Sentymentalny powrót do lat dzieciństwa

Karol Kacperski

Dzieciństwo jest jedyną porą, która trwa w nas całe życie - tak pisał Ryszard Kapuściński i nie można się z tym nie zgodzić. Podobną maksymę wyznają Wojtek i Bernadeta Szymańscy, małżeństwo, które w samym centrum Gdańska stworzyło prawdziwie sentymentalną enklawę. Tą enklawą jest Muzeum Starych Zabawek. Dzięki ich inicjatywie każdy choć na chwilę może znowu poczuć się jak dziecko.

Skąd pomysł na Galerię Starych Zabawek?

Wojciech Szymański: Pomysł zrodził się spontanicznie, z dnia na dzień. Od wielu lat zbieraliśmy zabawki. Pewnego wieczora siedzieliśmy sobie razem z żoną i wpadliśmy na pomysł, że może stworzylibyśmy takie miejsce. Odwiedziliśmy jedno muzeum, drugie i stwierdziliśmy, że jesteśmy w stanie zrobić coś podobnego. I tak nasza galeria we wrześniu skończy 3 lata.

To pierwsza taka galeria w Polsce?

WS: Muzea zabawek znajdują się w Karpaczu, Kudowie, Kielcach, Krynicy, no i nasze w Gdańsku. Wyróżniamy się jednak tym, że nasza kolekcja to tylko i wyłącznie polskie zabawki. Pod tym względem jesteśmy pierwsi w Polsce. W pozostałych muzeach są to zabawki z całego świata. Na pewno są to liczniejsze kolekcje i starsze. Patrząc na naszą trzeba jednak wiedzieć, że w 1928 roku firma Weinreb z Warszawy wyprodukowała pierwszą zabawkę na kluczyk. A w 1939 roku wybuchła druga wojna światowa. Czyli ten przedwojenny przemysł zabawkarski trwał tylko 11 lat.

To od pana pasji wszystko się zaczęło. Od kiedy zbiera pan zabawki?

WS: Od 13 lat.

Ile ich jest? 

WS: W tym roku je policzyliśmy i zabawek jest ponad trzy tysiące. Średnio w gablocie znajduje się po sto, dwieście zabawek. Tak sobie ustaliliśmy, że zbieramy zabawki od lat 20. do 1989 roku. Oczywiście, jeśli wpadnie nam jakaś fajna zabawka z XIX wieku, to również ją wystawimy. Jednak po 13 latach kolekcjonowania, po wielu rozmowach z innymi kolekcjonerami wiem, że zdobycie zabawki udokumentowanej XIX-wiecznym rodowodem graniczy z cudem. Mamy na przykład samochód wyprodukowany w 1934 roku przez firmę Szparag i Rubin z Warszawy. On w tym roku skończył 80 lat. Po nakręceniu kluczyka jedzie do przodu, po włożeniu baterii świecą mu się światła (śmiech). Niektórym wydaje się, że w tamtych czasach nie było w ogóle nowoczesności, wszystko było szare, a to nieprawda, bo ten samochód nie był zabawką dla królowej czy króla, tylko pewnym standardem, na który można było sobie pozwolić. Gdyby porównać ten samochodzik do samochodzików amerykańskich, angielskich, czy niemieckich to w ogóle nie odbiegał on od nich jakością.

Skąd są te zabawki?

WS: Z różnych miejsc. Na początku było to szukanie na własną rękę, na targach staroci, jarmarku, czy w starych domach. Zabawki przynoszą też ludzie. Każda przyniesiona zabawka, to jest jakaś historia. Na przykład mamy lalkę z 1932 roku. Została wyprodukowana w fabryce lalek Adama Szrajera w Kaliszu. To była słynna fabryka w tamtym czasie. Tę lalkę przyniosła starsza pani, która powiedziała, że była z nią bardzo zżyta, chroniła ją przed swoimi trzema synami, gdy chcieli obciąć jej włosy, ale dorosła w końcu, aby ją oddać i bardzo chcę przekazać ją właśnie nam. To było bardzo wzruszające. Ta pani dostała tę lalkę, gdy miała 2 latka. Rodzice kupili ją w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich w Warszawie. Mam nawet gdzieś zapisane imię lalki.

Właśnie chciałam zapytać o imię.

WS: Nie pamiętam teraz, niestety. Kiedyś lalka była dla mnie lalką. Teraz, gdy rozmawiam z paniami przynoszącymi swoje lalki, nauczyłem się, że należy pytać o imię (śmiech). To jest bardzo ważne.

Jakich zabawek jest najwięcej?

WS: Zabawki, które u nas się znajdują można podzielić według okresów, z których pochodzą. Są zabawki blaszane, czyli jest to okres międzywojenny, lata 50. i 60. Są zabawki drewniane, również z tego okresu. Zabawki plastikowe, to już era lat 70. i późniejszych. Nie są jednak one ułożone rocznikowo, ale tematycznie. Niewątpliwym rarytasem jest polska wersja Kena, nazwanego przez producenta Kamilem.

A jak żona zareagowała na tę pasję?

WS: Zaakceptowała (śmiech). Spodobało jej się od samego początku, także wspieramy się w tej pasji.

Żona się uśmiecha. Tak było?

Bernadeta Szymańska: Tak, od początku spodobał mi się ten pomysł, a z biegiem czasu coraz bardziej zaczęłam się tym interesować.

