Lotnisko to ich drugie naturalne środowisko. Uzbrojeni w aparaty fotograficzne, teleskopy i lornetki polują na samoloty. Ustrzelone zdobycze lądują w najbardziej popularnych i prestiżowych serwisach lotniczych. Spotterzy - bo o nich mowa - to planemyśliwi, dla których widok smugi kondensacyjnej, dźwięk silników czy zapach nafty lotniczej to znak, że polowanie czas zacząć!

Spotterem zostać może każdy, bez względu na wiek, płeć, wykształcenie. Najważniejsza jest pasja. 

 

Lubią zadzierać wysoko głowę

Spotting to nie tylko celowanie fleszem w samoloty, ale także pogłębianie wiedzy z zakresu lotnictwa. Miłośnicy awiacji bowiem, choć nie pracują w lotnictwie, posiadają olbrzymią wiedzę o samolotach. Wszyscy profesjonalni spotterzy znają podstawowe parametry samolotów, potrafią określić szybkość, niektórzy po samym dźwięku silników albo smugach na niebie potrafią odróżnić jego rodzaj. Istotna jest też znajomość topografii lotniska czy podstaw meteorologii.

Planespotting to nie tylko zdjęcia i obserwacje latających maszyn. Wśród miłośników lotnictwa są i tacy, którzy uwielbiają słuchać komunikatorów nadawanych przez kontrolerów ruchu lotniczego. Drugich fascynują amerykańskie boeingi. Jeszcze inni prowadzą rejestr wylotów i przylotów samolotów rządowych lub są tacy, którzy zapisują jedynie znaki rejestracyjne statków powietrznych. Jedno jest pewne - każdy z nich kocha to, co robi.

– Są spotterzy, którzy fotografują tylko samoloty swoich ulubionych marek - opowiada spotter Marcin Jankowski. – Jeszcze inni polują na specyficzne malowania, kolejni lubą być na lotniskach dla samego bycia, dla poczucia, że lotnisko to pewnego rodzaju organizm, który tętni życiem jak małe miasteczko. Znam też ludzi, którzy marzą o przygodzie z lotnictwem, ale ze względu na koszta nie są wstanie spełnić swoich marzeń i pozostaje im tylko patrzenie zza płotka jak kolejna kilkunastotonowa maszyna wzbija się w powietrze. We mnie jest każdego po trochu – podsumowuje.

 

Z miłości do maszyn

Spotterzy kochają samoloty miłością bezwarunkową. Są tacy, którzy potrafią pokonać setki kilometrów tylko po to, by zobaczyć najnowszy model i uwiecznić go w kadrze. Często zdarza się, że rozkład dnia podporządkowują samolotom. W czasie urlopów zamiast wylegiwać się na egzotycznej plaży, wolą czatować na lotniskach goniąc za żelaznymi ptaszyskami. Aby się odpowiednio przygotować, przeglądają rozkłady lotów w internecie, podsłuchują komunikaty nadawane z wieży kontroli ruchu na lotnisku. Mają też swych informatorów wśród personelu portu.O tym, jak spotting może wciągnąć, przekonał się Łukasz Majer, członek gdańskiego stowarzyszenia spotterów EPGD. 

– Kilka razy przedzierałem się przez zasieki, aby wejść na opuszczone lotniska. Zatrzymywany przez ochronę tłumaczyłem się z przewagi mojej pasji nad zdrowym rozsądkiem. Znalazłem namiary na gdańskich spotterów. Zapisałem się do stowarzyszenia – opowiada Łukasz. – Później zacząłem inwestować w kolejną pasję, jaką jest fotografia. Sprzęt foto był wybierany również pod kątem fotografii lotniczej. Teraz gdy spoglądam w niebo i widzę lecący samolot, już wiem, że to np. Boeing 747 na trasie Frankfurt - Pekin to Boeing – dodaje z uśmiechem.

Do gdańskiego stowarzyszenia należą także kobiety. Jedną z nich jest Izabela Guga Marek, której miłość do awiacji zaczęła się od... randki.

– Był rok 2007, kiedy mój mąż, a wtedy jeszcze narzeczony, zabrał mnie na randkę pod płot lotniska w Gdańsku - Rębiechowie. Wtedy się wszystko zaczęło. W okolice lotniska przyjeżdżaliśmy w każdej wolnej chwili. Pod płot jeździmy także z naszym 9. miesięcznym synem Mikołajem, który pierwszy raz „zażył” spottingu, kiedy miał 3 tygodnie – mówi Iza.

 

Pasja ze szczyptą ryzyka

Pasja spotterów stała się na tyle poważna, że dziś posiadają oni swoje stowarzyszenia, porozumienia z władzami lotniska, czy specjalnie wydzielone miejsca do obserwacji. Gdańscy  spotterzy przeszli specjalne szkolenie, takie jakie przechodzą pracownicy portu. Na szkoleniu poznali zasady bezpieczeństwa obowiązujące na lotniskach, dowiedzieli się, jak należy postępować, gdy np. ktoś z nich zauważy pozostawiony bez opieki bagaż. Przeszli także kurs przeciwpożarowy oraz nauczyli się udzielać pierwszej pomocy. Podczas przylotów i treningów spotterzy mogą przebywać - w asyście specjalnej ochrony - w niektórych miejscach lotniska, gdzie zakazany jest wstęp osobom postronnym. 

