Z michałem wśród zwierząt - Ona by chciała do trójkąta...

Ona by chciała jeszcze raz. Takie „Tango libido”, (prawie) jak u Macieja Maleńczuka zdecydowanie zaobserwować możemy teraz w oliwskim zoo. On jeden - samiec Arco i one dwie - starsza Tschibinda i młodsza Zion - gdańskie lwy ponownie zostały połączone, a ich szczęście być może wkrótce zaowocuje potomstwem. A o tym, jak wygląda lwia sielanka i, że wcale nie jest tak romantycznie, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, opowiada dyrektor Michał Targowski. a

Po wypadku, który zdarzył się w październiku, kiedy to Arco udusił lwicę Berghi wspólny los oliwskich lwów stanął pod znakiem zapytania. Co sprawiło, że doszło do tego dramatycznego ataku? 

Nie wiem. Takie rzeczy zarówno w środowisku naturalnym, jak i nawet w ogrodzie zoologicznym są normalne. Wiem, że może to brzmieć okrutnie, ale tak po prostu jest. Wszyscy doradzali nam, by lwy od razu połączyć, bo są w nowym miejscu, zdezorientowane i po podróży, a więc szybko siebie zaakceptują. Tak się jednak nie stało. 

Czy w takim razie Berghi oberwała za to, że się stawiała?

Słyszałem takie wersje, że z całej trójki ona była najbardziej „oporna”. Najstarsza Tschibinda od razu uległa. Młodsza Zion w zasadzie też, bo trzymała się blisko starszej i czuła się bezpieczna. Berghi była inna. Potrafiła zaczepiać, a nawet zaatakować. U lwów nie ma dialogu, czy konwersacji, następuje wyrok i koniec. 

A jak relacje damsko - męskie wyglądają na wolności? 

Przywództwo lwa w stadzie trwa średnio trzy lata. Na obrzeżach terytorium, na którym znajduje się cała jego rodzina, krążą rywale - samotni kawalerowie. Często są to bracia, którzy jednoczą się w grupy. To bezwzględne i rozjuszone osobniki, które mogą zaatakować rodzinę i przejąć dowództwo. Najpierw toczą pojedynek z samcem o to, który z nich jest najsilniejszy. To walka na śmierć i życie. Następuje zmiana tzw. samca czołowego. Najpierw szuka on dzieci poprzedniego króla stada i zabija je. Następnie nawiązuje dialog z samicami. Te, które chcą się podporządkować, wykazują charakterystyczne objawy poddaństwa - kładą się na bok i na plecy. Są też takie, które nie chcą się poddać. Z nimi samiec też potrafi stoczyć „brzydki” pojedynek, zranić je, a nawet zabić. Nie są to więc romantyczne związki...

Wracając na nasze podwórko, jak wyglądało życie lwów po rozdzieleniu? 

Po wypadku rozmawiałem ze specjalistami z Uniwersytetu Gdańskiego. Spotkałem się z opinią, że zrobiliśmy błąd, że po wypadku rozdzieliliśmy lwy. Samiec po prostu zrobił porządek i ukształtował grupę. My jednak działaliśmy w stresie i postanowiliśmy, że bezpieczniej będzie, jeśli zamieszkają osobno. Przez kolejne cztery miesiące miały ze sobą kontakt wzrokowy i węchowy. Dzień w dzień pracowano z nimi 4-5 godzin indywidualnie. Próbowaliśmy  je „oswoić”, przebywać z nimi. Wypuszczaliśmy je też na zewnątrz, zwłaszcza, że zima była łagodna. Samiec był na jednym wybiegu, samice na drugim.

I co się działo? Nie wariowały widząc się wzajemnie?

