Małgorzata Rakowiec

 

– Proszę patrzeć na mnie, a nie w kamerę – taki zwrot zazwyczaj pada z ust dziennikarza, gdy przyjeżdża nagrać państwa wypowiedź na zadany temat czy dłuższą rozmowę do programu telewizyjnego.

Dla jednych jest to oczywiste, dla wielu nieco dziwne. Dziwnie, bo gdy przyjeżdża dwu- lub trzyosobowa ekipa, operator rozstawi kamerę, wyceluje ją w rozmówcę, a dźwiękowiec ze słuchawkami na uszach podetknie mikrofon na długiej tyczce – to w takiej sytuacji trudno na to wszystko nie zwracać uwagi i po prostu spokojnie, patrząc na dziennikarza, który nie ma żadnego dodatkowego sprzętu, mówić właśnie do niego. Pokusa odwrócenia głowy jest naprawdę ogromna. Każdy z państwa, kto się w takiej sytuacji choć raz znalazł, to wie.

Ale zastanawialiście się państwo dlaczego? Dlaczego tak właśnie zazwyczaj to się robi? Zazwyczaj, bo są pewne wyjątki, ale o tym później.

Efekt takiej wypowiedzi, którą nagrywa się „nie patrząc w kamerę”, na ekranie naszego telewizora jest tak, że my jako widzowie przyglądamy i przysłuchujemy się rozmowie osoby, która występuje. Niejako z boku. Można by nawet porównać to do sytuacji, gdy stoimy w grupie osób, a dwie osoby prowadzą ze sobą dyskusję.

Ale czy nie ciekawiło państwa, dlaczego właśnie tak a nie inaczej prezentowane są wypowiedzi telewizyjne? Czy dzięki temu bardziej dociera do nas to, co dana osoba mówi? Czy taki przekaz jest bardziej przyswajalny?

Możliwe że tak właśnie jest, biorąc pod uwagę, że jako ludzie lubimy przyglądać się innym, patrzeć jak się zachowują. Podsłuchiwać lub przypadkowo usłyszeć to, o czym rozmawiają inni. Oczywiście najlepiej tak się przyglądać i przysłuchiwać, żebyśmy sami nie zostali zauważeni. I możliwe, że w takiej sytuacji usłyszane słowa bardziej zostają nam w głowie.

Taka sytuacja pozwala też niejako z boku wygłaszać swoje opinie i uwagi. Pamiętacie staruszków z „The Muppet Show”? – ich loża też nie znajdowała się w centralnej części widowni.

A może gdy ktoś z ekranu patrzy wprost na nas, przekazując to, co ma do powiedzenia, to może nasza podświadomość szeptałaby: „on cię też widzi”? No i trzeba byłoby ściągnąć nogi rozłożone na stole, podnieść się z kanapy i jakoś tak bardziej „się ogarnąć”.

Pewnie wytłumaczenie też jest inne. Telewizję oglądamy średnio około czterech godzin dziennie. I teraz proszę sobie wyobrazić – gdyby ktoś tak przez te cztery godziny cały czas do nas mówił, patrząc prosto w oczy – czy bylibyśmy w stanie to znieść?

Takie życie sfilmowane z boku, a nie en face – choć mniej nachalne, jest chyba bardziej wciągające. Wystarczy posłuchać opowieści aktorów (zazwyczaj tych serialowych), którzy mówią, że ludzie zaczepiają ich na ulicy i rozmawiają jak z bohaterami sitcomu, których grają.

Patrzenie w kamerę – czyli w efekcie bezpośrednio na naszego telewidza – jest mocno perswazyjne. I wykorzystują to politycy. Ważne przemowy głów państw, orędzia prezydentów czy premierów – mają właśnie taką formułę mówienia prosto w obiektyw. Taki przekaz podkreśla wagę słów. Oczywiście pod warunkiem, że ta formuła nie jest nadużywana.

Bo taki przekaz jest też bardziej męczący. A jak się widz zmęczy, to może po prostu wyłączyć telewizor.

Małgorzata Rakowiec

PS Prosto do państwa mówią też z ekranu prezenterzy telewizyjni i dziennikarze nadający relacje. Ale ich prosiłabym nie wkładać do jednej grupy z politykami. My w taki sposób staramy się przekazywać państwu naprawdę ważne i ciekawe informacje. Ale oczywiście pilot jest w państwa rękach.

Małgorzata Rakowiec 
dziennikarka, prezenter i wydawca Panoramy TVP Gdańsk. Wieloletnia korespondentka Polskiej Agencji Prasowej i Agencji Reuters. Laureatka Ostrego pióra, nagrody przyznawanej przez Business Centre Club.