczny sposób zakomunikował mi, że ma na imię Michał, a nie Grzegorz. Oczywiście, podpisał zdjęcie i pozwolił sobie nawet na mały żart. Napisał bowiem: „Kocham bezkresną przestrzeń, otwarte morze. Nie lubię Mazur ani Zakopanego, dlatego świetnie czuję się w Gdyni. Niekoniecznie na festiwalu.” Myślę, że kilku osobom tym podpadł, za to na pewno Gdynia go uwielbia (uśmiech). 

Czy prócz fotografowania znanych osób zdarza się panu spotykać je prywatnie? 

Miła historia wiąże się z Aliną Janowską. Zawsze podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni obiecywałem jej, że dostanie ode mnie zdjęcia. Niestety nasze drogi rozchodziły się i fotografie do niej nie trafiały. Będąc w Warszawie na pogrzebie Ryszarda Kapuścińskiego postanowiłem ją odwiedzić. Pamiętam potworną ulewę i gościnność Pani Aliny, która zadbała o to, by wyschły moje rzeczy, a także abym zjadł coś ciepłego. Spędziliśmy miło czas. Wręczyłem jej wtedy zdjęcia. Egzemplarze dla niej, ale także te do podpisania.. Napisała: „Oto ja na tle Gdyni, która z kobiet gwiazdy czyni”. Do dziś darzę to zdjęcie ogromnym sentymentem. 

Podczas ostatniego Festiwalu Filmowego w Gdyni również fotografował pan gwiazdy. Czy w tym roku wydarzyło się coś ważnego dla pana i Autografów Gdyńskich?

Z pełną świadomością muszę powiedzieć, że w tym roku udało mi się zrobić jedno z ważniejszych zdjęć w moim zbiorze. To fotografia, a zarazem także dedykacja Jadwigi Barańskiej i Jerzego Antczaka. Oboje otrzymali nagrody dla najlepszych aktorów 40-lecia. 

Czuje pan dumę patrząc na efekty swojej pracy?

Trudno nazwać to dumą. To raczej radość z posiadania czegoś unikatowego, wyjątkowego. Chciałbym doczekać finału rozmów z Muzeum Kinematografii w Łodzi. Czułbym wtedy spokój, że zdjęciom nic nie grozi i znajdują się we właściwym miejscu. 

Czy są takie chwile kiedy ma Pan dość fotografii?

Tak, po Festiwalu Filmowym (śmiech).