Zdawałoby się, że polski rynek sztuki, jest jak mityczny stwór - tylko nieliczni wierzą, że istnieje naprawdę. Tymczasem eksperci prognozują, że jak na nasze, polskie warunki, rozwija się on dynamicznie. Czy popularne aukcje młodej sztuki wypromują powszechny trend na inwestowanie w te dobra alternatywne? 

Taka perspektywa zdaje się być odległa, bo problem leży głębiej, w edukacji. Jednak możliwość kupienia obrazu za 500 zł jest na tyle kusząca, że koniec końców wielu nabywców jest skłonnych zapłacić za niego o wiele więcej. W końcu licytacja ma w sobie coś z hazardu.

NABYWCA DYKTUJE WARUNKI

Wokół aukcji młodej sztuki, które od kilku lat organizowane są przez domy aukcyjne w całej Polsce, zdążyło narosnąć już sporo kontrowersji. Ich krytycy zarzucają im niski poziom prac, a i wśród samych artystów nie brakuje przeciwników przedsięwzięcia, których przeraża możliwa perspektywa sprzedaży obrazu za 500 zł, z czego sam autor otrzyma plus minus 50 procent. Medialne fale protestów środowisk artystycznych, które dość mocno obruszył fakt, że w Polsce sztukę ceni się tak nisko, zdążyły już ucichnąć, a aukcje młodej sztuki nabrały dynamizmu.

Niemal co miesiąc przyciągają spore grono zainteresowanych, a ceny jakie osiągają niektóre obrazy, zaskakują nie tylko twórców, ale i ekspertów, którzy doskonale rozumieją, że rynkiem sztuki, jak każdym, rządzi potencjalny nabywca. I choć niektórzy uważają, że są one bardziej narzędziem promocji samych domów aukcyjnych, niż sposobem na rozbujanie rynku, na aukcjach co jakiś czas pojawiają się nowe nazwiska, a niektórzy szczęśliwcy, których obrazy osiągnęły przyzwoite ceny, konsekwentnie trzymają ich poziom.

MŁODA SZTUKA W SOPOCIE

Sopocki Dom Aukcyjny w Trójmieście organizuje Aukcje Młodej Sztuki od 2010 roku. To właśnie tu niemal co miesiąc zbierają się kolekcjonerzy, którzy wyznaczają trendy rynku sztuki najnowszej.

– Aukcje Młodej Sztuki, wbrew temu, co mogłaby sugerować nazwa, nie oznaczają wyłącznie promowania młodych twórców, choć oni zdecydowanie przeważają w ofercie. Określenie „młoda sztuka” odnosi się bardziej do prac, które powstały nie dawniej niż w ciągu ostatnich 5 lat. Idea organizowania tego typu aukcji wzięła się zarówno z chęci promocji nieznanych artystów, jak również umożliwienia ludziom „zarażenia się” piękną pasją – kolekcjonerstwem – mówi Dilan Abdulla z Sopockiego Domu Aukcyjnego.

W tym przypadku zarazić się nie trudno. Każda praca licytowana jest od 500 zł, co przyciąga również osoby z mniejszą zasobnością portfela czy młodych, początkujących kolekcjonerów.

TRAMPOLINA DO KARIERY

O ile dla kupujących cena wywoławcza jest zaletą aukcji, dla artysty może okazać się wręcz przeciwnie.

– Nie da się ukryć, że jest to pewne ryzyko, zarówno dla artystów, jak i dla nas jako organizatorów. Bierzemy na siebie zadanie wypromowania każdego wydarzenia, druku katalogów oraz wysłania ich do klientów. Pomimo to, czasami się zdarza, że prace nie znajdują chętnych, bądź sprzedawane są po bardzo niskich cenach, co jest oczywiście bardzo atrakcyjne dla osób biorących udział w licytacji – mówi Dilan Abdulla.

