Dzikie piękno Mustangu

Krajobraz północnego Mustangu.

Paula Rettinger - Wietoszko

Zakazane królestwo w sercu Himalajów. Mityczna kraina, która przez ostatnie 600 lat była całkowicie schowana przed światem i wpływem współczesnej cywilizacji. Tybetańska kultura nie zmieniła się tu od setek lat i wciąż pozostaje nieodkryta. Do Królestwa Lo, zwanego Mustangiem, trafia grupa wspinaczy i archeologów, którzy jako pierwsi wchodzą do ukrytych w skałach grot medytacyjnych i mieszkalnych. 

Mustang leży w Himalajach nad rzeką Kali Gandaki, która niegdyś stanowiła szlak komunikacji  i wymiany handlowej między Chinami i Indiami. Otoczony jest łańcuchem najwyższych szczytów Annapurny (8061m n.p.m.) i Dhaulagiri (8167m n.p.m.). Zamknięty przez setki lat na wpływy zewnętrzne niemal zastygł w przeszłości. Ludzie nadal żyją tu tak, jak kilka wieków temu. 

KULTUROWE DZIEDZICTWO

Rdzenni mieszkańcy tej ziemi – Lobowie, są bardzo religijni, żyją, nie zakłócając praw natury, unikają nadmiernej eksploatacji środowiska. Nadal czują się mieszkańcami swojego Królestwa. Mimo obywatelstwa nepalskiego składają daniny rodzinie królewskiej i z najwyższą pokorą czczą swojego króla i królową, którzy rezydują w otoczonej murem stolicy Lo-Manthang.

Krajobraz Mustangu to wielobarwne formacje skalne tworzone przez wodę, mróz i wiatr. Legenda głosi, że niezwykłe kolory skał pochodzą od krwi i sinych wnętrzności demonów zgładzonych przez Guru Rinpoche, mędrca i jogina, który przyniósł w VIII wieku buddyzm z Indii do Tybetu. Natura stworzyła je z błotnistej ziemi, co skrzętnie wykorzystała miejscowa ludność, drążąc w skałach całe miasta. 

W grotach Mustangu znajdują się m.in.: XVI-XVII wieczne manuskrypty, ilustrowane święte księgi, zapisy, które mogą przybliżyć nam kulturę i życie Mustangu z tamtych czasów. Odpowiedzieć na wiele pytań i odkryć liczne zagadki dotyczące historii tego fragmentu świata. Te bezcenne dzieła sztuki i kultury pozostają zupełnie niezabezpieczone, narażone na czynniki atmosferyczne i czas. Dziś wiją w nich gniazda gołębie i orłosępy himalajskie. 

NADCHODZI CYWILIZACJA

Naukowcy, historycy sztuki i konserwatorzy zabytków na całym świecie są niezwykle zainteresowani tajemnicami, które kryją groty Mustangu. To ostatni moment by zobaczyć świat i kulturę Tybetu takie jakimi były kilkaset lat temu. Prostotę i ciszę. Naturalny rytm życia mieszkańców Mustangu. Skromne domy bez podłóg, prądu i wody. Wioski, do których dojedzie się tylko konno lub dojdzie pieszo. 

– To wszystko niedługo się zmieni za sprawą Himalayan Highway. To nowa droga, która biegnąc przez cały Mustang, łączy Chiny z położonymi po południowej stronie Himalajów nepalskimi miastami. Droga pokrywa w dużej części obecny szlak trekkingowy. Zamiast iść, turyści wjadą tam jeepami i na motocyklach. A wraz z nimi cywilizacja. Krępe konie zostaną zastąpione przez ciężarówki. Zniknie cisza, himalajskie powietrze – mówi Paula Rettinger – Wietoszko, fotograf krajobrazu i przyrody, podróżnik, wspinacz.

NA RATUNEK GINĄCEJ KULTURZE

To właśnie Paula oraz jej przyjaciele, Eliza Kugler, Krzysztof Gutteter i Piotr Mila – alpiniści, archeolodzy i podróżnicy – stworzyli projekt „Mustang Art&Climb”, którego celem jest eksploracja grot Mustangu. Członkom ekspedycji w 2013 roku udaje się na dwa tygodnie wejść do Mustangu pod opieką obowiązkowo wykupionego przewodnika. Podczas trekkingu doliną rzeki Kali Gandaki w kierunku stolicy Lo Manthang, dowiadują się od niego o istnieniu grot przyklasztornych. Groty były używane jako domy, pustelnie, miejsca pochówku i odosobnień medytacyjnych zarówno dla buddystów, jak i dla praktykujących starą religię bon. Do dnia dzisiejszego odkryto tylko część z grot ze względu na trudny dostęp wymagający wysokich umiejętności wspinaczkowych. Powstaje plan eksploracji i prac badawczych. 

