Ogranicz ilość rzeczy, które cię otaczają do niezbędnego minimum, a będziesz szczęśliwszym człowiekiem. To teza trendu zyskującego coraz więcej wielbicieli, w świecie przepełnionym niezliczoną ilość przedmiotów. Minimalizm ma nas skłonić do zrobienia porządków w naszych domach, w pracy, samochodzie, czy komputerze i powstrzymać przed kupowaniem nowych rzeczy. Czy faktycznie nie potrzebujemy tych wszystkich elementów, które nam towarzyszą każdego dnia?

„Dom minimalisty”, „Uwolnij przestrzeń”, „Chcieć mniej”, „Mniej znaczy lepiej”, „Sztuka prostoty”, „Miej umiar” - to wszystko tytuły książek poświęconych tematowi minimalizmu. Na przekór napędzanej ze wszystkich stron konsumpcji, powstaje trend na ograniczanie liczby rzeczy. To w końcu mamy kupować czy nie mamy? Czy na pewno nie muszę mieć najnowszego modelu telefonu i wazonu z kolekcji premium? Otóż nie musisz. Co więcej, dobrze by było, gdybyś pozbył/a się wielu przedmiotów, które już masz w nadmiarze.

Za dużo do wyboru

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak trudno wam się skupić np. na pracy w domu? Ekspres, miska, owoce, pudełko, podkładka, książka, okulary, kolejny kubek, talerz. Zbyt dużo rzeczy, które nie wracają na swoje miejsce, i które tworzą codzienny chaos w naszej kuchni czy salonie. Czy bałagan, nadmiar rzeczy wpływa na nasz mózg i czy nie lepiej by nam było, gdybyśmy ograniczyli ilość rzeczy wokół nas?

- Im mniej rzeczy w szafie, na biurku, czy w naszej głowie, tym łatwiej dokonać wyboru, podjąć decyzję, skupić myśli i przede wszystkim zauważyć to, co ważne, czyli siebie, a nie to, co nas otacza. Nasz mózg nie lubi znaków zapytania. Otwierając szafę dostarczamy ich sobie bardzo dużo: co ubrać, co do siebie pasuje, w tym wyglądam źle, to nie pasuje do tamtego, co inni pomyślą. To samo jest otwierając lodówkę, szafkę z kubkami. Wielość wyboru może przytłoczyć nawet w tak błahych sprawach jak smak jogurtu. To powoduje napięcia mięśniowe, podwyższa się stres, zmniejsza się koncentracja i zdolność logicznego myślenia, a finalnie poczucie szczęścia i zadowolenia z siebie. Wielość wyboru wprowadza chaos w nasze życie i tworzy bałagan w naszych myślach, a tu im prościej, tym zdrowiej – mówi Julia Chomska – Kuffel, psycholog sportu i biznesu.

Zrób z tym porządek

Oczyszczenie z nadmiaru przedmiotów może dotyczyć właściwie każdej sfery naszego życia. Większość poradników skupia się na uporządkowaniu ubrań, domu z nadmiaru mebli i wszelkich gadżetów i bibelotów, których zasadniczo nie potrzebujemy. Dla przykładu mamy czterdzieści kubków, pięć tarek, sterty książek, do których nigdy nie wrócimy i pudła przedmiotów, których nie tknęliśmy od lat. Kupujemy, magazynujemy, ale tego nie używamy. Ulegamy pokusie posiadania, po to, by za chwilę zapomnieć, że to mamy i kupić kolejną, bardzo podobną rzecz. Dlaczego tak się dzieje?

- Instynkt, by posiadać, czyli kupować więcej, mamy wręcz wdrukowany ewolucyjnie. Dobrze podsumowuje to Scott Galloway, autor książek, profesor marketingu na New York State University. W wystąpieniu, podczas konferencji TED, Galloway mówi, „karą za zbyt mało (zasobów), było niedożywienie lub śmierć”. Nie było kary za zbyt wiele. Bo przez większość historii, sytuacja, w której mielibyśmy za dużo, była mało prawdopodobna. Wręcz niemożliwa. Dziś żyjemy w świecie, w którym nadmiar jest nie tylko możliwy. Jest powszechnie dostępny. I kulturowo akceptowany. Oraz wzmacniany przez komunikaty marketingowe. Marketing to opowieść, dzięki której marki projektują naszą tożsamość. Czasem na bazie realnych potrzeb. Czasem podsycając najprostsze mechanizmy. Jakie? Instynkt ucieczki przed dyskomfortem. Oraz instynkt maksymalizowania przyjemności. Nadal nasza kultura wzmacnia przekonanie o tym, że kupowanie daje przyjemność, że posiadanie gwarantuje wolność i wygodę. Jesteśmy mocno indoktrynowaniu przekazem marketingowym. Nawet jeśli uznajemy, że reklama na nas nie działa, to bardzo często nasze wybory nie są takie „nasze”, jak by się nam wydawało – opowiada Piotr Bucki, wykładowca i szkoleniowiec.

Minimalizm ma bardzo dużo zalet. Jedną z nich jest oszczędność. Oszczędzamy pieniądze nie kupując oraz zarabiamy sprzedając elementy, z których nie korzystamy. Zyskujemy również miejsce. Gdy już wyrzucimy z szafek, szuflad, półek itd., to wszystko, czego nie potrzebujemy, nagle zyskamy bardzo dużo przestrzeni. Ograniczając ilość ubrań w szafie łatwiej nam będzie tworzyć codzienne stylizacje, utrzymać ład i wiedzieć, co my tam właściwie mamy. Robiąc porządek w łazience pozbędziemy się przeterminowanych kosmetyków i leków.

Mniej rzeczy, więcej kreatywności

Skoro nadmiar rzeczy powoduje, że mamy problem ze skupieniem się, to czy poprzez minimalizm możemy zwiększyć efektywność naszych działań, np. lepiej pracować i być bardziej kreatywnym?

- Szum informacyjny, który dociera do nas z każdej strony zaburza naszą uważność na tu i teraz, czyli mamy tendencję do wybiegania myślami w przód lub wstecz, czy zastanawiamy się „co by było gdyby”, często też bujamy w obłokach bądź katastrofizujemy. Żadne z tych działań nie pomaga w skupieniu na pracy, sobie, rodzinie, czy na spotkaniu z koleżanką przy kawie. Nasza kreatywność może być przyćmiona ilością bodźców dostarczanych z zewnątrz. Uważność budzi w nas spostrzegawczość, a spostrzegawczość budzi wdzięczność, bo w nadmiarze rzeczy, produktów, informacji w koło siebie nie dostrzegamy ile mamy. Od tego warto zacząć i zastanowić się, czy faktycznie nie obejdziemy się bez tych kolejnych rzeczy, które mamy w koszyku – dodaje Julia Chomska – Kuffel.

Dotknęliśmy paradoksu: kupujemy, bo myślimy, że potrzebujemy tego, żeby móc więcej, podczas gdy prawda jest taka, że najbardziej kreatywni i twórczy jesteśmy, gdy nie ma wokół nas dużo przedmiotów. Warto spróbować ograniczyć ilość rzeczy wokół siebie i sprawdzić jak to na nas wpływa. Być może zdecydowanie ułatwi to nam codzienne funkcjonowanie.