Nie ma czasu na strach

Łukasz Czepiela

Red Bull

Jest pierwszym polskim pilotem startującym w najbardziej prestiżowej lotniczej serii na świecie, Red Bull Air Race. 26 i 27 lipca zobaczymy do w Gdyni, gdzie będzie czarował publiczność zapierającymi dech w piersiach akrobacjami tuż nad taflą wody. Przeczytajcie jaką drogę musiał przebyć Łukasz Czepiela, by trafić do światowej elity. 

Czym dla chłopaka z Polski jest Red Bull Air Race i możliwość bycia częścią tego spektakularnego widowiska?

To ukoronowanie ciężkiej, wieloletniej pracy. Dojście do miejsca, w którym aktualnie jestem zajęło mi 16 lat kariery lotniczej i 10 lat bardzo ciężkiej pracy, często na dwa etaty po 14 godzin dziennie przez 7 dni w tygodniu. W końcu dotarłem do wymarzonego miejsca, niesamowicie się cieszę. Teraz znowu czeka mnie ciężka praca, aby osiągnąć sukces w tym sporcie. Zdaję sobie sprawę, że jestem jednym z mniej doświadczonych pilotów i wiem ile jeszcze przede mną. Wem też, że skoro udało mi się dostać do elity lotniczej akrobacji, to nie mogę wypuścić tej szansy z rąk. 

Co ci chodziło po głowie, gdy16 lat temu zaczynałeś swoją przygodę z lotnictwem? Widziałeś siebie oczami wyobraźni wykonującego zapierające dech w piersiach akrobacje?

To właśnie od akrobacji lotniczych zaczęła się moja fascynacja samolotami. Miałem wtedy 6 lat i byłem na pokazie lotniczym. Wtedy właśnie po raz pierwszy zobaczyłem jakie cuda potrafią wyprawiać na swoich maszynach piloci. Najbardziej zapamiętałem pokaz akrobacji ówczesnego mistrza Polski, który zrobił figurę „ślizg na ogon“. Polega to na tym, że pilot dławi silnik, aby grawitacja przejęła panowanie nad samolotem. Wywarło to na mnie takie wrażenie, że od tego momentu wiedziałem co chcę w życiu robić. Od tego momentu lotnictwo zawsze było obecne w moim życiu. Od trzeciej klasy podstawówki były to wizyty na modelarni, klejenie modeli, wyjazdy z tymi modelami na zawody odbywające się na dużych lotniskach, itd. Stopniowo wsiąkałem, potem były loty na symulatorach i w wieku 15 lat zacząłem szkolenie szybowcowe. Latałem na szybowcach przez 4 lata, ale ciężka sytuacja finansowa w domu zmusiła mnie do wyjazdu za granicę. 

Wyjechałeś, ale o lotnictwie nie zapomniałeś.

W Londynie pracowałem jako... opiekunka do dzieci (śmiech). W międzyczasie dorabiałem na lotnisku jako mechanik. Dorabiałem tam przez dwa lata. Mój szef miał w Anglii duży ośrodek szkolenia pilotów i pewnego dnia poprosiłem go, aby dużą część mojej wypłaty przeznaczał na opłacenie mojego szkolenia. Tak zaczęła się moja przygoda z pilotażem samolotów. W międzyczasie poznałem też ludzi, którzy latali akrobatycznie, zatrudniłem się u nich jako mechanik, pracowałem nawet za darmo, tylko po to by być blisko moich marzeń. Gdy zobaczyli moje zaangażowanie i pasję zacżęli mnie szkolić w lataniu akrobatycznym. Tak się to zaczęło, a potem już nabrało rozpędu.

Paradoksalnie, wyjazd który miał zastopować twoją karierę, nadał jej rozpędu.

Miałem chyba szczęście, ale też trzeba było temu szczęściu pomóc. Sam wszedłem w to środowisko lotnicze, oferując swoją pracę za darmo, inwestując w siebie. Wiedziałem, że to zaprocentuje. 

Zaprocentowało i to dość mocno. Jesteś pilotem akrobatycznym, pilotujesz także samoloty pasażerskie. 

Na co dzień pracuję w linii WizzAir, jestem pilotem samolotów rejsowych. Z tym też wiąże się dość zabawna historia. Latając na samolotach akrobacyjnych zdobyłem dość duże doświadczenie pozwalające mi ubiegać się o licencję zawodową. Pewnego dnia leciałem samolotem jako pasażer i czytałem książkę o tematyce lotniczej. Obok mnie siedziała kobieta, która zaczęła ze mną rozmawiać. O samolotach, o życiu, w zasadzie dwie godziny minęły na fajnej rozmowie. Pod koniec lotu pani powiedziała, że jest szefową rekrutacji w WizzAir i chętnie przejrzy moje cv. Oczywiście wysłałem i dostałem pracę. 

Dostałeś tą pracę i zostałeś gdańszczaninem.

Tak się złożyło, że WizzAir miał w Gdańsku swoją bazę. Zamieszkałem w Gdańsku i muszę przyznać, że było to bardzo dobre posunięcie. Trójmiasto ma swoją magię, a przy tym jest bardzo różnorodne. Urzekł mnie zwłaszcza pas nadmorski. 

