Katarzyna Wójcik urodziła się w Gdyni, studiowała projektowanie biżuterii i form złotniczych na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, a kunsztu złotniczego uczyła się w pracowniach najlepszych polskich mistrzów złotnictwa. Od 2013 roku prowadzi autorską markę June Design, która w ciągu zaledwie roku funkcjonowania, zyskała już sporą sławę i całą rzeszę zadowolonych klientek. Jej pierścionki, naszyjniki, kolczyki i bransoletki to nie tylko biżuteria, to dopieszczone w każdym detalu i zamknięte w oszczędnej, geometrycznej formie, małe dzieła sztuki.

Skąd zamiłowanie do biżuterii? Kiedy narodziła się pasja i przekonanie, że to właśnie chce pani w życiu  robić?

Pierwszy impuls pojawił się nagle, jakieś 6 lat temu. Studiowałam wówczas psychologię na Uniwersytecie w Poznaniu, i przypadkiem trafiłam do galerii, gdzie akurat trwała wystawa biżuterii konceptualnej. Byłam oszołomiona i zauroczona potraktowaniem biżuterii jako niewielkiej formy przestrzennej, będącej nośnikiem idei, zamysłu autora. Takiej biżuterii nie widziałam nigdy w sklepach jubilerskich. Postanowiłam momentalnie, że chciałabym to robić. I lawina ruszyła. Sztuka złotnicza jest i od początku była dla mnie nie celem samym w sobie, ale narzędziem realizacji moich pomysłów i projektów. 

Skąd czerpie pani inspiracje? Jak rodzą się pomysły?

Nie zawsze jest tak, że jakaś jedna rzecz/zjawisko mnie inspiruje. Czasem w głowie krążą mi pewne pomysły, formy, kształty, które następnie kreuję w srebrze i złocie. Praca w tworzywie jest niezwykle twórczym etapem – każdy szlif, każde cięcie jest wynikiem mojej decyzji i każde z nich zbliża mnie do projektu, który mam w głowie. W tym momencie fascynują mnie formy surowe, rzeźbiarskie, ale jednocześnie niewielkie i subtelne. Kobiece, charakterystyczne, nieoczywiste. I taka jest również moja najnowsza kolekcja. 

Czy wykonanie jednej sztuki biżuterii np. pierścionka to żmudny proces? Na pewno wymaga nie lada cierpliwości i precyzji?

Może „żmudny” to nieodpowiednie słowo – dlatego, że mnie praca ta fascynuje. Kiedy jestem w pracowni, w stu procentach skupiam się na tym, co robię, oddaję temu projektowi całą moją energię – aż osiągnę dokładnie ten efekt, o jaki mi chodziło. To praca wyjątkowo precyzyjna i wymagająca dokładności, znajomości wielu technik i wprawy w nich, ale też dająca ogromne możliwości. 

Marka jest rozpoznawalna w Polsce o czym świadczą znane osoby noszące pani biżuterię,  o marce wspomniał także Vogue Italia w wersji online.

Redaktor mody z Vogue Italia zobaczył moją kolekcję na łódzkim Fashion Weeku. Bardzo mu się spodobała i znalazła się w jego relacji w zestawieniu najciekawszych marek FW. To dla mnie niecodzienne wyróżnienie, tym bardziej, że był to pierwszy Fashion Week, w którym wzięłam udział. 

Z myślą o jakich kobietach powstaje pani biżuteria?

Szczerze mówiąc, projektuję trochę z myślą o... sobie. Po prostu tworzę, daję się ponieść mojej wyobraźni, intuicji. I moje klientki również często pod wpływem intuicji ją wybierają – spojrzą, i mówią „to jest to!”. Myślę, że istnieje szczególna więź między projektantem, a klientem/klientką. Tak jak pomiędzy malarzem i odbiorcą jego malarstwa. To połączenie wrażliwości, wyobraźni i sposobu myślenia o pięknie.

Czym wyróżnia się  biżuteria June Design na tle innych?

W tym momencie biżuterią nazywane jest właściwie wszystko, co jest ozdobą na nadgarstek, szyję itp. - może być to kawałek sznurka czy plastiku. Zalała nas fala biżuterii sztucznej, produkowanej masowo w Chinach, lub z chińskich półfabrykatów. Moja biżuteria z pewnością nie jest jednorazowa. To biżuteria w prawdziwym tego słowa znaczeniu - tworzę ją jedynie ze szlachetnych materiałów - srebra i złota. Stal, mimo potocznej nazwy, szlachetna nie jest. Postawiłam sobie cel - osiągnąć bezkompromisową jakość. Taka prawdziwa, ręcznie robiona biżuteria jest czymś wyjątkowym i unikatowym, podobnie jak obuwie szyte na miarę.

To zatrzymanie się w tym pędzącym świecie i poświęcanie każdemu pojedynczemu egzemplarzowi swojego czasu, skupienia i umiejętności.  Wiem, że biżuteria, którą robię, przetrwa lata. Trafi do młodej dziewczyny, która może kiedyś podaruje ją swojej córce. W tym małym, symbolicznym przedmiocie zaklęty będzie ogrom emocji, miłości, wspomnień. 

To wspaniałe móc w tym uczestniczyć.