Nie wszędzie jednak spotterzy traktowani są tak, jak w Gdańsku. W niektórych zakątkach świata postrzegani są jako ludzie zagrażający bezpieczeństwu. W Grecji czy Indiach traktowani są jak szpiedzy. Swojego czasu głośna była w Wlk. Brytanii sprawa dwóch planespotterów z Bristolu, Stephena Hamtpona i Stevena Ayersa, którzy zostali aresztowani w Indiach za nielegalne monitorowanie statków powietrznych. Obaj Brytyjczycy wzbudzili podejrzenie personelu hotelowego, kiedy zapytali pracowników hotelu w Delhi o pokój z widokiem na pas startowy. Reakcja obsługi hotelowej była jednoznaczna: prawdopodobnie to terroryści. Tym bardziej, że spotterzy byli w posiadaniu lornetki, wyspecjalizowanego sprzętu stosowanego do zapisu rozmów pomiędzy wieżą kontrolną, a pilotami oraz aparatami fotograficznymi. Szybko zostali aresztowani pod zarzutem nagrywania rozmów pilotów i kontroli ruchu lotniczego. Na nic się zdały tłumaczenia Brytyjczyków, że są spotterami i przywiodła ich tam pasja fotografowania samolotów. Groził im trzyletni pobyt w więzieniu. Na szczęście cała historia skończyła się dla  nich szczęśliwie.

 

Szkiełko i oko

Największym autorytetem w tej dziedzinie jest Sam Chui, Australijczyk chińskiego pochodzenia. Jego zdjęcia podziwiają spotterzy z całego świata. Chui ma tak dalece zaawansowane znajomości w lotniczych areopagach, że bez żadnych problemów wpuszczają go na pokład i do kokpitów najbardziej oryginalnych samolotów i śmigłowców. Zaś biblią spotterów jest portal www.airlines.net, który stanowi ogromny zbiór zdjęć związanych z lotnictwem. Tam spotterzy ze wszystkich zakątków świata oceniają się nawzajem, komentują osiągnięcia kolegów. Gdańskie stowarzyszenie EPGD Spotters od lat zalicza się do światowej czołówki.

– Zdjęcia osób z naszej grupy wykorzystywali producenci samolotów Embraer i Cessna w swoich materiałach reklamowych. Ukazywały się również w wielu ogólnopolskich mediach. W ubiegłym roku w prestiżowym Airliner World moja fotografia zdobyła 2 miejsce. Warto nadmienić, że w naszym gronie jest właściciel strony www.flightradar24.com, która to zrobiła furorę na świecie podczas ostatnich wybuchów wulkanu. Materiały z tej strony wykorzystywały takie media jak BBC, CNN, Al Yazeera, również gazeta.pl, czy TVN – mówi Jakub Michalak, wydawca serwisu EPGD Spotters.

W pełni profesjonalny sprzęt spottera jest dość drogi. Aby zrobić dobrej jakości zdjęcia „żelaznym ptakom”, trzeba uzbroić się w bardzo dobrej jakości aparat fotograficzny. Każdy „rasowy” spotter posiada skaner lotniczy, dzięki któremu można podsłuchiwać rozmowy pilotów z wieżą kontrolną. Niezbędna jest też lornetka, której koszt może sięgać nawet 2 tys. złotych. Wielu z nich korzysta z teleskopów astronomicznych, do których przykręcają cyfrówki. Dzięki temu mogą rozszyfrować napisy linii lotniczej, rejestrację, a nawet policzyć rzędy okien.

 

Z licencją na pilotowanie

Spora rzesza spotterów nie ogranicza swej pasji fascynacji lotnictwem tylko do fotografowania. Kamil Macniak z Gdańska właśnie rozpoczął kurs skoczka spadochronowego, a w przyszłości chce zrobić licencję pilota. Jego fascynacja samolotami rozpoczęła się gdy był jeszcze dzieckiem.

– Był rok 1994, na trasie Malaga - Las Palmas, pilot zaprosił mnie do kabiny. Setki przełączników, ekrany, mapy, lampki zrobiły na mnie wrażenie – opowiada Kamil. – Poczułem, że samolot to jest moja przyszłość. Zacząłem jeździć na lotnisko w Rębiechowie uzbrojony w aparat fotograficzny. Pewnego dnia trafiłem na stronę internetową, gdzie można umieszczać zdjęcia lotnicze. Wrzuciłem swoje i byłem zdumiony ilością odwiedzin mojej galerii. Zdjęcia były oglądane i komentowane przez ludzi z całego świata – dodaje.

Zamiłowanie do awiacji rozwija też Łukasz Majer. – Wieczorami, jak czas pozwoli oddaję się wirtualnej pasji, czyli lotom w grze komputerowej „Flight Simulator X”. Mam już niezłe doświadczenie i tak myślę, że gdybym musiał zasiąść za sterami, pewnie bym sobie poradził ­– mówi

Magdalena Majchrzak