Jak trafiłeś do grupy pilotów Red Bulla?

Złożyłem swoją aplikację i zostałem zaproszony na testy. Latałem wtedy w polskiej grupie akrobatycznej Żelazny, miałem już spore doświadczenie. Prawdziwym testem mojej przydatności były jednak mistrzostwa świata, na których uplasowałem się w połowie stawki. 

Czy można laikowi opisać wrażenia towarzyszące ci podczas wykonywania tych akrobacji?

Niesamowita adrenalina, niesamowita wolność. W momencie gdy człowiek przechodzi już w tryb lotu, gdy widzi ten korytarz powietrzny, który musi pokonać to wyłącza się całkowicie i przechodzi na autopilota. Nie można myśleć o tym jak się chce polecieć, co zrobić.Doświadczenie pilota powinno być na tyle duże, że podświadomośc przejmuje pilotowanie. W momencie, w którym zaczynamy się zastanawiać, tracimy pewność. Jeśli pilot jest z tyłu za samolotem, robi się bardzo niebezpiecznie. 

Jak cienka jest ta granica błędu, na który teoretycznie możecie sobie pozwolić?

Latamy z prędkością 200 m na sekundę, 20 metrów od wody. Gdyby coś poszło nie tak, to... cóż... każdy sport jest niebezpieczny. Red Bull zainwestował jednak sporo pieniędzy w kwestie bezpieczeństwa, nasze szkolenia, nowe materiały dla pylonów ustawionych na wodzie. Dodam tylko, że przez 8 lat zdarzyły się tylko dwa małe incydenty. Nikt nie ucierpiał.

Co jest najważniejsze przy pokonywaniu z zawrotną prędkością toru przeszkód na wysokości 20 metrów nad wodą?

Koncentracja, refleks i precyzja. W samolocie rejsowym odchylenia o kilka stopni nie mają znaczenia. Tutaj końcówka skrzydła jest od pylonu w odległości zaledwie pół metra. 

Jest miejsce na strach?

Może i miejsce by było, ale zwyczajnie nie ma czasu. Za duże prędkości, za duży poziom koncentracji. Poza tym strach paraliżuje, lepiej go wyłączyć. 

Co może pójść nie tak przy tego typu akrobacjach?

Awaria silnika na przykład. Ale służby Red Bulla są przygotowane na każdą ewentualność. Można wodować samolot blisko pylonów. Mamy kilka ekip ratownicznych. Kiedyś zdarzyło się lądowanie na wodzie, pilot został wyciągnięty z samolotu w 42 sekundy. Jeśli pilot popełni błąd może go spotkać także zderzenie z pylonem. Nie jest to jednak już tak niebezpieczne jak kiedyś, gdy pylony były grube i twarde. Teraz po kontakcie z samolotem po prostu pękają jak balony. Mocno trzeba walczyć też z przeciążeniami dochodzącymi do 10 G. Nie ma innego sportu motorowego na świecie, w którym tak wysokie przeciążenia by występowały. 

Uprawiasz sport ekstremalny. Czy miewasz chwile refleksji, w których dopadają cię myśli, że coś może pójść nie tak?

Nie i mam nadzieję, że nigdy takich myśli do siebie nie dopuszczę. Jak zacznę tak myśleć, to zacznę się zastanawiać czy jest sens latania, a nigdy nie chciałbym z tego zrezygnować. Wierzę w swoje szczęście, w swoje umiejętności i doświadczenie. 

Gdzie zatem twoje szczęście, umiejętności i doświadczenie zaprowadzą cię za lat 10? Wyobrażasz sobie przyszłość?

Kiedyś w ogóle nie marzyłem, że będę latał w Red Bull Air Race. A jestem tu gdzie jestem. Wyobrażam sobie, że za 10 lat będę mistrzem świata Red Bull Air Race. To moje marzenie, mój cel. Ale droga jest długa i piekielnie trudna. Na razie latam w gronie challengerów, jestem pilotem Red Bulla, ale to jest dopiero przedsionek tej grupy mistrzowskiej. 

Dla mnie jesteś trochę takim Robertem Kubicą, który w Polsce nie miał warunków do uprawiania sportu, a mimo to odniósł sukces, bo wyjechał z kraju. Możliwości stworzono mu gdzie indziej. 

W moim przypadku też nie jest łatwo. To, że jedna z imprez Red Bull Air Race odbędzie się w Gdyni, spowodowało spore zainteresowanie tym sportem, jak i zawodnikami. Liczę, że to przełoży się na zainteresowanie sponsorów, że będę mógł kupić własny samolot treningowy, więcej trenować, bo to jedyna droga do tytułu. 

Co oprócz latania? Masz jakieś inne pasje i hobby?

Wielką frajdę i radość sprawiają mi wyścigi samochodowe i nie ukrywam, że chciałbym spróbować swych sił, zająć się tym na poważnie. Wyścigom samochodowym towarzyszy bardzo podobny stan umysłu co w lotnictwie akrobatycznym.