Obserwowaliśmy, że jak tylko wychodziły na dwór, trącały się pyskami i mruczały do siebie, choć dzieliła je krata. To był punkt zwrotny. Każdy zinterpretowałby to jako pozytywny znak. W środku udostępniliśmy zaplecze, po to, by mogły choć przez ogrodzenie wąchać siebie i obserwować. W międzyczasie uzupełniliśmy sprzęt, który miał nam pomóc na wypadek, gdyby zwierzęta miały się znów „pokłócić”. Kupiliśmy specjalne granaty, świece dymne i naboje gumowe do broni. W międzyczasie pojawiły się ruje. Szczególnie u starszej samicy, bo ma już 3 lata, choć młodsza, blisko 2-letnia też już miała pierwsze ruje. W niewoli lwy szybciej wchodzą w wiek dojrzewania. Gdy pojawiała się ruja samiec dosłownie głupiał ze szczęścia... Powracał temat ich powtórnego połączenia. Choć ja podchodziłem do tego bardzo sceptycznie.

Aż nastał dzień 17 lutego...

We wtorek 17 lutego, a więc niedługo po walentynkach połączyliśmy lwy. Zrobiliśmy to po cichu, bez mediów. Towarzyszyła temu taka atmosfera, jakbyśmy przygotowywali się do wojny. Najpierw na wybieg wyszły samice. Gdy wpuściliśmy samca, to tak zaczęły ganiać, że pomyślałem sobie, że wszystkie te nasze przygotowania są zupełnie bez sensu. Ta ogromna siła, jaką mają jest w zasadzie nie do opanowania. Ani te granaty, ani woda, ani broń – nic by ich nie powstrzymało. Gdy samic dopadł którąś z samic, to ona się kładła, a o rzucał się na nie, ale nie z agresją, raczej z prawdziwą czułością. Gdy opadł kurz po pierwszym spotkaniu, razem sobie leżały, a co pewien czas któraś z samic podchodziła i zaczepiała filuternie samca. To prawdziwy taniec i zaloty, takie, jak na wolności. 

Czy jest zazdrość między samicami?

Tschibinda miała już wcześniej ruję, więc zawłaszczyła sobie samca, trzymając młodszą samicę na dystans. Gdy ta za blisko podchodziła, od razu następowała mowa ciała i pokazanie kłów, wiec Zion odchodziła potulnie. Gdy ruja opadnie, wszystkie samice stworzą jeden krąg, wspólnie odpoczywają i polują. Nie ma między nimi zazdrości. 

Czy już wkrótce możemy spodziewać się jakiś owoców tego miłosnego trójkąta?

Na przestrzeni tygodnia Arco każdą z samic pokrył ponad 100 razy. Odnosiliśmy wrażenie, że on już biedny nie miał siły, a one nadal kazały mu się sobą odpowiednio zajmować, po raz 47... 50... i jeszcze. Przyjmuje się, że 50. raz jest już skutecznym kryciem. Myślę, że one są już w ciąży. U lwów trwa ona około 100 dni. W czerwcu więc możemy mieć już młode. Nie jest to jednak takie proste. Obie lwice są jeszcze młode, więc nie wiemy, jak zachowają się jako matki. Może się niestety okazać, że ona skonsumuje małe, ale jest też szansa, że tak się nie stanie. 

Czy oliwskie zoo jest gotowe na przyjęcie maluchów? 

Jeśli wszystko pójdzie dobrze po wakacjach będziemy mieć 6 lwów. Wiąże się to oczywiście z kosztami. Jeden lew zjada dziennie ok. 7 kilogramów mięsa dziennie. W skali roku to ponad 7 ton mięsa. Zresztą samiec Arco waży 200 kg, samice zaś ok. 120-130 kg. Przyznam, że w Europie, nawet w największych i najbardziej uznanych ogrodach zoologicznych takich warunków dla lwów jak u nas nie widziałem. To stanowi o komforcie i sile tych zwierząt. Naszym atutem są też ludzie, którzy przebywają ze zwierzętami. Poświęcają im ogromną ilość czasu i pracy. Polegałem na ich opinii i zaufałem im, że skoro są przekonani o tym, że ponowne połączenie uda się, wiedziałem, że tak jest. Nie pomylili się.