Członkowie ekspedycji nawiązują pierwsze przyjaźnie z mieszkańcami Mustangu. Starają się kierować dawnym powiedzeniem: „Przychodząc do Mustangu, zostaw tam tylko ślady swoich stóp” i okazywać szacunek dla kulturalnej odmienności. Ta nić sympatii i wdzięczności, jaka nawiązuje się pomiędzy tubylcami a grupą Polaków, pozwoli im na realizowanie dalszych planów badawczych. W maju 2014 roku wracają do Królestwa Lo. 

EKSPLORACJA I POMOC

Do ekipy dołączają archeolog z Uniwersytetu Warszawskiego, Marta Żuchowska oraz doświadczony podróżnik i alpinista, znany trójmiejski prawnik Krzysztof Podniesiński. 

– Odpowiadało nam tak kameralne grono. Nie chcieliśmy by była to kolejna komercyjna wyprawa, gdzie kilkudziesięciu Szerpów pomaga turystom nieść sprzęt. Nam towarzyszyło tylko kilka osób i odpowiadały one głównie za przygotowywanie posiłków – mówi Krzysztof Gutteter. 

Zdarzają się sytuacje niebezpieczne. Paula zostaje pogryziona przez dzikiego mastiffa tybetańskiego. Po wejściu do groty napotykają zaś małego sępa, nad którym zaczyna latać jego matka. Spotkanie oko w oko z nawykłymi do smaku ludzkiego mięsa ptakami (Tybetańczycy wciąż stosują metodę pochówku powietrznego tzn. ćwiartowanie zwłok i rzucanie ich sępom na pożarcie – przyp. red.) może budzić przerażenie. 

Najbardziej jednak martwi ich sytuacja osieroconych dzieci, z których wiele pozbawionych jest opieki medycznej i możliwości edukacji.

– Podczas odwiedzin w szkole w Pokharze uderzyły mnie zastosowane tam środki ochrony – grube mury i ochrona jak w obozie wojskowym. Potem okazało się, że w lepszych szkołach dzieci są zdrowe, zadbane, lepiej odżywione i dlatego stanowią cenny łup dla porywaczy, którzy wywożą je do Indii. Dzieci są tam traktowane jako baza ludzkich organów – tłumaczy Krzysztof Podniesiński. 

Na terenie całego królestwa nie ma ani jednego szpitala. Polacy organizują podstawową opiekę medyczną. Pomagają m.in. królewskiemu siostrzeńcowi, czym zaskarbiają sobie wdzięczność i życzliwość mieszkańców. 

TAJEMNICE BUDDYJSKICH GROT

Polscy badacze docierają do trzech kompleksów grot medytacyjnych. Zbierają dokumentację i próbki badawcze, a także fotografują pozostawione tam sprzęty modlitewne i namalowane na ścianach polichromie, pochodzące z czasów pre-buddyjskiej religii bon. Część z materiałów nie zostanie pokazana szerszej publiczności, ponieważ rodzina królewska oraz miejscowa ludność nie wyraziła na to zgody. 

– Groty dzieliły się na przyklasztorne, gdzie mogła przebywać większa ilość osób, oraz odosobnieniowe, przeznaczone dla jednej osoby, zazwyczaj dla medytującego jogina, który często spędzał w niej całe swoje życie. Malutka kuchenka, miejsce wyżłobione w ścianie na posążki i lampki maślane oraz trzecie pomieszczenie, przeznaczone do medytacji – tak były konstruowane groty jednoosobowe. Odwiedzaliśmy także kompleksy grot mieszkalnych, które były wielopoziomowe. Składały się z kilkudziesięciu pomieszczeń, do których prowadziło jedno wejście. Żyły tam całe rodziny, a często nawet całe wioski – opowiada Eliza Kugler. 

– Takie zbiorowe mieszkanie w trudno dostępnych grotach skalnych mogło pełnić przede wszystkim funkcję obronną przed bandytami i rabusiami, których w czasie ożywionej wymiany handlowej nie brakowało – dodaje Krzysztof Gutteter. 

JAK W RDZENNYM TYBECIE

Kilku grot nie udało się zbadać, ponieważ zostały one częściowo zasypane. Do tego celu konieczne będą wykopaliska archeologiczne, które mają nadzieję zrealizować podczas kolejnych wypraw. Podczas prezentacji na gdyńskich „Kolosach” podróżnicy wyświetlają niesamowity film, ukazujący dzikie, tybetańskie przestrzenie. Ośnieżone przełęcze, nad którymi królują sępy – strażnicy gór, nowobudowana trasa Himalayan Highway, czy taniec odpędzających demony mnichów podczas Festiwalu Tiji robią na oglądających olbrzymie wrażenie. 

Mustang nadal pozostaje wielką zagadką, nadal otacza je jakaś nieuchwytna tajemnica. To maleńkie królestwo zachowało swoją kulturę o silnych tybetańskich wpływach w prawie nietkniętej formie. Wiele z miejscowych klasztorów jest starszych niż najstarszy klasztor w Tybecie. Niektórzy uważają, że silnie tu zakorzeniona kultura buddyjska czyni Mustang bardziej tybetańskim niż współczesny Tybet.