Sara Brylewska - Mam tu coś do zrobienia

Rafał Makieła/makiela.com

Córka Roberta Brylewskiego - legendy polskiej sceny alternatywnej, matka małej Rozalki, wokalistka Enchantii, dojrzała artystka. Swoim solowym albumem pyta „Skąd przyszłaś” i chociaż sama ma kłopoty z odpowiedzią na to pytanie, to wie, że jej
istnienie ma w sobie jakiś cel. Wiele już wycierpiała. Teraz zamierza być szczęśliwa i dzielić się swoją radością z innymi. Wszystko jednak w granicach zdrowego rozsądku. Życie nauczyło ją rozwagi i cierpliwości. Rozmowa z nią jest lekcją samą w sobie. Bez zbędnych wyjaśnień. Sara Brylewska. 

Twoja twórczość to twoja prawda?

Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Tylko prawda. Nic innego przeze mnie nie przemawia. W życiu często spotykamy się z kłamstwem, fałszem. W muzyce nie ma na to miejsca. Muzyka musi być prawdziwa.

Kiedy zaczęłaś myśleć o tym, aby tę prawdę tworzyć?

Chyba od urodzenia tak miałam... Musiałam zostać artystką. Takie geny (śmiech). Muzyka płynie w moich żyłach. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła robić coś innego. Muzyka to mój drugi dom. Pamiętam, że już jako kilkuletnia dziewczynka wyobrażałam sobie, że gram koncerty. Włączałam Kasię Kowalską, brałam do ręki cokolwiek, co w mojej wyobraźni było mikrofonem i śpiewałam razem z nią. Czasami mocno się zapominałam, ale to było dla mnie ważne, żeby się wyśpiewać.

Kolorowe dzieciństwo!

O tak! Bardzo ciepło wspominam ten czas. Ktoś mógłby pomyśleć, że dom aktywnie pracujących muzyków nie może być miły i dobry. A taki był! Ciepły. Dużo muzyki też w nim było. Z tamtym okresem wiążę się w ogóle wiele ciekawych wspomnień. Rodzice grali dużo koncertów, zwiedziłam wiele miejsc, poznawałam nowych, interesujących ludzi. Miałam okazję poznać życie od tej barwnej strony. Nigdy nie wymażę tego okresu z mojej pamięci. Chcę go pamiętać takim jakim był! 

Wyjątkowym?

O tak!

Taki sam dom chcesz stworzyć teraz dla Rozalki?

Tak! Na pewno chciałabym żeby wiedziała, że zawsze ma schronienie i swoje miejsce w domu. Chciałabym pokazać jej świat, zapoznać z tym „co mama robi”. Pamiętam jak mnie to interesowało! Mam nadzieję, że ona też będzie ciekawa życia. Warto to zrobić. 

Jakie wartości chcesz jej przekazać?

Ważne są uczucia. Musi zawsze pamiętać o innych ludziach, o tym, że trzeba się wspierać i żyć w zgodzie. Z innymi i ze sobą. To też. Nie chcę, żeby kiedykolwiek dała sobie wejść na głowę!

Córeczka mamusi! Powiedz jak dziś wyglądają twoje relacje z ojcem?

Trudno mi to ocenić. Ale chyba między mną, a tatą wytworzyła się taka silna więź, dość specyficzna. Razem przeżywaliśmy to, co się w naszym małym świecie działo. Zawsze mogłam się go poradzić, zwrócić do niego o pomoc. Zawsze starał się mnie wspierać i wspiera do dziś. My w ogóle jesteśmy do siebie podobni. Kiedyś powiedział, że mam miękkie serce i twardy tyłek, tak jak tatuś. Poza tym ważna jest dla nas rodzina. Teraz jak urodziła mu się wnuczka po prostu zwariował na jej punkcie (śmiech).

Ale narodziny twojej córeczki okupione zostały też cierpieniem i bólem. Czego nauczyła cię choroba Rozalki, z którą przyszło się wam zmierzyć?

To było duża lekcja od życia! Czuję się teraz osobą silniejszą, bardziej asertywną. W różnych sytuacjach musiałam walczyć o Rozalkę. Nauczyłam się, że w życiu nic nie jest pewne. Pamiętam ten strach. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, że w życiu coś może nie wyjść, coś może uciec. A tak się dzieje. Nauczyłam się też dokonywać wyborów, rezygnować z tego, co jest nieistotne, nie marnować swojej energii na sprawy tego nie warte, chociaż nie jest to łatwe. Bardzo bym chciała umieć skupić się na tym, co jest do zrobienia na teraz, a bywają takie dni, że ciężko się zmobilizować. Potrzeba do tego energii i motywacji. Chciałabym tego nie tracić. Trzeba czerpać z życia jak najwięcej i stawiać jemu czoła. Wiem, że nikt niczego nie może nam zagwarantować, ale gdy się już wygra walkę z chorobą, ze śmiercią, z samym sobą, przychodzi ulga.

