Laureaci FPFF z 2010 roku

Kontrowersyjne werdykty, ingerencja partyjnych polityków, cegła zamiast nagrody głównej, Złote Lwy wyrzucone przez okno - historia
Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych pełna jest intrygujących wydarzeń i anegdot.

Polski festiwal filmowy o charakterze narodowym miał być socjalistyczną odpowiedzią na burżujski festiwal w Cannes. Lucjan Bokiniec, pierwszy dyrektor festiwalu marzył, aby impreza odbyła się w Sopocie. Tamtejszy deptak kojarzył mu się bowiem z Croisette w Cannes.

Prawie jak w Cannes

Gospodarzem został ostatecznie Gdańsk ze swoim kinem „Leningrad”, aczkolwiek pokazy odbywały się głównie w sopockich kinach „Bałtyk” i „Polonia”. Łącznie do dyspozycji widzów było tylko 1000 miejsc, dlatego aktorów i dziennikarzy witano na raty. Ciekawostką jest fakt, że festiwalowe biuro mieściło się na kortach tenisowych, aby się tam dostać, trzeba było przez nie przechodzić. Konferencje prasowe odbywały się w bunkrze w Łazienkach Północnych. Zainteresowanie imprezą było ogromne. Gdy zabrakło miejsc w Grand Hotelu, z pomocą przyszły akademiki.
Wśród imprez towarzyszących miały miejsce m.in. sympozjum Filmowców Krajów Socjalistycznych czy obrady przedstawicieli Sekretariatu Wschodniego Międzynarodowej Federacji Klubów Filmowych (FICC). Większą popularnością branży filmowej cieszyły się jednak nieoficjalne, mocno zakrapiane „sympozja” towarzyskie w sopockim „Spatifie”. Pierwsze Grand Prix FPFF otrzymał „Potop” w reżyserii Jerzego Hoffmana. Nie wiadomo, czy faktycznie taka była wola jury pod przewodnictwem Jerzego Kawalerowicza, czy był to werdykt ustawiony. Fakt faktem, że przez lata werdykty FPFF uzgadniane były z Naczelnym Zarządem Kinematografii.

Kino i władza ludowa

Filmowe wydarzenie od początku mieszało się z polityką. Na IV Festiwalu zgłoszony do konkursu „Człowiek z marmuru” Andrzeja Wajdy uznany został przez urzędnika Ministerstwa Kultury Janusza Wilhelmiego za niebezpieczny w swojej wymowie dla władzy ludowej. Prawdopodobnie dlatego jury pominęło w werdykcie film Wajdy. Krzysztof Zanussi, którego „Barwy ochronne” otrzymały wtedy statuetkę, w geście solidarności z kolegą nie odebrał przyznanej nagrody. Wajdzie dziennikarze wręczyli za to cegłę, która stała się najsławniejszą nagrodą w historii festiwalu oraz symbolem nieufności środowiska filmowego wobec władzy ludowej.
To jednak nie koniec mieszania się polityki i sztuki. „Wodzirej”, faworyt V festiwalu nie otrzymał żadnej nagrody, ponieważ jakiś partyjny notabl miał powiedzieć: „nie potrzeba nam wodzirejów w tym kraju”. VII festiwal natomiast odbył się tydzień po podpisaniu porozumień sierpniowych, towarzyszyła mu więc aura solidarnościowej rewolty, tym bardziej, że gościem wydarzenia był Lech Wałęsa.
O tym, że filmowcy nie mieli po drodze z partyjnymi notablami świadczy anegdota, której bohaterem jest Janusz Kondratiuk. Jak podaje serwis stopklatka.pl, w 1978 roku ten znakomity reżyser mocno przyłożył jednemu z ważnych, partyjnych aparatczyków. Sęk w tym, że Kondratiuk nie wiedział kim jest aparatczyk. Gdy się dowiedział... przyłożył mu jeszcze raz.
W 1987 roku impreza została przeniesiona do teatru Muzycznego w Gdyni. Ówczesnym  decydentom kinematografii przeszkadzało bezpośrednie sąsiedztwo festiwalu, Stoczni im. Lenina i kościoła św. Brygidy.

Nagrody i werdykty

Decyzje festiwalowego jury zawsze budziły protesty i stawały się przyczynkiem do ożywionej dyskusji. W 1989 roku w ogóle nie przyznano nagród regulaminowych, uznano, że wobec zachodzących zmian społeczno - ustrojowych, festiwal w takiej formie jak dotychczas nie ma racji bytu. XVII festiwal wygrał pierwszy polski film wyprodukowany przez niezależnego producenta - „Wszystko co najważniejsze” w reżyserii Roberta Glińskiego. Sporo kontrowersji wzbudził werdykt z 1994 roku, kiedy to główną nagrodę zdobył film „Zawrócony”. Reżyser Kazimierz Kutz był krytykowany za to, że do tematu Solidarności podszedł nie na kolanach, lecz z humorem.
Podczas XIII festiwalu nagrodę za debiut otrzymał Krzysztof Krauze i jego film „Nowy Jork, czwarta rano”. Nagroda niestety wylądowała za oknem po tym, jak reżyser posprzeczał się z żoną. Ciekawa historia wiąże się także z osobą Tila Schweigera. Ten niemiecki aktor został uhonorowany nagrodą za rolę w filmie „Bandyta” Macieja Dejczera. W geście protestu niektórzy polscy aktorzy opuścili wtedy festiwal.
W tym roku Festiwal Polskich Filmów Fabularnych odbędzie się po raz 36. Kontrowersji zapewne nie zabraknie.

Matylda Promień