Za nami już druga edycja Żeglarskiego Pucharu Trójmiasta i po raz drugi było świetnie. W ostatni weekend maja blisko 60 załóg rozpoczęło sezon żeglarski na Zatoce Gdańskiej, wśród nich znalazłem się i ja. Wraz z moją załogą jachtu spędziliśmy aktywny weekend, pełen sportowej rywalizacji - pisze dla Prestiżu Mateusz Kusznierewicz.

Żeglarski Puchar Trójmiasta to regaty, które odbywają się w trzech najważniejszych ośrodkach żeglarskich Zatoki Gdańskiej – zlokalizowanych w Gdańsku, w Gdyni i w Sopocie. Bardzo cieszy mnie fakt, że na linii startu zobaczyłem tak dużą liczbę jednostek, w tym także jachty spoza Trójmiasta, które przypłynęły ze Szczecina, Elbląga i Jastarni. Sopockie molo było idealnym punktem widokowym do obserwacji zmagań, a niewątpliwą atrakcją dla turystów i kibiców był widok rozpostartych żagli supernowoczesnego jachtu ENERGA, ze Zbigniewem Gutkowskim za sterem.

Największym wyzwaniem okazały się zmienne warunki atmosferyczne. Ze względu na słabnący wiatr, pierwszego dnia regat odbyły się dwa biegi, a nie jak planowano trzy. W trakcie drugiego wyścigu, gdy zbliżaliśmy się do linii mety, załogi ścigały się już nie tylko między sobą, ale także z goniącą nas burzą. Wiatr, który na ostatnich metrach zmienił kierunek, uderzając ze zwiększoną siłą, sprawił, że warunki przypominały raczej te pełnomorskie, a nie zazwyczaj spotykane na Zatoce.

I znów poczułem ducha rywalizacji. Znów sprawdziło się to, w co wierzę od wielu lat. Kolejny raz zrozumiałem, jaką siłę ma sport i jak wielki ładunek pozytywnej energii ze sobą niesie. Jestem entuzjastą tych regat głównie z powodu idei, która im przyświeca. Moim głównym celem uczestnictwa w Pucharze była w tym roku, jak i w zeszłym, dobra zabawa i integracja. Z całą moją załogą, z innymi uczestnikami, ale i w szerszym kontekście. Myślę tu o integracji miast. Wiedząc, jak ciężko czasami pogodzić interesy trzech odrębnych organizmów miejskich, trzech struktur i trzech koncepcji działań na rzecz mieszkańców, raz jeszcze doceniam integracyjną rolę sportowych zmagań.

Fantastyczną atmosferę odczuwaliśmy podczas startów, ale także w sobotni wieczór. Kiedy jachty dopłynęły do mety w Górkach Zachodnich, wyprzedzając o włos nadciągającą burzę, można było oddać się zabawie, uczestniczyć w konkursach, a nawet wygrać beczkę rumu! Walka była nie mniej zacięta niż na wodzie!

W niedzielę, z powodu porannej mgły i flauty, komisja sędziowska podjęła decyzję o popłynięciu do Sopotu i rozegraniu tylko jednego wyścigu. Finał w Gdyni był widowiskowy. Jachty płynęły na pełnym kursie i na genakerach zbliżały się do mariny. Nagrodę główną wywalczyła załoga jachtu Big Magia ze sternikiem Januszem Olszewskim ze Szczecina. Nasza ekipa była trzecia w swojej dywizji. Bawiliśmy się świetnie, ale nie tylko ze względu na udaną zabawę odczuwam satysfakcję, że mogłem być częścią tego wydarzenia. Bardzo cieszy mnie fakt, że impreza była udana po raz kolejny. Bo budowanie wartościowych tradycji jest ważne i może być przykładem na to że można, że można razem, wspólnie i sportowo.

 

Z żeglarskim pozdrowieniem!

Mateusz Kusznierewicz