Macierzyństwo jest dopełnieniem twojej kobiecości?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Myślę, że to jest taki moment, który pozwala mi poczuć się kobietą. Gdybym miała wskazać kim teraz najbardziej jestem to byłoby tak: mamą i narzeczoną, a później artystką. 

W tym wszystkim pozostajesz jednak wolna, nic cię nie ogranicza. To duży komfort.

W życiu jest tak, że ograniczać możemy tylko i wyłącznie sami siebie. To głowa jest za wszystko odpowiedzialna. Tam wszystko siedzi i wszelkie bariery powstają właśnie w tej sferze umysłowej. Nie można się temu poddać. Jeśli chcę być wolna to będę. Ja do tego dążę. W tym co robię musze mieć wolną rękę. Bez względu czy jest to moje życie prywatne, czy zawodowe. Nigdy nie dam się zamknąć w jakichś ramach i nie będę robiła czegoś tylko ze względu na to, że ktoś tak chce. Potrzebuję być niezależna.

Teraz zaczynasz nowy rozdział?

Wraz z ostatnią operacją córki wszyscy poczuliśmy ulgę i myślę, że to była dobra motywacja, aby żyć szczęśliwie i chwytać to życie, łapać je. Z drugiej jednak strony ciężko jest to co było oddzielić grubą kreską i o tym zapomnieć. Tak szczególnie mocne i ciężkie przeżycia siedzą w nas. One ciągle są, gdzieś tam, w środku. Staram się cieszyć każdą chwilą, ale mam też tą mądrość, ten bagaż doświadczeń związanych z przeszłością, że wciąż jestem czujna.

Nie uważasz, że życie często w dość brutalny sposób, ale wymaga od nas dystansu?

Dystans w życiu na pewno jest wskazany, chociaż czasem ciężko go zachować. Kiedy jesteśmy pod natłokiem tych szczególnie złych informacji, ciężko jest sobie radzić z najprostszymi sprawami. Ale z drugiej strony warto wtedy przystopować, ochłonąć i skupić się na tym co najważniejsze. Kiedy właśnie na chwilę się z tego wyłączymy łatwiej jest znaleźć rozwiązania i odpowiedzi. 

W co wierzysz?

To nie jest łatwy temat. Te kwestie są ciężkie. W życiu kieruję się intuicją. Ona mnie nie zawodzi. Bardzo często moje przeczucia były słuszne i później znajdowały swoje odbicie w prawdziwym świecie. Wierzę też w ludzi. My na prawdę mamy tu jakąś misję do zrobienia. Wielkie byłoby to, gdyby każdy człowiek doszedł do takich wniosków.

W ciężkich chwilach co przynosiło ukojenie?

Dobre słowa od bliskich. Muzyka. Uśmiech mojej córeczki i dobre wiadomości od lekarzy.

Dziś jesteś szczęśliwa?

Tak, teraz jestem już szczęśliwa. A szczęście to zdrowie. Jak się ma zdrowie ma się wszystko. Oprócz tego bliscy ludzie, rodzina. Szczęście to móc z nimi po prostu być. Muzyka też jest dla mnie szczęściem. Proste rzeczy. Ale w tym wszystkim największą radość daje mi Rozalka. Teraz nie potrzebuje już żadnych operacji, jest zdrowa. To najważniejsze.

Chciałabyś napisać o tym tekst?

Tak. Myślę, że to może się niedługo wydarzyć. Są ku temu powody więc czemu nie? Więcej radości w życiu, więcej radości w twórczości. 

Bo „Skąd przyszłaś” to raczej smutna historia.

To w większości moja historia. Masz rację, trochę smutna opowieść, ale z wieloma nutami niosącymi nadzieję. Nagrywanie płyty zbiegło się z trudnymi momentami w moim życiu. Często byłam na zakręcie. Ale na szczęście po burzy zawsze wychodzi słońce i moje życie też wyszło na prostą. Cieszę się, że poprzez teksty do "Skąd przyszłaś" mogłam wyrzucić to co się ze mną działo. Potrzebowałam tego.

Nagranie albumu dojrzewało w tobie?

Z tą płytą wiąże się długa historia. Zaczęło się od tego, że poznałam Jacka Chrzanowskiego, który jest producentem tej płyty. On przede wszystkim skomponował całą muzykę do albumu. Pewnego razu zaprosił mnie do nagrania demo. Nie był wtedy do końca pewien co zrobić ze swoimi piosenkami i kiedy nagraliśmy wstępne wersje, okazało się, że całkiem fajnie nam to idzie i tak się zaczęło. Zdecydowaliśmy się  na szerszą współpracę. Ja zaczęłam pisać teksty do jego muzyki i pojawił się pomysł na nagranie płyty. Później przyszła decyzja, nasza wspólna, żeby to co zrobiliśmy ukazało się jako Sara Brylewska. Ja poczułam, że te piosenki, mimo, że są Jacka kompozycjami, są też coraz bardziej moje.

Do kogo je kierujesz?

