Chłodne jesienne wieczory skłaniają nas do tego, by szukać relaksu i odprężenia raczej w swoich czterech ścianach niż poza domem. W tym odprężeniu pomoże nam muzyka. Wyobraźcie sobie nastrojowe oświetlenie, tlący się ogień z kominka i krystalicznie czyste dźwięki ocieplające atmosferę. Do tego dobre wino i ukochana osoba w ramionach.

Wszystkie powyższe elementy są ważne, by właściwie się zrelaksować, odprężyć umysł i po prostu, zrobić coś miłego dla siebie. My jednak skupimy się na jednym z elementów tej układanki, czyli muzyce. Co zrobić, aby dźwięki z naszego systemu audio były pełniejsze, bardziej nasycone i przede wszystkim cieplejsze? Przepuścić je przez dobry wzmacniacz lampowy.

– Wśród koneserów muzyki trwa odwieczny spór dotyczący wyższości wzmacniaczy lampowych nad tranzystorowymi i na odwrót. To zawsze jest kwestia gustu i wrażliwości naszego ucha – przekonuje Marcin Chrząszcz z salonu Premium Sound w Gdańsku. – Fakt, że wzmacniacze tranzystorowe są bardziej energooszczędne, mniejsze, lżejsze, mniej podatne na uszkodzenia, nie muszą się rozgrzewać, niemniej ja osobiście preferuję lampy gwarantujące brzmienie bardzo namacalne, cieplejsze. Polecam szczególnie audiofilskie wzmacniacze oparte na królowej lamp, elektronowej 300B – dodaje Marcin Chrząszcz.

Na takiej lampie oparty jest wzmacniacz Nagra 300i pracujący w klasie A o mocy 20W na kanał. Układy zasilające zaprojektowano tak, aby uzyskać bardzo stabilne i czyste napięcia. Mało kto wie, że szwajcarska firma Nagra została założona w 1951 roku przez polskiego emigranta Stefana Kudelskiego. Dziś marka ma status legendarnej i słynie z najwyższej klasy produktów dla prawdziwych koneserów czystego dźwięku.

– To bardzo dobry wzmacniacz, ale moją wyobraźnię rozpala AirTight ATM-300. Air Tight to niszowy japoński producent a przytoczony wzmacniacz to lampowa arystokracja. To bardzo wymagające urządzenie. Nie znajdziemy tutaj pilota zdalnego sterowania, do wysterowania wzmocnienia służą dwa pokrętła, osobno dla kanału lewego i prawego. Lampy mają jednak pewne ograniczenie – nie wysterują wszystkich kolumn, ale jak już wysterują to wrażenia są nieporównywalne z żadnymi innymi – mówi Marcin Chrząszcz.

Warto też wspomnieć o polskiej produkcji Encore7 Egg-Shell Prestige. Konstrukcja jest o tyle ciekawa, że zrywa wszelkie schematy znanych do tej pory koncepcji budowy wzmacniaczy lampowych. Lampy mocy ułożone są niczym cylindry w silniku widlastym. Designerski wygląd to jedno, drugie to dźwięk – delikatnie ciepły, gładki, dobrze dociążony. Wyraźnie słychać dobre prowadzenie rytmu, przestrzenne granie i wyrafinowanie brzmienia, nieczęsto spotykane na tym poziomie cenowym – to wszystko zalety tego urządzenia.

Mimo upływu dziesiątek lat, lampowa technologia trzyma się nad podziw dobrze. Od triodowych wzmacniaczy o niewielkiej mocy odtwarzających w nieprzekłamany sposób składowe i fakturę brzmienia instrumentu, po wielkie tetrodowe wzmacniacze przenoszące nas w sam środek rockowego koncertu. Wzmacniacze lampowe zawsze wzbudzały emocje nie mniejsze niż winyl i jest pewne, że – podobnie jak czarne płyty – stały się w dzisiejszych czasach czymś w rodzaju odzwierciedlenia audiofilskiej pasji w dążeniu do osiągnięcia brzmieniowego ideału. Urządzenia te mają swoje wymagania, ale jeśli zapewni się im odpowiednie warunki pracy, potrafią się odwdzięczyć wyjątkowym brzmieniem i specyficznym „klimatem”.