Niesztampowy obserwator i komentator popkultury i kontrkultury. Przez krytyków i czytelników porównywany do Marka Hłaski. Sam nazywa siebie „pisarzem, niezależnym, publicystą, recenzentem, felietonistą, blogerem, konsumentem śmieci i wzorowym odbiorcą kultury masowej”. Jakub Żulczyk, najbardziej poczytny twórca młodego pokolenia. 

Andy Warhol stwierdził, że każdy będzie sławny przez 15 minut. Czujesz te swoje 15 minut?

Wydaje mi się, że te warholowskie piętnaście minut sławy to taka antycypacja celebrytyzmu. Ja nie jestem, nie czuję się, nie chcę być celebrytą. Rzeczywiście, od czasu "Ślepnąc od świateł" jest o mnie głośniej, książka odniosła większy sukces niż poprzednie. Pisarz to jednak bardzo nieprzewidywalny zawód.

Krytycy nazywają cię najoryginalniejszym pisarzem młodego pokolenia.

Jest to bardzo miłe, no ale wszystko trzeba jakoś sprzedać, więc wszystko się jakoś nazywa. A literaturę sprzedawać jest wyjątkowo trudno, bo z perspektywy mediów jest ona produktem najmniej seksownym. Pisarze to nudni ludzie, niewiele w nich splendoru. 

Twoi bohaterowie często wykazują rozczarowanie światem. Jak to jest z tobą?

Ja jestem rozczarowany światem kilkadziesiąt razy dziennie, ale gdzieś tam w środku zachowuję jednak pogodę ducha, wierzę w dobro, znajduję je w ludziach, staram się tego trzymać. 

"Zrób mi jakąś krzywdę" i "Ślepnąc od świateł" to obraz naszych czasów?

No, ja piszę o współczesności, moje książki dzieją się współcześnie, więc wszystko co w nich jest, jest jakimś tam obrazem naszych czasów. Nie są to jednak wielkie, kompleksowe diagnozy, wielkie panoramy. Ja po prostu opowiadam historie, chcę, aby one były zakorzenione w świecie, który nas otacza, jest blisko, tutaj, na wyciągnięcie ręki. 

Warszawa jest tu symbolem lepszego życia?

W książce "Ślepnąc od świateł" jest miejscem, w którym panuje wyścig o lepsze życie, o zdobycie go i utrzymanie, gdy już się je zdobędzie. Książka skłania do zastanowienia, co znaczą w dzisiejszych czasach podstawowe wartości: miłość, przyjaźń czy wierność. A może raczej… ile kosztują? 

Autentyczność jest tym, czego poszukujemy w sztucznym świecie, który jest wydmuszką. Co dla ciebie oznacza być autentycznym?

To popularne słowo, ale uruchamiające wiele stereotypów i tak powszechne, że nie znaczące już nic. Myślimy o tym, że celebryta z Pudelka, czy prowadząca telewizję śniadaniową jest nieautentyczna, bo się wdzięczy do kamery, a autentyczny jest Marek Dyjak, bo jest alkoholikiem i ma głos jak piła spalinowa. Mnie interesuje u ludzi autentyczność jako życie codzienne, ich szczerość, klarowność poglądów, kompatybilność słów i czynów. 

Jesteś bardzo aktywny na Facebooku. Dużo komentujesz. 

Staram się coraz mniej, naprawdę, chociaż trudno mi się powstrzymać, z natury jestem dosyć impulsywny, a pisanie to dla mnie naturalna forma komunikacji. Staram się używać profilu na Facebooku jako narzędzia do komunikacji z moimi czytelnikami, również pewnego rodzaju ambony.

Jesteś autorytetem – czy tego chcesz, czy nie.

Ja cieszę się, że ludzie lubią moje książki i przy okazji mają możliwość się do mnie odezwać. Moi ulubieni pisarze w większości już nie żyją, nie pójdę sobie na spotkanie z Faulknerem. Nie nadaję się chyba jednak na autorytet. Człowiek powinien raczej kwestionować autorytety, być w stanie ciągłej pracy nad sobą i za bardzo się nikim i niczym nie zachwycać. 

Potrzebujesz ludzi, czy chronisz swoją przestrzeń?

Każdy potrzebuje ludzi, a przyjaciół ma się niewielu już z definicji. Cenię sobie swoją samotność i święty spokój, z wiekiem coraz bardziej, no ale prowadzę też życie towarzyskie. Ale lubię być sam, może dlatego, że spędziłem młodość na skoszarowaniu w różnych internatach, akademikach, stancjach, wynajmowanych grupowo na studiach mieszkaniach. Większość mojego życia była głośna, więc teraz lubię, jak jest cicho. 

Przyznajesz, że bycie pisarzem wymaga umiejętności. Zawód jak każdy inny?

Fajnie by było, żeby w świadomości ludzi zaistniało, że pisarz, malarz, muzyk to zawód, a nie jakieś fanaberie, nieokreślone stany ducha. Może bardziej by wtedy te profesje szanowano. Artyści są trochę obywatelami drugiej kategorii. 

Jest w tobie nutka romantyzmu. Jesteś porównywany do Hłaski. Masz swoje romantyczne ikony?

Jest mi bardzo miło, kiedy Marka Hłasko wymienia się w jednym zdaniu ze mną, ale sam średnio nadaję się na taką ikonę. Nie mam tak burzliwej biografii i raczej nie jestem tak fotogeniczny. 

Jesteś pogodzony ze sobą? Co widzisz, patrząc w lustro?

Codziennie staram się, żeby mieć sobie coraz mniej do zarzucenia.