Osoby, które dużo w życiu przeszły zrozumieją o czym śpiewam. Szczególnie kobiety. Kiedyś ktoś mi powiedział, że to, co nagrałam na krążku kojarzy mu się z filmem Almodóvara „Kobiety na skraju załamania nerwowego”. To porównanie jest dosyć dobre.

A co z Enchantią?

To właśnie z Enchantią zaczęłam grac tak naprawdę. Poczułam czym jest muzyka. Do zespołu dołączyłam latem 2008 roku. Jest to zespół, który po prostu kocham. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy przestali grać. Nasza muzyka to dźwięki z pogranicza reggae i dub, ale myślę, że trudno tak jednoznacznie określić co dokładnie gramy. Nie stoimy w miejscu, zmieniamy się. Zarówno my, jak i nasza muzyka. Zagraliśmy razem wiele koncertów i wciąż mnóstwo planów przed nami.nWydaliśmy płytę i teraz koncentrujemy się na kolejnej. Mam nadzieję, że niedługo wejdziemy do studia. 

Wszystko jest już dopracowane?

Nie wszystko, ale większą część materiału mamy już gotową. Wciąż robimy nowe piosenki, ale też dużo próbujemy. Pracujemy nad aranżami. Będzie trochę poważnych piosenek, ale nie zabraknie też radosnych dźwięków. Wytrwale staramy się zmierzać ku tej dubowej stronie. Ta stylistyka jest nam bardzo bliska. Dużym zaskoczeniem może być to, że na płycie będą piosenki z polskimi tekstami. Wcześniej śpiewałam w języku angielskim. Teraz zmieniłam go na nasz ojczysty. I nie żałuję. Ostatnio napisałam dość abstrakcyjny tekst. Sama jeszcze nie wiem o co w nim chodzi (śmiech). Może jak go dokończę to wtedy będę wiedziała.

Jesteś taka szczera i skromna zarazem!

Mi nie zależy na masowej popularności. Ja chcę, żeby nawet garstce ludzi dobrze słuchało się tego co tworzę. Chcę, aby w mojej muzyce odnaleźli coś dla siebie, aby była ona bodźcem do pewnych refleksji, aby dawała poczucie sensu. Nie potrzebuję splendoru i owacji na stojąco. Nie zamierzam też kreować siebie na jakąś postać sceniczną. Jestem sobą i chcę, aby moja twórczość była pewnego rodzaju mądrością dla ludzi.

Sam również doświadczyłaś muzyki od tej drugiej strony. Nie wykonawcy, a słuchacza.

Tak i właśnie w jej dźwiękach znajdowałam ukojenie, poczucie bezpieczeństwa. Muzyka w ogóle jest dla mnie odskocznią od codzienności, ma działanie terapeutyczne. Można się z wielu rzeczy wyleczyć. Ona jest dobrym nośnikiem wszystkiego co na świecie istnieje. Ma moc niesamowitą.

Czyli  te pozornie niemożliwe rzeczy też mają w życiu szansę na spełnienie?

Powiem tak: one się spełniają. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy jaką ma siłę sprawczą. Sama tego doświadczyłam. Często sobie coś powtarzamy, uparcie jesteśmy przekonani o czymś, że będzie tak bądź tak i nawet nie wiedząc kiedy tak się dzieje. Wszystko jest możliwe.

Dziś już lubisz siebie?

Różnie to bywa (śmiech). Czasem tak, czasem nie. Ja zawsze stawiam przed sobą wiele zadań. Większość z nich są to ambitne i wymagające cele, a gdy coś mi się nie uda wtedy się denerwuje, potrafię się bardzo na siebie złościć, gdy coś mi nie wychodzi. Nie lubię porażek.

Do czego teraz dążysz?

Chcę grać dużo koncertów. One dają mi niebywałą energię. Chciałabym nigdy nie stracić pomysłów i wiary w to co robie. Towarzyszy mi takie silne poczucie, że mam coś do zrobienia na tej planecie. W przyszłości będę pomagać chorym dzieciom i ich rodzicom. Choroba Rozalki uświadomiła mi wiele spraw. Ja dokładnie wiem czego takim rodzinom w tych ciężkich chwilach najbardziej potrzeba. Myślę, że to jest moja droga.

A propos drogi. Dokąd ciebie w życiu ciągnie?

Na wieś, do lasu, nad jezioro albo nad morze. Można powiedzieć, że wychowałam się po części właśnie na wsi. Pomieszkiwałam z rodzicami w bardzo pięknej, malowniczej miejscowości - Stanclewie. Moi rodzice mieli tam dom. Poza nami mieszkało tam wielu innych muzyków i w ogóle ludzi, którzy zajmowali się szeroko pojętą sztuką. Spędziłam tam mnóstwo czasu i obcowałam z naturą. Mieliśmy kilka psów, przewijały się też inne zwierzęta. Dobrze się czułam w takim otoczeniu. Dziś mi tego brakuje. Może kiedyś zdarzy mi się zamieszkać poza miastem. Bardzo bym chciała.