Ile mamy luksusowych hoteli w Trójmieście? 10 może 12. Sieciowe, butikowe, każdy ma swój styl, wyjątkowy klimat odróżniający go od innych obiektów. Ale jest jeden wspólny mianownik łączący większość z nich. To osoby stojące na ich czele. Okazuje się, że większością z luksusowych hoteli w Trójmieście rządzą kobiety. Poznajcie je zatem, nie tylko od strony zawodowej.

Iva Trifonov - Sheraton Sopot Hotel, Conference Center & Spa

Jaki strój założyć, gdy zaczyna się pracę w najbardziej luksusowym hotelu w kraju? Farbowany t-shirt, długa kolorowa spódnica i brzęczące bransoletki to nie był najszczęśliwszy wybór. Iva Trifonov przekonała się o tym dwadzieścia pięć lat temu, gdy miała poznać swoje nowe miejsce pracy – Sheraton w Sofii – pierwszy hotel słynnej sieci we wschodniej części Europy, zdobiony marmurem, oświetlony kryształowymi żyrandolami; całkiem inny świat w ówczesnej Bułgarii.
Idąc tam nie wiedziałam, co to jest rozmowa kwalifikacyjna, ani stanowisko, które ewentualnie miałabym objąć, ale usłyszałam, że szukają ludzi, którzy mówią po angielsku. Byłam absolwentką filologii, więc poszłam. Następnego dnia dostałam propozycję pracy, a że sama zaczęłam się o nią starać, nie wypadało odmówić – zostałam kierownikiem piętra działu housekeeping – wspomina Iva Trifonov, dzisiaj dyrektorka sopockiego Sheratona.

Z dnia na dzień zdeklarowana hipiska musiała stać się ekspertką od polerowania marmurów i czyszczenia tapicerek oraz zarządzać ekipą ludzi, która miała za zadanie utrzymać hotelową infrastrukturę w sterylnej wręcz czystości. Po sześciu latach pracy w Sofii dostała propozycję wyjazdu do Afryki. Nie odmówiła i objęła stanowisko „travelling housekeeper”. Do jej obowiązków należało wdrażanie i utrzymywanie standardów sieci w czterech afrykańskich hotelach Sheraton. Podróżowała między Zimbabwe, Botswaną i Ugandą. Wyzwaniem było nie tylko rozstanie z rodziną, ale także konieczność stawienia czoła różnicom kulturowym.

To było ogromne zderzenie z tamtym światem. W hotelu pracowali ludzie, którzy utrzymywali ogromne rodziny i żyli w warunkach dramatycznie różniących się od tych panujących w hotelu – opowiada Iva Trifonov. – Nie wiedzieli, że w odkurzaczach trzeba wymieniać worki, bo w domu nie mieli ani odkurzaczy ani nawet prądu, w pokojach zdejmowali buty, by nie pobrudzić wykładzin, ciężko było im wytłumaczyć, że czystą wodą, której w Afryce jest tak mało, trzeba myć podłogi. Żebyśmy mogli razem pracować, musiałam najpierw zobaczyć jak żyją, poznać ich zwyczaje, zbudować między nami zaufanie. Na początku miałam nawet problem z witaniem się, bo przedstawiciele różnych plemion, pozdrawiają się na wiele sposobów. Do tego nie potrafiłam do końca rozpoznawać twarzy. Afryka to było wielkie doświadczenie i nawet przez moment myślałam, że tam zostanę i zamieszkam z mężem i córką, zaczęłam nawet uczyć się języka swahili, ale padła propozycja pracy w Warszawie i postanowiłam ją przyjąć. W Polsce mieszkam już od piętnastu lat – dodaje.

O wyborze Polski zdecydowała chęć stabilizacji, ale i tutaj Iva Trifinov często zmienia miejsce pracy i zamieszkania. Od podstaw budowała swój dział w pierwszym Sheratonie w Polsce, następnie stanęła na czele hotelu w Poznaniu, ale po kilku latach zaczęła się zastanawiać, czy nie nadszedł czas na zmiany – przeprowadzkę do miejsca, gdzie jest morze, palmy i można grać w golfa. Sopot nie spełniał tylko jednego warunku, ale brak egzotycznej roślinności zdaniem Ivy Trifonov rekompensuje widok rozciągający się z okien sopockiego Sheratona – jeden z najpiękniejszych w Polsce.