W państwa galerii są stare zabawki, bajki są wyświetlane z projektora, są fotele z kina Kosmos w Oruni, nad ekranem neon z kina Zawisza z Wrzeszcza. Jak najmłodsi reagują na takie bajki i odnajdują się w takiej scenerii, tak różnej od tej, jaką proponują kinopleksy? 

WS: Każdy kolekcjoner chce coś uratować, by móc dać to komuś innemu. Tak właśnie było z neonem z kina Zawisza. Udało mi się go uratować w ostatnim momencie. Przez dziesięć lat przeleżał u mnie, czekając właśnie na takie kino. Fotele natomiast okazały się niemałą atrakcją. Gdy małe dzieci na nie siadają, to siedzenia podnoszą je do góry, ze względu na zbyt małe obciążenie. Są zdziwione i myślą, że to jakiś efekt 4d (śmiech). Niektóre dzieci przychodzą i zastanawiają się, kiedy bajka będzie wyświetlana, mimo, że już trwa. I tu jest widoczna taka różnica pokoleniowa. Starsi przychodzą obejrzeć bajkę z sentymentem, bo sami pamiętają jak wyświetlali bajki z projektora na ścianie czy prześcieradle przy zgaszonym świetle. Dla nich jest to powrót do przeszłości, beztroskiego dzieciństwa. Dla dzieci jest to nowość. Żyjemy teraz w takich czasach, że trzeba umieć ludzi zainteresować. Gdy przychodzi klasa, zawsze jedna osoba, najładniej czytająca, czyta całej grupie
i dzieciom się to podoba, choć niestety z nawykiem czytania jest u nas coraz gorzej.

BS: Jeśli natomiast chodzi o zabawki, to bardzo często słyszymy od dzieci, że te stare zabawki bardziej podobają im się niż te obecne. Chłopcom najbardziej podobają się klocki, kolejki i pojazdy na pedały. Dziewczynkom natomiast wyposażenie domków dla lalek.

WS: Ciekawe jest też to, że najbardziej podobają im się zabawki, które były popularne w PRL-u, jak na przykład gumowy miś. Dziś zabawki są za bardzo przerysowane, przekombinowane. A tu mamy prostego, archaicznego wręcz misia, którego wszystkie dzieci w wieku 4 czy 5 lat chcą mieć.

Mają państwo małą córeczkę. Bawi się tylko starymi zabawkami? 

BS: Nie, ma i współczesne zabawki i stare jak na przykład kota, dokładnie takiego samego, jak ten, który jest w naszym logo. Natomiast, gdy przychodzi do naszego muzeum, to z wielką ciekawością przygląda się wszystkim zabawkom w gablotach. Widać, że podobnie jak nas, bardzo ją to interesuje (śmiech).

A jaka była pani ulubiona zabawka w dzieciństwie?

BS: Najbardziej lubiłam lalki. Miałam takiego dużego bobasa, którym cały czas się bawiłam, a teraz bawi się nim nasza córka. Oprócz tego domki dla lalek, lalki Barbie i klocki.

Czy w gablotach znajdują się również pani zabawki?

BS: Tak, dwie lalki.

A jak reagują dorośli przychodząc do państwa galerii?

BS: Dorośli przychodzą tutaj z sentymentem. Niektórym łezka się w oku kręci. Już kilka razy zdarzyło się, że ktoś wychodził z płaczem, bo znalazł swojego misia czy lalkę z dzieciństwa. Bardzo często też stwierdzają, że to muzeum jest bardziej dla nich niż dla ich dzieci. To jest taka kapsuła czasu, zwłaszcza dla ludzi, urodzonych w latach 60. i 70., którzy pół życia spędzili w PRL-u, a drugie pół w wolnej Polsce, bo właśnie z ich dzieciństwa zabawek mamy najwięcej.

Galeria spełnia funkcję edukacyjną? 

WS: Na pewno bardzo dużo można się u nas dowiedzieć, a jednocześnie świetnie się bawić. Zobaczyć jak kiedyś wyglądali żołnierze, różne pojazdy, czy marzenie każdej gospodyni domowej, czyli pralka Frania. Jeśli jednak dziecko wchodzi tutaj z rodzicem, to ja już nie ma wpływu na to, co z muzeum wyniesie. To już rodzic musi stanąć na wysokości zadania. Uważam jednak, że nasze muzeum jest idealnym miejscem do nauki dla dzieci, a dla dorosłych miłym powrotem do dzieciństwa.

A czym dla państwa jest ta galeria?

WS: Pasją, spełnieniem marzeń, chęcią dalszego rozwoju. Dzięki naszym wyrzeczeniom, każdy może tutaj przyjść, obejrzeć i poznać historię polskich zabawek, a poniekąd też historię Polski w pigułce. Wiele osób to docenia, gratuluje nam pomysłu. Wychodzą szczęśliwi i wzruszeni. A niektórzy potrafią przyjść i powiedzieć „zobacz, to takie same śmieci, jak ty masz na działce”.

Jakie macie państwo plany dotyczące galerii?

WS: Chcielibyśmy wydać album, gdyż zbieramy nie tylko zabawki, ale i wiedzę, którą chcielibyśmy się podzielić. No i oczywiście nadal chcielibyśmy się rozwijać.