Michał, Patryk i Tomek

Wiosną i latem pływają rekreacyjnie, głównie dla podtrzymania formy. Prawdziwe pływanie zaczyna się dla nich wtedy, gdy z wody znikają tysiące wakacyjnych deskarzy, termometry wskazują mniej niż 10 stopni Celsjusza, a siła wiatru osiąga nawet 8 stopni w skali Beauforta. Windsurfing w takich warunkach pogodowych zarezerwowane jest tylko dla prawdziwych twardzieli.

Patryk - właściciel firmy budowlanej. Michał - właściciel sieci sklepów i hurtowni elektrycznych. Tomek - nauczyciel akademicki. Trzej przyjaciele, których połączyła wspólna pasja. Gdy tylko silniej powieje zrzucają firmowe ubrania, ładują sprzęt na samochody i spotykają się na Półwyspie Helskim. Najczęściej w Chałupach lub Kuźnicy.

Bezpieczeństwo ponad wszystko

Nigdy nie schodzą na wodę samotnie. Z naturą nie ma bowiem żartów. Nie można jej zaufać, a tym bardziej zlekceważyć. Pływanie przy niskiej temperaturze powietrza i przy niemal sztormowym wietrze to ciągła walka z żywiołami. Zarezerwowane jest dla osób, które dobrze pojęły technikę żeglowania. Windsurfing wbrew pozorom jest mocno techniczną dyscypliną, mniej siłową. Jak przekonują bohaterowie tego tekstu, trzeba czuć sprzęt przy silnych wiatrach, wiedzieć jak układać żagiel i stać na desce.
–  Ktoś, kto jeszcze słabo pływa na desce, będzie często lądować w wodzie, szybko wychłodzi organizm i zwyczajnie nie będzie miał przyjemności z pływania. Dodatkowo w sztormowych warunkach łatwo poniszczyć sprzęt – mówi Michał „Cis” Ciskowski.
–  Oczywiście, że to jest niebezpieczne. Bez tego nie byłoby zabawy. Dlaczego? Bo walczy się z dwoma niebezpiecznymi żywiołami... Chwila nieuwagi i dostajesz cios masztem w potylicę, albo jesteś wkręcony w linki i mielony przez falę, a to akurat nic przyjemnego. Generalnie  trzeba być przygotowanym na wszystko i najlepiej nie pływać samemu –  mówi Tomek Jastrzębski.
A Michał dodaje.
–  Pływanie w takich warunkach zawsze niesie jakieś ryzyko, szczególnie jak się pływa na otwartym morzu. Nie słyszałem co prawda o śmiertelnych wypadkach, ale porwane żagle, złamane deski i maszty, kontuzje takie, jak skręcenia, zbicia, czy nawet złamania są częste. Trzeba zawsze pamiętać, że wiatr i woda to dwa żywioły, których nie da się okiełznać.
Uderzenie głową o maszt może skończyć się tragicznie, nic więc dziwnego, że niektórzy pływają w kaskach.  –  Kłopot robi się też, gdy złamie się paleta, czyli łącznik masztu z deską. Wtedy ciężko jest wrócić do brzegu. Przydaje się w takich sytuacjach asekuracja kolegów –  mówi Patryk Stępniewski.

Polowanie na wiatr

Pływanie późną jesienią ma dwie zasadnicze zalety: mało ludzi i dużo solidnego wiatru. Latem uprawia się raczej pływanie „rekreacyjne” przy niezbyt mocnych wiatrach, za to przeciskając się między ludźmi na akwenie. W październiku i listopadzie na wodzie zostają głównie miejscowi zapaleńcy polujący na te mocniejsze wiatry, które latem występują bardzo rzadko.
–  Co prawda aura odstrasza wtedy nawet od spaceru, ale jak ktoś złapie bakcyla, to nie zwraca uwagi na takie detale. Najprzyjemniej pływa się na wiatrach od 5 stopni w skali Beauforta (ok 35 km/h) do mocnej „ósemki” (ok. 75 km/h) i właśnie takimi wiatrami rozpieszcza nas okres październikowo-listopadowy. Na wiatry powyżej 5 „beaufortów” bezpiecznie jest wchodzić jak opanuje się pływanie na deskach o mniejszym litrażu. Jednemu zajmie to kilka „pływań”, innemu całe życie, nie ma reguły – mówi Tomek. Latem, gdy wiatry nie są zbyt mocne, zazwyczaj pływa się na deskach o wyporności większej niż masa ciała surfera i dużych żaglach, można wtedy osiągnąć spore prędkości. To też fajna zabawa.  –  Jesienią zaś, przy silnych wiatrach przesiadamy się na deski typu Wave, często o wyporności mniejszej niż waga surfera i zakładamy małe żagle. Wtedy dopiero adrenalina potrafi uderzyć do głowy. To uczucie, którego nie da się porównać z żadnym innym –  dodaje Tomek.
Im mocniej wieje tym lepiej. Każdy szanujący się windsurfer posiada kilka rozmiarów żagli. Zakłada je zależnie od siły wiatru. Ostrzeżenia w wieczornych wiadomościach o silnym wietrze na Pomorzu i sztormie na Bałtyku oznaczają dobre, wymagające pływanie. –  W niskich temperaturach jednak długo się nie popływa. Dwie, trzy godziny i człowiek ma dosyć, może wracać do domu zadowolony –  dodaje Michał.