Choć za granicą Sopot nie jest aż tak dobrze znany i na biznesowe spotkanie dyrektorka hotelu musi chodzić z mapą, polubiła miasto za mieszankę atmosfery miejskiej i klimatu kurortu. Na korytarzach Sheratona spotykają się turyści, korzystający z tamtejszego SPA oraz biznesmeni, załatwiający w Sopocie interesy – menadżer musi umieć pogodzić te dwa światy, tak by w hotelu, każdy czuł się dobrze.

A gdzie dobrze czułaby się Iva Trifonov? Dziś jednym z jej marzeń jest wyjazd do Bułgarii na wakacje pod namiotem. Gnając wraz z mężem ich starym łazem, podziwiałaby widoki, zapomniałaby o makijażu i perfekcyjnej fryzurze, a jeden z siedemnastu garniturów, którymi dziś wypełniona jest jej szafa zamieniła na stare, wygodne jeansy. Tymczasem obiecała sobie przynajmniej co drugi weekend spędzany w pracy, poświęcić nowej pasji – grze w golfa.

Karolina Wójcik – Hotel Gdańsk

Przygoda z hotelarstwem rozpoczęła się, kiedy Karolina Wójcik – wcześniej analityk finansowy i przedstawicielka handlowa w firmie farmaceutycznej – po krótkiej przerwie w karierze zawodowej została poproszona o zastępstwo na stanowisku koordynatora do spraw bankietów i konferencji w jednym z sieciowych hoteli w Gdańsku. Całość miała trwać jedynie dziewięć miesięcy, tymczasem hotelarska przygoda pochłonęła Karolinę Wójcik na dużo dłużej. Z branżą związana jest już od dekady, pracowała na różnych stanowiskach w kilku miejscach. Zaczynała w Holiday Inn, następnie objęła funkcję dyrektora do spraw sprzedaży w Radisson Blu, w końcu dostała propozycję pokierowania Hotelem Gdańsk – nie wahała się nawet przez moment.

Jeśli praca jest jednocześnie pasją, a ja mam to szczęście, takie decyzje przychodzą łatwo. Tym bardziej, że było to ogromne wyzwanie i spora nobilitacja – mówi Karolina Wójcik.

W tym wyzwaniu chodziło o to, by Hotel Gdańsk stał się rozpoznawalny i znany nie tylko z oferty noclegowej, ale również jako butikowy kompleks złożony z ekskluzywnego Med Spa, centrum konferencyjnego oraz absolutnie wyjątkowej restauracji i Brovarni warzącej trzy własne piwa. W związku z ogromem zadań i deficytem czasu jaki z tego wynika, przynajmniej część pozazawodowych zainteresowań Karolina Wójcik stara się połączyć z pracą.

Praca w hotelu jest inna każdego dnia, cały czas spotykamy się z przeróżnymi, często zaskakującymi sytuacjami. Myślę, że ciężko byłoby mi na nie reagować i prowadzić hotel z taką ilością międzynarodowych gości, gdyby nie podróże – dla mnie to kolejne połączenie pasji z pracą. Pozwalają mi odetchnąć, odreagować, ale też znaleźć płaszczyznę komunikacji z ludźmi, którzy tutaj przyjeżdżają – mówi pani Karolina.

Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która pozwala Karolinie Wójcik odprężyć się w sposób totalny – ogród: kopanie, sadzenie, przesadzanie, to jest coś, co kocha.

– Lubię nawet jesienią zbierać liście, palić ognisko i planować, co posadzę w kolejnym sezonie. Nawet, kiedy przychodzę do domu i padam z nóg, potrafię wyjść do ogrodu i jeszcze przez dwie, trzy godziny zajmować się roślinami- mówi dyrektorka Hotelu Gdańsk.

Gdyby Hotel Gdańsk miał duży ogród na którymś z tarasów, byłby dla Karoliny Wójcik idealnym miejscem do zamieszkania na stałe. Również ze względu na lokalizację, którą uważa za najpiękniejsze miejsce w mieście – takie gdańskie Champ de Mars.