Medal ma jednak dwie strony, bo udział w takich aukcjach może być równie dobrze początkiem obiecującej kariery. Tego zdania jest jeden z większych, polskich kolekcjonerów sztuki, Krzysztof Musiał, który uważa, że aukcje młodej sztuki mogą służyć artystom jako rodzaj trampoliny.

– Można się na nich wybić, a przykładów takich artystów jest wiele. Jeden z nich może stanowić Katarzyna Kołtan. Jeszcze w zeszłym roku jej prace osiągały ceny 650 zł – 950 zł, a na ostatnich dwóch aukcjach uzyskała bardzo wysokie wyniki – 6 600 zł i 9 600 zł – mówi Dilan Abdulla.

To całkiem spore postąpienie, zważając na to, że cena wywoławcza wynosiła 500 zł.

10 TYS. ZA OBRAZ

Rekordzistką cenową jest jednak Zofia Błażko, młoda artystka z Trójmiasta. Jej praca „Bez Tytułu” w sierpniu zeszłego roku osiągnęła wynik 17 000 zł! Biorąc pod uwagę, że cena wywoławcza obrazu wynosiła 500 zł, jest to wynik naprawdę imponujący. Artystkę do udziału w aukcjach zachęciła profesor z ASP.

– Argumentowała, że to świetna promocja dla osób takich jak ja – mówi Zofia Błażko. – Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że aukcje bardzo pomogły mi się wybić. Już po pierwszej aukcji miałam duży odzew od galerii, kolekcjonerów oraz osób prywatnych. Dzięki aukcjom dużo ludzi poznaje moją twórczość – zauważa artystka.

Ceny jej obrazów trzymają poziom.

– Od pierwszego rekordu cenowego w 2012 roku moje obrazy uzyskują ceny ponad 10 000 zł, więc mogę mówić o ugruntowanej pozycji. Gdy rozmawiam z osobami, które nabyły moje prace, najczęściej spotykam się z stwierdzeniem, że kupiły obraz,  ponieważ im się podobał – tłumaczy.

MALARSKIE PEWNIAKI

Nie tylko prace Zofii Błażko szczególnie trafiły w upodobania trójmiejskich kolekcjonerów.

– Gusta klientów są skrajnie różne i dlatego staramy się, by oferta była jak najbardziej zróżnicowana. Na każdej aukcji odnaleźć można obrazy o tematyce figuralnej, pejzażowej, ale także abstrakcje. Niektóre charakteryzują się bardzo mocnymi i „krzykliwymi” kolorami, a z innych natomiast przemawia spokój i minimalizm. Artyści, którzy zawsze osiągają wysokie ceny to m.in.: Sonia Ruciak, Tomasz Kołodziejczyk, Wojciech Brewka czy Adam Bakalarz. Już na pierwszy rzut oka widać, że każda z tych osób tworzy w zupełnie innej stylistyce, a mimo to cieszą się podobnym zainteresowaniem – tłumaczy Dilan Abdulla.

Na ostatniej aukcji, która odbyła się w sierpniu obraz Adama Bakalarza „GA40.232 z cyklu zawodnicy” osiągnął cenę 11500 zł, „Pink” Wojciecha Brewki 6200 zł, a „Cel” Sonii Ruciak 14500 zł. „Autoportret z Sacre Coeur” Zofii Błażko sprzedał się za 12000 zł. To całkiem niezłe wyniki, zważając na to, że za podobne stawki, rzędu kilkunastu tysięcy złotych, sprzedają się nieraz obrazy artystów już nieżyjących, o ugruntowanej pozycji na rynku, na przykład Wlastimila Hofmana.

MAJĄTEK NA SZTUKĘ

Gerhard Richter powiedział kiedyś, że w Polsce nie ma rynku sztuki. Trudno się z nim nie zgodzić, porównując się do wielkich rynków w Chinach, Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Jednak biorąc pod uwagę aspekty historyczne, polski rynek sztuki bez wątpienia zasługuje na to, żeby dać mu szansę, a przynajmniej jej nie odbierać. Eksperci są dobrej myśli – według ich szacunków na sztukę rocznie wydajemy od 300 do 350 milionów złotych.