Miasto kultury i historii, sukcesu i wielkich pieniędzy, w którym czuć powiew wolności. Berlin z otwartymi ramionami przyjmuje każdego, rozkochuje w sobie powoli i na zawsze.

- Ich bin ein Berliner (Jestem berlińczykiem) – te słowa podczas pierwszej wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych w Niemczech od czasu zbudowania Muru Berlińskiego, wypowiedział prezydent USA John F. Kennedy. Niektórzy twierdzą, że popełnił błąd i wyszło, że jest… pączkiem. Prawidłowe użycie niemieckiej gramatyki rzeczywiście może przysporzyć sporo kłopotów. Tak czy inaczej berlińczykiem może tu poczuć się każdy, a i pączki smakują wybornie.

Utknąć w centrum

Centrum miasta porównać można do londyńskiego City - miejscowi pojawiają się tu rankiem, idą do pracy, po czym wracają do siebie. Turyści z całego świata przyjeżdżają tu metrem, na hulajnogach i w autobusach wycieczkowych. W poszukiwaniu największych atrakcji, o których przeczytali w swych przewodnikach, krążą między Alexanderplatz a Bramą Brandenburską i Placem Poczdamskim. Zdeptując utarte szlaki wyjeżdżają przekonani, że Berlin to tylko słynna brama i parę innych charakterystycznych miejsc. Co oczywiste, z takim podejściem nie udaje im się poznać prawdziwego ducha miasta. Jak to zmienić? Najlepiej ruszyć zupełnie inną ścieżką i poznać autentyczne miejsca, o których nie piszą autorzy w standardowych przewodnikach.

Oczywiście o najważniejszych punktach na turystycznej mapie miasta nie wolno zapominać, szczególnie, jeśli jesteśmy tu pierwszy raz. Na listę „must see” warto wpisać Plac Aleksandra, Wyspę Muzeów, Bundestag, Bramę Brandenburską, Pomnik Pomordowanych Żydów, pałac Bellevue i Kolumnę Zwycięstwa. Wielu wrażeń dostarczy spacer słynną Aleją Lipową prowadzącą od Mostu Zamkowego do Bramy Brandenburskiej, Pałac Księżniczek, Pomnik Fryderyka Wielkiego i doskonale nadający się do wizyty z dziećmi gabinet figur woskowych Madame Tussauds. Można też poszukać śladów Davida Bowiego, który mieszkał kiedyś w Berlinie Zachodnim. Właśnie tu napisał jedną ze swoich najsłynniejszych piosenek - „Heroes”.

Po drugiej stronie muru

Przez prawie pół wieku front zimnej wojny przechodził przez Berlin. 13 sierpnia 1961 rozpoczęła się budowa Muru Berlińskiego. Dawną granicę rozdzierającą miasto na dwie części dojrzeć można dziś w centrum. Fragmenty muru dzielącego dawniej miasto zostały zachowane jako pomniki w najróżniejszych miejscach pamięci w Berlinie. Są tacy, którzy resztek realnego muru szukają węsząc po ziemi. Dosłownie! I nie ma w tym nic dziwnego. W centrum warto uważnie patrzeć pod nogi, aby wzrokiem wyśledzić wpuszczony w asfalt podwójny rząd brukowych kostek zaznaczających przebieg muru. Szerszy pogląd na temat daje Miejsce Pamięci Muru Berlińskiego przy Bernauer Strasse. W tym miejscu odcinek pasa granicznego zachowany jest w stanie oryginalnym ze wszystkimi zabezpieczeniami granicznymi.

Mur Berliński to też przejścia graniczne między wschodnim a zachodnim Berlinem. Jedno z 8 powstało na Friedrichstrasse. Tutaj w październiku 1961 roku kierowały ku sobie swoje działa czołgi amerykańskie i radzieckie, tutaj udawały się liczne ucieczki. Słynny Checkpoint Charlie, funkcjonujący do 1990 roku, pozostał w swym dawnym miejscu, stając się szczególnym miejscem pamięci. Przy kopi oryginalnej białej budki obłożonej workami wypełnionymi piaskiem, z megafonem, reflektorami i tablicą z napisem „US Army Checkpoint”, turyści z uśmiechem pozują tu do zdjęć.

Jest jeszcze jedna ciekawa, ale też całkiem odmienna pamiątka przeszłości. Z powierzchnią około 300 hektarów Park Tempelhof jest jedną z największych otwartych przestrzeni miejskich na świecie, prawie tak dużą jak Central Park w Nowym Jorku. W alternatywnych miejscach czas lubi tu spędzać młodzież, starsi gustują w oryginalnych knajpkach. Dawniej sporo się tu działo. Budynek lotniska w latach 30. XX wieku był jednym z największych na świecie. Po II wojnie światowej lotnisko znajdowało się w amerykańskiej strefie okupacyjnej. W latach 70. i 80. zachodnioberlińskie lotnisko dla uwięzionych za żelazną kurtyną mieszkańców demoludów stało się prawdziwą bramą do wolności. Wielu zdesperowanych Polaków lądowało na Tempelhof uprowadzonymi samolotami, uciekając z komunistycznej rzeczywistości. W latach 1963–1987 wylądowało tu 16 uprowadzonych z Polski maszyn. Nie przypadkiem na polskiego przewoźnika w czasach komunizmu mówiono „LOT, czyli Landing On Tempelhof”.