Paulina Skrzypek – Holland House Residence

Mówi o sobie, że jest hotelarzem z powołania. Widać to po efektach jej pracy. Paulina Skrzypek, dyrektorka butikowego, niezwykle urokliwego hotelu Holland House, cieszy się niezmiernie, gdy obserwuje rozwój i rosnącą popularność obiektu, którym zarządza.

Holland House, mieści się w historycznej kamienicy „Dom Holenderski” na Długim Targu, w samym sercu historycznego centrum Gdańska. Paulina Skrzypek duże znaczenie przywiązuje do klimatu panującego w hotelu.

– Postawiliśmy na akcenty historyczne, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz budynku. Na fasadzie widnieją wizerunki Michela de Ruyter Adriaensoona, który bronił Gdańska przed najazdem szwedzkim w 1656 roku. Są też portrety Arie Dijkmana, admirała polskiej floty i bohatera słynnej bitwy pod Oliwą w 1627 roku, oraz Joana Henrica Thima, mennonity holenderskiego, który był dowódcą fortu w Gdańsku na Westerplatte ok. 1660 r. – opowiada dyrektorka hotelu.

Takie zetknięcie z historią, w tak historycznym mieście jak Gdańsk, jest ciekawe dla większości gości. I to właśnie oni docenili Holland House umieszczając go w ścisłej czołówce najmodniejszych hoteli w Polsce w prestiżowym rankingu serwisu Tripadvisor.

– Dla hotelu, który istnieje raptem dwa lata, to wielkie wyróżnienie. Tworzenie wyjątkowego klimatu naszym gościom to moja pasja i w pełni można ją realizować tylko w tego typu, kameralnych hotelach butikowych, gdzie nie ma korporacyjnych ograniczeń – przekonuje Paulina Skrzypek.

Jej przygoda z hotelarstwem zaczęła się w 1999 roku, kiedy to zaczęła pracę jako recepcjonistka w 22 pokojowym hotelu w Gdyni. Niedługo potem awansowała na stanowisko kierownika recepcji. Na tym stanowisku pracowała przez 9 lat, ale tak naprawdę pełniła funkcję głównego menagera hotelu. Gdy pojawiła się propozycja z Holland House nie wahała się ani minuty. Tworzenie nowej marki, na dodatek w perspektywie Euro 2012, to wyzwanie, jakie nie trafia się codziennie.

Temu wyzwaniu oddaje się bez reszty, a w wolnych chwilach cenie sobie wieczorny relaks przy dobrym filmie, weekendowe partyjki pokera z przyjaciółmi i szkolenie swojego psa Migdała.

Hanna Lasoń - Hotel Haffner

To było chyba przeznaczenie – tak chyba można określić zawodową karierę Hanny Lasoń, dyrektor hotelu Haffner w Sopocie. Dawno temu, będąc służbowo w hotelu Intercontinental w Warszawie, pani Hania doszła do wniosku, że chciałaby pracować w branży hotelarskiej. Kilka miesięcy później zadzwoniła do niej znajoma z propozycją pracy na stanowisku specjalisty ds. sprzedaży w Hotelu Astor w Jastrzębiej Górze.

Oczywiście zdecydowała się natychmiast. W hotelu Astor oprócz organizacji konferencji i eventów była przede wszystkim odpowiedzialna za obsługę grup turystycznych z Niemiec.

– Naprawdę doceniam teraz pracę rezydentów i pilotów wycieczek. Z tamtego okresu pracy pamiętam ciągłe wizyty z gośćmi w szpitalu w Pucku w roli tłumacza, a to ze złamaniem ręki, a to z atakiem wyrostka. Znałam wszystkie choroby po niemiecku i wszystkich lekarzy na oddziale – wspomina ze śmiechem Hanna Lasoń.

Znów przypadek sprawił, że trafiła do hotelu Haffner. Tutaj pracowała początkowo jako account manager, czyli osoba odpowiedzialna za sprzedaż szkoleń, eventów i pakietów. Potem odpowiadała za kreowanie wizerunku marketingowo – sprzedażowego hotelu. W 2010 rozpoczął się kolejny etap kariery – pani Hania została dyrektorem hotelu.