Pływanie nie tylko w Polsce

Koniec listopada to także koniec sezonu windsurfingowego. „Deskarze” z utęsknieniem czekają na pierwsze oznaki wiosny lub też wyjeżdżają za granicę. Patryk, Michał i Tomek niedługo planują wypad do Egiptu. Trochę bardziej egzotyczne kierunki wybiera Robert Stachura, trójmiejski architekt.
–  Pływałem już w Chorwacji, Egipcie, Australii, ale najwięcej wrażeń mam z RPA. Z prawie trzema tysiącami kilometrów linii brzegowej, tropikalnymi plażami, obecnością dwóch oceanów, których starcie tworzy doskonałe warunki wiatrowe przez cały rok, RPA jak żaden inny kraj zasługuje na miano windsurfingowego raju – mówi Robert Stachura. Znajdują się tu jedne z najsłynniejszych na świecie spotów kitesurfingowych i windsurfingowych, o dużej różnorodności zafalowania i mocy wiatru. –  Moim ulubionym miejscem w RPA jest plaża Sunset Beach. Na tym akwenie warunki wietrzne pozwalają zarówno na szybką jazdę, jak i efektowne skoki. Atrakcją są tutaj wysokie fale od 2 do nawet 4 metrów. Wiele satysfakcji sprawiało mi także pływanie na Little Ponta Preta, łamiące się fale i wystające z wody skały to wyzwanie dla każdego, nawet najbardziej zaawansowanego windsurfera –  dodaje Robert.

Poczuć wolność

Tak naprawdę prawdziwi pasjonaci mówią, że nie ważne, gdzie się pływa, ważne, że w ogóle się pływa. Bo to sport, który daje po prostu poczucie wolności. W końcu jest to ujeżdżanie żywiołów, wody i wiatru, a chęć podporządkowania sobie natury chyba tkwi gdzieś głęboko w ludzkiej podświadomości.
–  Staram się żyć aktywnie. Jeżdżę na motocyklu, jestem Morsem, lubię snowboard, narty, ale nic nie daje mi takiej satysfakcji, jak windsurfing. Prędkość na wodzie odczuwana jest w sposób szczególny, wrażenie potęguje jeszcze otwarta przestrzeń. Gdy patrzysz na wygięty żagiel i wodę rozpryskującą się spod deski ogarnia człowieka stuprocentowa satysfakcja podsycana napływającą adrenaliną. To idealny sposób na oderwanie się od kłopotów dnia codziennego, jestem tylko ja, wiatr, deska i woda... wspaniałe uczucie –  zachwala Patryk.

Pasja, przyjaźń, wspomnienia

Windsurfing to niekończąca się opowieść. Daje przede wszystkim nieograniczone możliwości rozwoju. To sport, którego można uczyć się całe życie, a robione postępy dodają wiary we własne możliwości.
– Windsurfing to piękny sport. Wymaga kondycji fizycznej, koordynacji i siły charakteru. To sport dla osoby jednocześnie energicznej i cierpliwej. Jak nie masz tego, nauka przyjdzie trudniej, ale liczy się samozaparcie. Reszta przyjdzie z czasem. W windsurfingu kocham progres. To, jak uczysz się nowych rzeczy i zaczynają Ci wychodzić. Każdy sezon jest inny, przynosi coś nowego. Dlatego też ten sport nigdy się nie znudzi. Pływanie jesienią dostarcza wolności, niezapomnianych wrażeń. Obcujesz z żywiołem i próbujesz cząstkę jego siły zamienić na prędkość i finezję. Nie ma korków i zgiełku turystów, pseudodeskarzy. Liczy się także przyjaźń. Mimo, że to sport indywidualistów, dzielimy pasje, wymieniamy sie wrażeniami –  kończy Michał.
Pasja, przyjaźń, wspomnienia - i o to w tym wszystkim chodzi.

Jakub Jakubowski