Dla ciekawych dawnych lat, hitem, który wprowadza w temat podzielonego Berlina może być też zwiedzenie Muzeum NRD. To miejsce pozwala dosłownie dotknąć rzeczywistości stworzonej przez komunizm. Przebojem jest symulowana przejażdżka trabantem, wirtualna przymiarka ubrań z tamtych czasów, a nawet próba pisania cyrylicą.

Ścieżki nieoczywiste

Jest w Berlinie wiele miejsc znanych wyłącznie miejscowym. Odkrywanie tych zakamarków przez kogoś, kto wpada tu jako gość, może stać się wielką przygodą. Ot, choćby w RAW-Gelände, nietypowe centrum kultury powstałe w opuszczonych budynkach taboru kolejowego w dzielnicy Friedrichshain-Kreuzberg. Stworzono tu najprawdziwszy plac zabaw dla dorosłych. Serio! Natomiast East Side Gallery to fragment muru berlińskiego, który stał się największą na świecie galerią na powietrzu. Murale zaczęły powstawać już chwilę po upadku muru, wciąż pojawiają się nowe.

Jeśli chcecie w Berlinie spędzić czas niesztampowo, znajdźcie czas na wizytę na niedzielnym pchlim targu na Boxhagener Platz, na seanse filmowe w b-ware Ladenkino, odwiedzenie modernistycznej Frankfurter Allee z takimi perełkami jak Kosmos, Galerie im Turm, Kino International i Café Moskau. Warto odwiedzić też ogród zoologiczny, albo przyglądać się gwiazdom i planetom w planetarium Zeiss. Wytchnienie przynosi oglądanie panoramy Berlina. Tu mamy kilka opcji - można wdrapać się na wieżę kościoła Zionskirche, albo na szczyt gmachu Reichstagu. Lubiącym pokonywać setki krętych schodów pozostaje do zaliczenia Kolumna Zwycięstwa. Berlińskim klasykiem jest też zakończona okrągłą, błyszczącą kopułą wieża telewizyjna Berliner Fernsehturm. Czy to popularne miejsce? Owszem. Statystyki mówią, że rocznie wpada tu milion odwiedzających. Spokojniej i zarazem w otoczeniu miejscowych obejrzymy panoramę miasta w Klunkerkranich. Ten bar o hipsterskim wystroju, który usadowił się na dachu centrum handlowego w dzielnicy Neukölln, serwuje wyjątkowy widok na Berlin i świetne drinki. Kwitnie tu życie nocne, podobnie jak w innych zakamarkach miasta. Fascynująca berlińska scena klubowa przyciąga imprezowiczów z całego świata. Do legendarnych miejsc należą SO36, Tresor, Berghain i stale przybywa nowych klubów o zwariowanych nazwach, w zwariowanych miejscach.

Być jak Jack Nicholson

Bez prestiżowych restauracji, tanich knajpek, barów, lokali gastronomicznych i klubów Berlin nie istnieje. Tu serwuje się smaki z niemal każdego zakątka globu. Są różności kuchni jamajskiej, meksykańskiej, rosyjskiej czy smaki Bliskiego Wschodu. Kilka adresów szczególnie upodobali sobie artyści i gwiazdy Hollywood, czołowi politycy i biznesmeni. W „Café Einstein” roi się od posłów i ministrów, a do „Borchardta” na sznycla po wiedeńsku z sałatką ziemniaczaną wpada Angela Merkel z mężem, Obama, Jack Nicholson i Nicole Kidman. Natomiast George Clooney lubi delektować się stekiem Kobe Beef w „Grill Royal”.

Stolica Niemiec znana jest też z genialnych śniadaniowni. Te rozsypane są po całym mieście. W centrum, na każdym rogu wyrasta miejsce, w którym można dobrze rozpocząć dzień. Podobnie rzecz ma się z winiarniami. Przecież 13 regionów uprawy wina w całym kraju ma do zaoferowania więcej niż tylko słynnego Rieslinga. Na lampkę wina warto wpaść do Rosengarten am Weinbergsweg albo Weinerei Forum. Piwo dobrze smakuje niemal w każdym w ogródku.  

Street-food to osobny temat. Na plan pierwszy wysuwa się kebab. Ten berliński klasyk zagościł tu blisko 50 lat temu, gdy w 1971 i 1972 roku imigranci z Turcji otworzyli lokale z tym prostym daniem w Berlinie Zachodnim. Dziś smakosze wszelkiej maści rozpowszechniają opinię, że w Berlinie serwuje się najlepsze kebaby uliczne w Europie. Sprawdźcie, czy mają rację…