– Powiem krótko. Zarządzenie hotelem to przede wszystkim stworzenie zgranego zespołu. Oprócz wygodnego, funkcjonalnego pokoju, smacznego śniadania, relaksującego masażu gość oczekuje dużej sympatii i empatii, a te uczucia może dać mu tylko człowiek. Począwszy od portiera witającego uśmiechem gości w drzwiach, a skończywszy na pokojówce sprzątającej pokój. Tu nie ma osób i stanowisk bardziej lub mniej ważnych – tak swoją filozofię zarządzania luksusowym hotelem definiuje Hanna Lasoń.

Praca jest jej pasją, ale codziennie stara się znaleźć 2 godz. tylko dla siebie. Lubi motoryzację, relaksuje się za kierownicą swojego ulubionego VW New Beatle’a. Uwielbia podróżować. Kiedyś nałogowo studiowała mapy, znała wszystkie miasta, rzeki i góry na świecie. Dzisiaj stara się je poznać osobiście. Ale robi to w sposób spontaniczny, planowanie podróży nie jest w jej stylu. Pani Hania interesuje się też modą i stylizacją.

– Często przyjaciółki i siostra zabierają mnie na zakupy. Ponoć bezbłędnie potrafię dobrać ubrania dopasowane idealnie do ich figur i osobowości. Uważam, że dobrze ubrana kobieta z odpowiednim makijażem potrafi zdziałać więcej. Jak sama akceptujesz siebie, to inni postrzegają Ciebie w pozytywnych barwach. Może kiedyś zajmę się stylizacją – mówi pani Hania.

Izabela Wilczyńska – Hotel Dwór Oliwski

Gdy w 2007 roku Michel Platini powiedział słynne słowa „Poland – Ukraine” Izabela Wilczyńska wiedziała, kogo zamierza gościć w Dworze Oliwskim podczas Mistrzostw Europy w piłce nożnej: Lahm, Podolski, Müller, Schmelzer, Özil i wszyscy inni członkowie reprezentacji Niemiec. Udało się.

Hotel Dwór Oliwski będzie bazą dla piłkarskiej reprezentacji Niemiec. Dla dyrektorki hotelu to nie tylko sukces zawodowy, ale osobista frajda – Izabela Wilczyńska to zagorzała kibicka sportowa. Przez wiele lat trenowała siatkówkę, marzy jej się udział w amatorskich rajdach samochodowych i z zapartym tchem śledzi wszelkie rozgrywki: od sportów indywidualnych po drużynowe, odwiedza sportowe areny i czynnie kibicuje. Czasem zdarza jej się zarwać noc, by obejrzeć w telewizji bokserską walkę. Sama pasjami gra w brydża, staje w szranki z mistrzami tej dyscypliny i cieszy się niezłymi rezultatami. Od lat marzy jej się udział w dużych amerykańskich rozgrywkach brydżowych. I choć już wielokrotnie namawiano ją, by zaczęła grać zawodowo, brydż musiał ustąpić pierwszej namiętności Izabeli Wilczyńskiej – pracy zawodowej.

Z hotelarstwem jest związana od bez mała trzydziestu lat, z czego większość przepracowała w gdańskim hotelu Mercure Hevelius. Jednak to w Dworze Oliwskim – jak mówi – zakochała się od pierwszego wejrzenia. A doświadczenie, które wyniosła z pracy w dużej sieci pomogło jej stworzyć miejsce, z którego jest dumna.

To piękny klimatyczny hotel, dla którego można stracić głowę, ale mówi się, że w hotelarstwie mury to zaledwie dziesięć procent sukcesu, a całą resztę stanowią ludzie. Mam to szczęście, że pracuję z fantastycznym zespołem – tłumaczy.
Jak każda pasjonatka – Izabela Wilczyńska – podkreśla, że hotelarstwo to nie tylko zawód, dla niej jest to sposób na życie, możliwość rozwijania się i poznawania nowych ludzi. Obecnie z dużym sukcesem promuje Dwór Oliwski i Gdańsk na rynku dalekowschodnim.

Staram się widzieć to w szerokiej perspektywie. Dwór Oliwski to miejsce, które kocham, a Gdańsk to miasto, które kocham. Mogę tu z dumą zapraszać ludzi z całego świata – podkreśla.

I rzeczywiście przyjeżdżają. W najokazalszym apartamencie Dworu Oliwskiego gościli między innymi Rod Stewart, Kylie Minogue, księżniczka Anna, kilku prezydentów i wielu innych znamienitych gości.

Magdalena Mucha – Hilton Gdańsk

Pomysł by pójść do Technikum Hotelarskiego w Gdyni małej Magdalenie podsunęła mama. Dziewczynka zapomniała o tym na kilka dobrych lat, ale kiedy rzeczywiście przyszedł czas na podjęcie decyzji dotyczącej wyboru szkoły, myśl z dzieciństwa została zrealizowana.

Mieszkałam wtedy w Elblągu. Skończyłam szkołę w 1991 roku, akurat wtedy otwierał się czterogwiazdkowy hotel Elzam, najlepszy i największy w regionie, o którym w Elblągu krążyły legendy: jedna z nich głosiła, że aby wejść do środka, trzeba było portierowi zapłacić 10 marek. Oczywiście było to kompletną bzdurą. W Elzamie dostałam pracę w recepcji – wspomina Magdalena Mucha.

Była wówczas jedyną pracownicą z wykształceniem kierunkowym. Dobre przygotowanie i pracowitość szybko zostały dostrzeżone i po sześciu miesiącach awansowała na stanowisko szefa Pionu Hotelowego. Od tej pory miała pod sobą recepcję, służbę pięter oraz dział marketingu i sprzedaży. Na tym stanowisku przepracowała prawie dziesięć lat, ale po pewnym czasie stwierdziła, że nadszedł czas na zmiany – złożyła swoje CV w gdańskim hotelu Holiday Inn i po roku pracy w Trójmieście objęła funkcję zastępcy dyrektora. Po jedenastu latach pracy w Holiday Inn otrzymała propozycję prowadzenia hotelu Hilton Gdańsk.

Kiedy zaczynała, hotel Hilton był jeszcze na etapie budowy. Do obowiązków pani Magdy należało między innymi dopilnowanie, by przed otwarciem hotel spełniał wszystkie wymogi sieci, a było ich bardzo dużo, wszystkie bardzo szczegółowo opisane.

Dziś się z tego śmieję, ale to była jedna z najbardziej stresujących sytuacji w mojej karierze zawodowej. Do otwarcia hotelu zostały jakieś dwa tygodnie, kiedy nagle obudziłam się w nocy z myślą, że połowa telefonów, które zamówiłam ze Stanów do pokoi hotelowych, nie miała speakerów. Ktoś mógłby pomyśleć: bzdura, będzie je można wymienić po otwarciu, ale standardy hotelowe są jasne i nawet taka drobnostka mogłaby opóźnić otwarcie. Na szczęście po uruchomieniu kilku kontaktów sprawę udało się odkręcić dosłownie w ostatniej chwili, telefony dojechały dzień przed otwarciem – wspomina Magdalena Mucha.

Dyrektorka hotelu codziennie musi rozwiązywać nowe, często całkiem niespodziewane problemy. Ale jak sama mówi, jest jej o tyle łatwiej, że pracuje z fantastycznymi ludźmi.

– Bez nich byłabym zwykłą Magdaleną Muchą, a mając ich u boku jestem dyrektorką hotelu Hilton – dodaje i ma tu na myśli zarówno podwładnych jak i przełożonych.

W odreagowywaniu stresu Magdalenie Musze pomagają weekendowe wycieczki z mężem, podczas których odbiera tylko najważniejsze telefony. Uwielbia gotować, często podpatruje też znakomitych szefów kuchni hotelu Hilton Gdańsk. Jednak w wyborze rozrywek w większości kieruje się zasadą przyjemne z pożytecznym – książki czyta po angielsku, bo wciąż trzeba szlifować język; zawsze stara się rozwijać ogólną wiedzę o świecie, bo jak mówi nigdy nie wie, czy będzie z gośćmi rozmawiała o kosmosie czy o przepisach na zupę dyniową, nawet ulubione wycieczki samochodowe są pretekstem do poszerzania horyzontów. A nocleg? Zawsze w Hiltonie.